Myśmy prosili Boga
niech nie zabijają naszych dzieci
niech nie ostrzą siekier
niech nie święcą wyostrzonych siekier
w swoich cerkwiach
Boże Boże
Oni krzyczeli rezać Lachów
Oni śpiewali rezać Lachów
Smert, smert Lachom
My wieszaliśmy obrazy święte
na najwyższych drzewach
Boże, Boże znikąd nadziei
Spalone domy
patrzyły oczodołami okien
wielkim smutkiem i beznadzieją
Uciekaliśmy – na polach leżały
Zabite dzieci, starcy, całe rodziny
Szukaliśmy znaków na niebie
Uciekaliśmy
Przez łąkę przez krwawą rosę traw
idą watahy rezunów
a sroka płaczka odrętwiała na gałęzi
patrzyła przerażona i niema
na ręce które zabijały
Czy ból trzeba nieść
w nieskończoność
Przecież zapomnieć się nie da
Pamięć rozrywa duszę na kawałki
a żyć trzeba
Końca bólu nie widać
Ty przez niego nas prowadzisz
W oczach z fotografii
pozostało tylko nasze spojrzenie
Tylko pamięć zadeptana bólem
Czeka na swoje zmartwychwstanie
- Tadeusz Tatys
- "Akant" 2012, nr 2
Tadeusz Tatys - Wołyń
0
0