W październiku 1972 roku, radiową książką miesiąca była „W walce o polskość" Tadeusza Gustawa Jackowskiego, (syna Tadeusza i Pauliny z Chłapowskich), posła nadzwyczajnego i ministra pełnomocnego w Brukseli i Luksemburgu. Wśród fragmentów pamiętników tego wielkiego dyplomaty II RP, które czytał 40 lat temu Tadeusz Włódarski, jeden poświęcony był prezydentowi Gabrielowi Narutowiczowi, z którym autor miał bezpośredni kontakt polityczny.
Otrzymuję list od syna Tadeusza Gustawa Jackowskiego, artysty grafika, mieszkającego obecnie w Krakowie – Tadeusza Maksymiliana Jackowskiego. Profesor jest Członkiem Honorowym naszego Salonu Artystycznego im. Jackowskich w Pobiedziskach k/Poznania. Na przesłanej do Salonu płytce CD, znajduje się m.in. – profesor pisze : „ fragment rozdziału o Paderewskim, w którym ojciec opisuje swoje wrażenia i wspomnienia związane z koncertem Mistrza dn.6 VI 1931 roku w Teatrze Champs Elysees w Paryżu.[...] Niezwykłym zrządzeniem okoliczności na owym koncercie 6 VI 1931 roku (o godz. 15–tej) pojawiła się również 35–letnia śpiewaczka, będąca wówczas m.in. korespondentką „Kuriera Wileńskiego".[...] Mniej więcej rok później poznała w Brukseli mego ojca, na przyjęciu wydanym przez polską Ambasadę, specjalnie dla niej, po jej udanym koncercie – recitalu w brukselskiej filharmonii".Tą korespondentką, śpiewaczką była późniejsza matka dwóch synów a potem profesorów : Antoniego Tadeusza i rok młodszego Tadeusza Maksymiliana Jackowskich – Maria Modrakowska.
„Gdy gruchnęła wiadomość, że „Pader" wraca z Ameryki i da w Paryżu dwa koncerty, 6 i 13 czerwca (pierwszy na pomnik Debussy ego, drugi na rzecz studentów francuskich), w naszem stowarzyszeniu zawrzało jak w ulu. Drugi koncert został odwołany z powodu nagłego pogorszenia się stanu zdrowia pani Paderewskiej. Cały dochód, który już był z kompletnie wyprzedanej sali – pokrył Paderewski z własnej kieszeni. Gdy mu proponowano, że zagra na ten sam cel w jesieni – powiedział: Przecież studenci nie mogą czekać tak długo".Tak pisze w swym felietonie pt. „Zdjęcia amatorskie z Paryża" w „ Kurierze Wileńskim" w czerwcu 1931 roku – Maria Modrakowska . Należy nadmienić, że I.J.Paderewski grał bezinteresownie po wojnie na wszystkich koncertach dawanych w krajach alianckich. Dochód przeznaczony był na cele dobroczynne. Paderewski np. po koncercie w Brukseli, na którym obecna była para królewska (królowa Elżbieta i król Albert I), wręczył Tadeuszowi Gustawowi Jackowskiemu czek na 1000 franków szwajcarskich, jako ofiarę dla przedszkoli polskich w zagłębiach belgijskich. Pamiętajmy również, że w roku 1902 hakatyści i władze pruskie urządziły bojkot opery „Manru" na scenach niemieckich za to,że kompozytor zakupił 50 akcji Banku Ziemskiego w Poznaniu, wspomagającego polskich ziemian i chłopów przeciw wykupowi ich ziem przez pruską Komisję Kolonizacyjną. W ciągu 3 lat – do 1918 roku daje ponad 140 koncertów i wygłasza ponad 340 przemówień na rzecz pomocy Polsce, odbywając podróże po całych USA. Uczestniczy w spółce, dzięki której powstaje gmach Filharmonii Warszawskiej, Hotel „Bristol". W Kościelisku powstaje sanatorium dla chorych na gruźlicę. Pomaga ofiarom procesu w Gnieźnie, gdzie skazano 23 rzemieślników i robotników z Wrześni za obronę dzieci polskich pobitych w pruskiej szkole. Był fundatorem pomnika Grunwaldzkiego w Krakowie w 500–ną rocznicę zwycięstwa. Na cokole napis – „Praojcom na chwałę, rodakom na otuchę".
W organizowaniu koncertów z udziałem pary królewskiej, czynny udział brał również ambasador polski w Paryżu – Alfred Chłapowski .
W maleńkim Studio u Pleyela wrzało, walczono o bilety i pytano „Czy on naprawdę tak gra? – Czy ręka mu jeszcze nie drży? – Czy palce go nie zawodzą? – A pamięć? Nadeszła wreszcie utęskniona sobota . Na estradzie Teatru des Champs – Elysees dostawiono setki krzeseł dla młodych muzyków.
„Sala była nabita. Nie znalazłoby się skraweczka miejsca, gdzie można by jeszcze przysiąść lub przystanąć" – czytam dalej w felietonie Marii Modrakowskiej .[...] „A potem znów cisza – i tym razem wchodzi naprawdę on. Szczupły, średniego wzrostu Pan w długim surducie, niskim kołnierzyku i białym krawacie, z bujną, siwą czupryną. Nie,nie Pan. Panujący. Cała sala powstaje z miejsc i po chwili religijnego niemal milczenia – zrywa się burza oklasków. On kłania się z prostotą, po kilka razy i siada do fortepianu. Cisza. Siedzę tuż obok i widzę lwią głowę, szare, przenikliwe oczy i zaciśnięte usta."
„Zanim uderzył w klawisze, rozpoczęłam z nim walkę. To nie może być, aby on naprawdę tak grał, jak o tem piszą i mówią. Niemożliwe, aby po tylu latach mógł jeszcze do tego stopnia czarować tłumy, że zapominają o najwymyślniejszych wymaganiach nowoczesnej techniki. To nic, że miał świeżo w Ameryce 83 koncerty i powodzenie wprost niesamowite – przyczyna musi leżeć bądź w snobizmie publiczności, bądź w masowej sugestii, bądź w szacunku dla jego nazwiska.. Siedziałam zacięta i zła jak wróg.. Nastroiłam się na wyłapywanie nieczystych nutek, zamazanych gamek i owych słynnych „nierówności uderzenia", które podobno Paderewski robi przy Chopinie, a których, żywiołowo nienawidzę.
Zaczął od Warjacji Brahmsa na temat Handla. Nic. Świetne, mistrzowskie wykonanie niezwykle trudnej i niewdzięcznej kompozycji. Żadnego żeru dla mego wrogiego nastroju, żadnego entuzjazmu. Sonata Beethovena d–moll, op. 31. Grałam ją niegdyś, znam każdą nutkę, lewej i prawej ręki [...]. Coś chwyta mnie za serce – coś mroczy mi pamięć i roztęża wolę. Jest chwila, w której znika mi sprzed oczu sala, Erard i on, a pozostaje tylko czysta muzyka i wspomnienie najcudowniejszych przeżyć duszy.[...] – potem zapominam o wszystkim i jest mi wszystko jedno jak on gra. […] – tworzy, wyłupuje z siebie serce niby rubin najczystszy ze skały i rzuca go na klawisze, aż dźwięczą i śpiewają one groźnie, boleśnie, krwawo. Boże!.Ten Finał z Sonaty! Tragedja ludzkości z krzykiem szału zrywa się do lotu [...]– kilka potężnych uderzeń w skrwawione skrzydła – i milknie...Ale natomiast na sali zrywa się szał entuzjazmu. Paderewski zmęczony, storturowany, kłania się i wychodzi. Potem były komentarze,pojękiwania, wypieki na twarzach.[...] – Te akordy! Wali w fortepian , jak lew łapą, a każdy ton jest na swoim miejscu! I dlatego nie dziwię się już wcale, że sala wita go powstaniem, że Królestwo Angielscy wstają z miejsc, gdy on się przybliża, że Królowa Belgijska z cudowną prostotą prosi jego sekretarza, aby wybadał wpierw Mistrza, czy ma chęć przyjść do niej na obiad, nie chciałaby mu zrobić przykrości swym zaproszeniem.[...] a ja nie wściekałam się, lecz miałam łzy w oczach i nie mogłam nawet bić brawo […] – dusze modliły się w cichem skupieniu – syte Boga".
Profesor Tadeusz Maksymilian Jackowski dalej pisze w liście: „Ojciec wspominał owe wydarzenie po prawie 30 latach – matka zaś, zupełnie na świeżo,...po dwóch, trzech dniach!!!
„Żałuję, że mało znam się na muzyce i że nie mogę tu opisać genialnej gry naszego wielkiego rodaka. Przypuszczać jeszcze należy, że na wszystkich obecnych, wielkich i maluczkich, bogatych i biednych, starych i młodych, wywarła ona wzruszające, niezapomniane wrażenie" – pisze w swej książce „W walce o polskość" Tadeusz Gustaw Jackowski.
W periodyku pt. „Salonowe Spotkania" (nr 8, 1997 r.) przedstawiona została sylwetka Marii Modrakowskiej – Jackowskiej, żyjącej w latach 1896–1965. Artystka. Śpiewaczka. Profesor śpiewu.
Urodziła się w Wieliczce. Już jako dziecko śpiewała i grała na fortepianie. Recytowała, zdradzając duże zdolności aktorskie. Po zakończeniu I wojny światowej, zapisuje się w Warszawie na chemię . Przyjaźni się z Kasprowiczem, Przybyszewskim, Berentem, Strugiem. Odnawia swe kontakty z muzyką.. Jest uczennicą śpiewu u Heleny Ruszkowskiej–Zboińskiej. Jeździ po Polsce z koncertami, występuje w radio, wygłasza prelekcje. W latach 1924–27 nawiązuje bliską współpracę ze Stowarzyszeniem Miłośników Dawnej Muzyki. Otrzymuje stypendium do Paryża, rozpoczynając zawrotną karierę. W Paryżu pobiera kursy śpiewu u Claire Croisa. Historii muzyki słucha u Nadii Boulanger, największego muzykologa, o której Igor Strawiński kiedyś powiedział : „Jedyna istota ludzka, która wszystko słyszy".Tempo kariery artystycznej naszej rodaczki było zawrotne. Setki koncertów w krajach Europy Zachodniej i Północnej Afryki, gdzie w dziesięciu językach śpiewa utwory Chopina, Debussy'go, Duparka, Feur'ego, Ravela. Paul Vale ry powiedział, że jej śpiew przypomina gotyckie witraże. Kompozytorka francuska Marcelle de Manziarby opowiada:
„Miała głos niewiarygodnie czysty, urzekający słodyczą, jedwabisty. Dykcję – jak kryształ i wielką olbrzymią kulturę.. Z koroną złotych warkoczy, wyglądała jak posąg godności i piękna".Wkrótce dyrektor Opery Paryskiej, angażuje Marię Modrakowską na stałe do roli Melizandy w tragedii lirycznej Debuss'ego „Peleas i Melizanda". Rolę tę odtwarza w sposób absolutnie doskonały przez wiele lat z rzędu . Śpiewa również w Londynie, na dworze angielskim z okazji zaręczyn księcia Kentu z grecką księżniczką – Marią.
W 1933 r. zostaje profesorem śpiewu i interpretacji w Ecole Normale de Musique w Paryżu. Staje się natchnieniem największych artystów swej epoki. Piszą o niej książki, sztuki, wiersze, a przede wszystkim komponują pieśni, towarzyszące jej w triumfalnych podróżach po Europie. Maria Modrakowska władała biegle sześcioma językami, śpiewała w dziesięciu. Cieszyła się sukcesami swoich uczniów – Krzysztofa Pendereckiego i innych. Była poetką, pisarką. Helene Vergniaud mówiła „Była zjawiskiem niepowtarzalnym, łączyła w sobie wszystkie niezwykłe cechy: wielką wiedzę, inteligencję, nieprzeciętną kulturę, słodycz charakteru, a przede wszystkim talent, prawdziwą urodę i dumę Polki". W 1938 r. wróciła do Polski. Zygmunt Mycielski – kompozytor, publicysta muzyczny pisał „Mało kto włączał wtedy nowych i nieznanych kompozytorów do swego repertuaru. Śpiewała wszystko po kilku lekturach, po zaznajomieniu się równie dokładnie z tekstem, co i z muzyką". Od 1949 r. zamieszkała w Krakowie. Poświęcała się całkowicie pracy pedagogicznej i życiu rodzinnemu. Napisała sztukę „Agnes" i powieść „Anetka". Była drugą żoną Tadeusza Gustawa Jackowskiego–autora książki „W walce o polskość". Zeszła przedwcześnie z tego świata.
Na cmentarzu w Krakowie żegnały ja tłumy sympatyków, pedagogów, wirtuozów, artystów teatru i filmu. Spoczęła niedaleko grobów Juliusza Osterwy i Karola Frycza. Na nabożeństwie żałobnym zjawiła się – pisze Tadeusz Gustaw Jackowski, niespodziewanie Eugenia Umińska, która na stradivariusie wykonała ulubione przez Marię Modrakowską–Jackowską utwory: arię Bacha, Largo Veraciniego, utwory Paulenca.. Śpiewał Franciszek Delekt, akompaniował na organach Tadeusz Machl – uczeń Nadii Boulanger.
Źródła:
- Tadeusz Gustaw Jackowski – „W walce o polskość"
- Wspomnienie W. Szczuki o Marii Modrakowskiej–Jackowskiej („Za i przeciw" 1967 nr 18 z 19 lutego)
- Wspomnienie Zygmunta Mycielskiego o Marii Modrakowskiej–Jackowskiej („Ruch Muzyczny" nr 23 z 1–15 grudnia 1965).
- list profes
- ora Tadeusza Maksymiliana Jackowskiego