Na środku obszernej izby
znów kołyszę młodszą siostrę
Siedzę na jednym z wyższych boków
zielonej kołyski z nogami na puchowym
materacyku i pracowicie naciskam go
stopami maszeruję lewa prawa
lewa prawa
Bieguny bujają się rytmicznie
niczym wahadło zegara
Znów zbyt głośno śpiewam i babcia
strofuje mnie ostrzegawczym psykaniem
Wiatr przelatuje obok nas drgają ściany
izby faluje dach i wszystkie belki domu
Przymykam oczy aby jeszcze przez chwilę
nie uleciał