I. Tobie
II. Samotrake
III. Powroty do ciebie zwycięskiej
IV. Po co tyle opowiadasz
V. Śniegi co roku
VI. I oto brama
VII. Niedokończona pieśń
I. Tobie
– daję skrzące klucze
nocnych komnat snu
wspólniczko glorii
obecna nie dłużej
niż słońca garść
w pochmurnym niebie
nie dłużej
niż sensu trwanie
zwycięskiej chwili
rozproszonej w myślach
i pogubionej nagle
w pogorzelisku złudzeń
II. Samotrake
– jak samotność z morza
trwa dla chwały u brzegu
szukając odkrywców słów żeglarzy
z kraju pogańskich bożków Kabiru
– oto sieć grobów delikatna
przygotowuje wojnę zdradliwie
a Samotrake naga
przeciąga się po brzegach
– pusta – napina skroń i liczy
na bogatą ofiarę Nike
III. Powroty do ciebie zwycięskiej
– ogłuszająco piękne –
w strojeniu się w szaty
złote Luwru
– bezgłowego natchnienia
w bezrękim tropie – oto ty
tętnica świata wabiąca
w sens boju zaklinająca
w niebyt łzy oddechu
tniesz powietrze
– cisza
tniesz ziemię
– milczenie
tniesz z piersi słowo
– cierpienie
– odsłaniasz
ziarno ust prawdy zapomnianej
z gałązki oliwnej miecza
IV. Po co tyle opowiadasz
– jak wiesz
usta w tobie ogniem tarcz
dźwięczą powabnie
słowa nagłe z wiosny
jak ziarna kryją się w pamięć
krwawych korzeni chaosu
– nie odchodzisz
nie żegnasz tej drogi
wyłożonej płytami grobów
– ty jesteś miejscem tylko
czasu nikłym zaznaczeniem
niecnych zamiarów prochem
– chmury dymów z palenisk
dobywają się jak kroków pył
bo tylko włos dzieli nas
od podjęcia gorejącego oręża
i w podszepcie zbrodniczym
pójścia na odsiecz zdradzie
na odsiecz
mitom kłamliwym – Nike
i po co tyle opowiadasz ( ? )
V. Śniegi co roku
– topnieją w tobie:
ile trzeba rozpalenia myśli
ukrycia istoty zwięzłej walki
rozwiązania zagadek zwycięstwa
w ziemi topnienia deszczu oziębłości
pamiętania muru kolczastego nawyków
ile trzeba jeszcze okruchów płaczu
drzew zasypywanych śnieżycą niezrozumienia
i ptaka wielkiego
zawodzącego skrzydłem
nad krwawym pobojowiskiem człowieka
– – śniegi topnieją
– otwarto przestrzeń
twojego wieku dojrzałego
kobiety rozwarły szeroko spragnione łona
– a ty krocząc powoli jak w las
duktem miłości pęczniejąc dumnie
ziarnem ślepym
nie mając ku temu żadnej przyczyny
ulegasz metaforom ciała
– jak ptak
rozpościerający się niczym symbol śmierci
niczym krzyż zwycięskiego zatracania
VI. I oto brama
twoje wejście do edenu
– kobieta pali za sobą mosty –
już bez odwrotu trwa nieposkromiona
– ideą bytu dla samej siebie
wkracza w stadium rozrodu
wskrzesza oczy i uszy
zatwierdza smak ciałem
które staje się nieodzownym atrybutem
władzy
buławą przed ołtarzem świata
niedokończonym zapisem bytu
– – brama
jak wejście skończone
dualizmem postrzegania
– oto Nike
zwycięska – (?)
VII. Niedokończona pieśń
łopocze jeszcze w gardle puls pieśni
przywraca dumę pamięci herb
w garści dzień dzierży dzisiejszy
kamienny ciężar co w serca spadł
oto nasz nałóg
w Nike przybrany
z mitycznej wyspy
nieodczytany tren
wiecznie nas zbliża
do niezagojonej rany
ten romantyczny polski pęd
kobieta krzyku bielą ust pełna
czerwieni kroplą w gorączki gest
z ziemi grób ludu płaczący woła
pytaniem o czas nasz o Boga sens
oto nasz nałóg
w Nike przebrany
mesjanizm narodu
w pustosłowiu legł
ten prawdy przybysz
wolności sens trwały
rozpadł się wniwecz
w grzeszną egoizmu pieśń –
- Marek Słomiak
- "Akant" 2012, nr 1
Marek Słomiak - N i k e d w u l i c a
0
0