On idzie i ona idzie
Ugniatają milczeniem śnieg
Czas międli się między palcami
Ubija na ziarenka pary
Ona ma jakąś czapkę z białej wełny
Może rękawiczki szare i grube rajstopy
On myśli jak nie ugryźć się w język
Zanim mróz upora się z szalikiem
na komendę wron
Oboje otwierają usta
polują na słowa
dwa kundle zza płotu
Ona mówi do niego
O sprawach trwalszych niż mrozy i roztopy nawet
On zbija jej lato lodowatym śmiechem
Wieczorem rozejdą się ich pory roku