„14 września późnym popołudniem w asyście oficerów swego sztabu dotarł Napoleon na przedpola Moskwy i ze szczytu góry Pokłonnej ujrzał wreszcie stolicę carów. Była to dlań chwila wielkiego triumfu, a zarazem wielkich nadziei, wydawało mu się bowiem, że po krwawej bitwie pod Możajskiem nieprzyjaciel musi nieuchronnie poprosić o pokój. Jeszcze tegoż wieczora okazało się jednak, że Rosjanie nie chcą wcale kapitulować i że cesarz daremnie czeka przy dorogomilskiej rogatce na deputację bojarów, która wręczyłaby mu klucze do miasta i uroczyście wprowadziła na Kreml. Kiedy nazajutrz w eskorcie strzelców konnych i polskich szwoleżerów przejeżdżał ulicami Moskwy, nie witał go żaden z mieszkańców, a rosyjska stolica zdawała się niemal wymarła" – w ten sposób Robert Bielecki opisuje przybycie Napoleona wraz Wielką Armią do Moskwy w 1812 roku.
Władca wjechał do Moskwy 15 września i przebywał w stolicy carów przez miesiąc. W tym czasie w mieście stacjonowały przede wszystkim gwardie i pułki francuskie. 5 korpus polski nie kwaterował w Moskwie, gdyż otrzymał „rozkaz osłonienia stolicy od południa" . Natomiast inne pułki polskie „przechodziły tylko przez Moskwę i zajmowały pozycje na jej dalekich przedpolach" .
Wkraczającemu do miasta cesarzowi Francuzów i jego żołnierzom ukazały się pierwsze pożary. Jak pisze Robert Bielecki, „przez długi czas publicyści i historycy starali się wyjaśnić, kto wywołał ów kataklizm, który w ciągu trzech dni zniszczył słynne ze swych zabytków „białokamienne miasto". Rosjanie twierdzili, że było to dziełem Francuzów, ci natomiast zrzucali winę na carskiego gubernatora Rostopczyna, którego cechował taki fanatyzm, iż własnoręcznie podpalił swój pałac w Woronowie, aby nie stał się schronieniem żołnierzy tego „rewolucjonisty" Bonapartego" .
Zgodnie z zapisami Bieleckiego pożar w Moskwie rozpoczął się 14 września wieczorem. Ogień pojawił się wówczas „w dzielnicy handlowej w pobliżu tzw. Gostinnego Dworu i na ulicy Solianka, gdzie były kramy z solonymi rybami. Wzniecony został przez niejakiego Woronienkę, agenta carskiej policji, który działał na polecenie gubernatora Rostopczyna" . Z dalszych szczegółowych informacji podanych przez Bieleckiego wynika, że 14 września został także podpalony „bazar na Placu Czerwonym u stóp Kremla, między wieżami Spaską a Nikolską" .
Kolejnym dniom pobytu Wielkiej Armii w Moskwie zostały poświecone liczne zapiski i wspomnienia żołnierzy – uczestników „drugiej wojny polskiej" . Ich autorem jest między innymi Konstanty Janta, adiutant generała Kirgenera, dowódcy saperów gwardii. W Dzienniku wojny moskiewskiej w roku 1812, a szczególnie obrotów głównej kwatery ces. Napoleona czytamy: „Dnia 14 września po południu ujrzeliśmy w końcu z daleka wyniosłe, złocone mury Kremlina i […] cerkiew w stolicy Rosji, nad samym zaś wieczorem całe wojsko stanęło obozem we wsi pod samą Moskwą. Wtem dowiedzieliśmy się, że wszyscy prawie mieszkańcy opuścili ją z Rostopczynem, gubernatorem wojennym, […]. Zaraz ks. Neuchâtel pojechał do miasta dla zaprowadzenia porządku i wziął z sobą dwa bataliony gwardii na utrzymanie wewnętrznej policji" . W dzienniku Janty pojawia się informacja o przesłaniu cesarzowi Francuzów wkraczającemu do Moskwy kluczy do miasta przez gubernatora Rostopczyna wraz z listem polecającym opiece Bonapartego majątki obywateli. W rzeczywistości korespondencję tę wysłał do władcy generał Miłoradowicz, który w liście pisał nie o majątkach obywatelskich, lecz o rannych żołnierzach rosyjskich, którzy pozostali w Moskwie . O tych żołnierzach pisze Roman Sołtyk i szef szwadronu i adiutant generała Sokolnickiego we wspomnieniach poświęconych kampanii rosyjskiej: „[…] naszą uwagę przyciągnęły zwłaszcza szpitale i koszary. Znaleźliśmy tam wielką liczbę chorych i porzuconych rannych, którzy znajdowali się w stanie skrajnej nędzy i byli pozbawieni niezbędnej opieki. Nieprzyjacielscy generałowie pozostawili wprawdzie oddziały dla ich obrony, ale żołnierze, którzy składali te oddziały, zamiast pomyśleć o połączeniu się z armią Kutuzowa, dopuścili się wszelkiego rodzaju wybryków i niemal wszyscy znajdowali się w stanie jak najpełniejszego pijaństwa" . Sołtyk zwraca także uwagę na los mieszkańców płonącego miasta. Pisze, że uciekali oni z najcenniejszym dobytkiem, biwakowali w ogrodach podmiejskich, gdzie głodni oczekiwali „chwili, gdy będą mogli rozejść się po okolicy i połączyć z rodakami" . Adiutant generała Sokolnickiego przypuszcza, że gdyby mieszkańcy Moskwy wiedzieli, że sprawcami pożarów byli Rosjanie, podjęliby wraz z żołnierzami Wielkiej Armii wysiłek opanowania ognia. Sołtyk dodaje: „Jednakże wierzyli oni, że klęska ta była dziełem Francuzów, dlatego też odwracali głowy, gdyśmy zbliżali się, i uciekali jak dzikie zwierzęta" . W swoich zapiskach odnosi się on także do prób ustalenia przyczyn pożarów. Jak zauważa, było to zadanie trudne, gdyż należało udać do tych Rosjan, którzy pozostali w Moskwie. Sołtyk opisuje, jak żołnierze zwracali się po rosyjsku do mieszkańców, by ci otworzyli bramy swoich domów. W jego zapiskach czytamy: „Udało się nam to istotnie przy wielu okazjach, skoro jednak weszliśmy, by zadać pytanie, odpowiadali lakonicznie bądź też w sposób wymijający, bowiem nasz polski mundur odkrywał im już, że jesteśmy nieprzyjaciółmi" . Samym żołnierzom wkraczającym do Moskwy towarzyszyły początkowo wątpliwości odnoszące się do prawdziwych sprawców pożaru. Sołtyk pisze o znanych im „rewelacjach dam z pałacu Musina-Puszkina co do ciemnych projektów Rostopczyna" . Zwraca jednak uwagę na fakt, że pożary mogły być dziełem żołnierzy Wielkiej Armii, której marszowi towarzyszyły nieporządki. Wątpliwości zostały usunięte w chwili, gdy pochwycono kilku ludzi gubernatora Rostopczyna. Ci wyznali, z czyjego polecenia płonęło miasto, po czym zostali natychmiast rozstrzelani. W zapiskach Sołtyka znajduje się także cenna relacja o szczegółach rozkazu rosyjskiego gubernatora. Polecił on, by kilkuset złoczyńców wypuszczono z więzień. Rozdano im „materiały zapalne w wielkiej ilości" i polecono podpalić miasto. O działaniach Rostopczyna czytamy: „Pozostawił nawet przebranych policjantów dla nadzorowania egzekucji swych rozkazów i aby tym pewniej osiągnąć swój cel, zabrał lub zniszczył wszystkie pompy i inne instrumenty, którymi Francuzi mogliby posłużyć się dla zaduszenia pożaru" . Początkowo byli więźniowie nie chcieli wykonać rozkazu. Jednakże ostatecznie pod wpływem między innymi silnego alkoholu „rozbiegli się po różnych dzielnicach miasta i podłożyli wszędzie ogień ze zdumiewającą zaciekłością" .
Cytowany adiutant generała Sokolnickiego dokonuje oceny działania Rosjanina. Zwraca uwagę na fakt, że było ono „nacechowane dzikością" . Jednakże w postawie gubernatora dostrzega także patriotyzm i miłość do ojczyzny. W jego przekonaniu Rostopczyn, decydując się na podpalenie stolicy carów, „wierzył, że zadaje cios śmiertelny Napoleonowi i że ocali swą ojczyznę" . Na miejscu wiejskiej siedziby gubernatora, którą on sam podpalił, by dać przykład swego poświęcenia, Sołtyk i inni żołnierze znaleźli słup z następującym napisem: „Rostopczyn upiększał to miejsce przez długie lata. Była to jego umiłowana siedziba. Gdy zbliżała się armia Napoleona, wydał ten gmach na pastwę płomieni, aby nie został zbrukany obecnością Francuzów!" .
W zapiskach Konstantego Janty pojawiają się również słowa wskazujące na inną osobę powiązaną z wybuchającymi pożarami: „Prawiono nam o jakowymś Schmitcie, angielskim mechaniku, o palnych jego kłódkach" . Wyjaśnienie tożsamości wspomnianego Schmitta pojawia się w komentarzu Bieleckiego do wspomnień Janty. Jak zauważa historyk, za angielskiego mechanika brano niemieckiego wynalazcę Leppicha: „Miał on skonstruować ogromny balon z obszernym pokładem, z którego kilkudziesięciu ludzi mogłoby ostrzeliwać żołnierzy francuskich i dokonać zamachu na Napoleona. Leppich przygotował też rakiety łatwo palne, które miano zrzucać z balonu na wojska nieprzyjacielskie" . Historyk epoki dodaje, że części z tych rakiet użyto do podpalenia Moskwy.
„Wydaje się, że Rostopczyn był istotnie inicjatorem >>polityki spalonej ziemi<<" –pisze Robert Bielecki. Bardziej powściągliwy w sądach jest historyk Andrzej Zahorski, pisząc o kilku możliwych hipotezach. Przypuszcza on, że „Moskwa spłonęła nie w wyniku jakiegokolwiek odgórnego sekretnego rozkazu, ale z powodu nieostrożności wojskowych i resztek pozostałej ludności" .
Jak zauważa Bielecki, „według rosyjskich danych oficjalnych na 2750 domów ocalało 578. Szczególnie ucierpiały dzielnice Kitajgorod i Zamoskworieczje" . W zapiskach uczestników kampanii rosyjskiej nie brakuje uwag odnoszących się do postępującego ognia. Autorem przejmującej relacji jest Wincenty Płaczkowski, porucznik polskich szwoleżerów gwardii: „Pożar Moskwy był tak wielki i straszny, jakby wulkanu eksplozja; w powietrze buchały kłęby ogniste barw rozmaitych, czerwone, sine, zielonawe, siarczyste; a te dobywały się z miejsc, gdzie były ogromne składy słoniny, oliwy, oleju, łoju, tranów, wosków i innych podobnych palnych przedmiotów. […] To miasto paliło się ciągle dniem i nocą prawie dni jedenaście, a tak wielki był ogień, że w ciemnej nocy o mil kilka za miastem jakby we dnie widzieć można było. W tym czasie widziałem Francuzów nader chciwych wzbogacenia się, że dla zdobyczy zdrowie i życie ryzykowali. Nieraz przejeżdżając z patrolem, widziałem ich po domach, sklepach – wszędzie pełno niebacznych na pożar piekielnie się rozszerzający" . Wysiłek opanowania pożaru podjęli początkowo żołnierze Wielkiej Armii, o czym pisze Roman Sołtyk. Gdy zauważali oni, że podejmowany trud był bezowocny, zaprzestali walki z ogniem. Adiutant generała Sokolnickiego zwraca uwagę na fakt, że pożary zniszczyły „ogromne składy zawierające bogactwa Europy i Azji, świątynie poświęcone kultowi boskiemu, wspaniałe pałace, domy mieszczańskie, mniej przepyszne, ale doskonale zbudowane" .
Według Sołtyka 16 września o świcie ogień pojawił się także dzielnicy sąsiadującej z Kremlem. Na oczach żołnierza i jego towarzyszy płonął pałac Puszkina. W innym fragmencie relacji zauważa, że wykonywana służba wzywała go często na Kreml. W jednej z sal pałacowych, w której odbywały się uroczystości koronacyjne carów, znajdowały się między innymi sztandary odebrane przed kilkudziesięciu laty konfederatom barskim. Wielu generałów je zabrało, by po powrocie do kraju przyozdobić nimi swe domy. Sołtyk natomiast wziął płat aksamitu pokrywającego carski tron. W relacji czytamy: „Dziś ten tron był w strzępach i doznawałem niewypowiedzianej przyjemności, wyrywając z niego resztki" .
Gdy Kreml był już otoczony przez ogień, cesarz Francuzów opuścił go i udał się do letniego pałacu carów Pietrowskoje. Znajdował się on „przy trakcie petersburskim 4 km za miastem. Cesarz opuścił Kreml 16 września około czwartej po południu, a powrócił dwa dni później" . Bonaparte przebywał w siedzibie carów do momentu opuszczenia Moskwy. Konstanty Janta pisze o wydarzeniach, które nastąpiły w kolejnych dniach pobytu Wielkiej Armii w Moskwie. Zwraca uwagę na fakt, że od 16 do 19 września dopuszczano się wielu rabunków. Nie myślano już wówczas o ratowaniu płonącego miasta. Wspomina on o licznych nieprawościach, których dopuszczali się żołnierze. Nie podaje jednak szczegółów: „Rozhukane żołnierstwo na wszystkie się nieprawości wylało. Napotykanych popów z brodami między opalonymi ruinami, biorąc za podpalaczy, okrutnie zabijało. Żeby się nie rozwodzić nad tyle smutnymi i ludzkość hańbiącymi rzeczami, powiem krótko, że ten cały przeciąg, oniemiały prawie, siedząc jak przykuty w mym pokoju, sądziłem, iżem dnia sądnego doczekał, a za każdym zwróceniem oczu w okna uderzały mnie nowe, coraz okropniejsze sceny" .
Relacja z pobytu w Moskwie pojawia się także w liście Tadeusza Suchorzewskiego, kapitana i oficera ordynansowego sztabu marszałka Berthiera, do nieznanego adresata. Autor korespondencji z 3 października 1812 roku zauważa: „[…] cel Rosjan nie został osiągnięty, bowiem podpalając miasto, chcieli nas zmusić do jego opuszczenia i pozbawić nas zasobów do życia. Znaleźliśmy jednak zapasy w podziemiach i piwnicach i nie brakuje nam niczego. Zwłaszcza mamy w bród dobrego wina. Uratowaliśmy wiele dobrych domów i każdy z nas mieszka jak jaki książę" . Inny uczestnik kampanii rosyjskiej, Piotr Strzyżewski, major i szef sztabu polskiej dywizji kawalerii, w liście do żony Emmy z Potockich opatrzonym datą 12 października 1812 roku pisze o wspaniałości moskiewskich pałaców, które „są ogromne, o niepojętym luksusie, zdobione stiukami i kolumnadami o zachwycającej architekturze. […] Widać tu posągi naturalnej wielkości, urzekającej roboty, wykonane w antycznym brązie i trzymające kandelabry o 20 świecach" . Pamiętnikarz ten wspomina także o tym, udał się na spektakl – francuską komedię graną w prywatnej siedzibie. Robert Bieleckie dodaje, że amatorska scena znajdowała się w domu Rosjanina Pozniakowa. „Od 7 października grano komedię Marivaux Igraszki trafu i miłości oraz jednoaktówkę Cerana L’amant, auteur et valet. Francuscy aktorzy opuścili Moskwę wraz z Wielką Armią, ale większość z nich zginęła w czasie odwrotu" .
Wspomniany Wincenty Płaczkowski, porucznik polskich szwoleżerów gwardii, odnosi się także do wydarzeń, które miały miejsce, gdy Moskwa przestała płonąć. Pisze między innymi o powrocie mieszkańców należących do niższych klas społecznych. Ludzie ci handlowali różnymi towarami, piciem i żywnością, znajdując schronienie między gruzami miasta, gdzie wybudowali sobie szałasy z tarcic . Niektórzy Rosjanie wraz z Niemcami i Francuzami szukali w gruzach kosztownych i drogich towarów, wiedząc, gdzie przed pożarem znajdowały się sklepy lub składy. Autor pamiętników odnosi się także do trwającego „sześć niedziel" pobytu w Moskwie. Pisze między innymi: „[…] jesień była pogodna i ciepła, jeszcze po ogrodach był wszelki dostatek, bo nic nie wykopano, żyliśmy wygodnie i na niczym nam nie zbywało. Gdyśmy byli przy Napoleonie w Kremlu na służbie, nie mieliśmy dla koni ani siana, ani słomy, tylko samym owsem je karmiliśmy" .
Pobyt Wielkiej Armii w Moskwie został przedstawiony w wielu utworach literackich, między innymi Boju olbrzymów Wiktora Gomulickiego. Akcja powieści, której pierwodruk miał miejsce w 1912 roku na łamach tygodnika „Praca", rozgrywa się w latach 1811–1812. Jak zauważa Henryk Galle, „wojna wypełnia tylko trzecią część utworu, pt. W ogniu. Dwie pierwsze – to jakby prolog do wielkiego dramatu dziejowego" . Utwór obejmuje zatem przygotowania do kampanii rosyjskiej i dyskusje towarzyszące temu wydarzeniu, a także przedstawia samą wyprawę aż do chwili wydania przez Napoleona rozkazu o opuszczeniu Kremla. Odwrót Wielkiej Armii nie został w powieści ukazany.
Pobytowi Napoleona w stolicy carów został poświęcony dziesiąty rozdział powieści – „Czerwony człowieczek zjawia się po raz trzeci". „Czerwony człowieczek" pojawia się zwykle nieoczekiwanie, w chwilach kluczowych dla rozwoju dalszych wydarzeń, na przykład przed podjęciem przez Napoleona decyzji o pochodzie na Smoleńsk i Moskwę oraz o opuszczeniu płonącego Kremla. Opis jego wyglądu pozwala na wysnucie wniosku, że jest on sobowtórem Napoleona, a jednocześnie personifikacją jego podświadomości. Przypisywane mu atrybuty odnoszą się do samego cesarza. Nadrzędnym rysem w jego charakterystyce jest czerwień, którą, zgodnie z sugestią narratora, należy skojarzyć z krwią. Tym samym pojawia się czytelne wskazanie na ofiary, które pochłonęły wojny wywołane przez władcę.
Zanim jednak czerwony człowieczek po raz kolejny pojawia się Napoleonowi, widzimy cesarza przebywającego w moskiewskim Kremlu. Wódz Wielkiej Armii w carskiej siedzibie wydaje rozkazy dla swych żołnierzy, rozmawia ze sztabowymi generałami oraz dyktuje korespondencję. Jeden z listów kieruje do cara Aleksandra I. W utworze czytamy: „Napoleon przystępował do wykonania ostatniego numeru swego programu; wypełniał ostatni punkt przyrzeczeń danych swym wojskom, Francji i całemu światu. Triumfator, mający u stóp całą Rosję, na jego łaskę lub niełaskę zdaną, wspaniałomyślnie, z wyżyn pałacu Kremlińskiego, ofiarowywał upokorzonemu przeciwnikowi – pokój" .
We władcy, oszołomionym widokiem miasta i faktem przybycia wraz z armią do stolicy carów, żadnego niepokoju nie wywołują kolejne pożary wybuchające w Moskwie. Fakt ich pojawienia się tłumaczy nieostrożnością uciekających mieszkańców lub działaniem grabieżców czyhających na łup. Jest przekonany o tym, że pożary można łatwo opanować. Jego reakcją na słowa o celowych podpaleniach są śmiech lub lekceważące wzruszenie ramion.
Myśli tytułowego olbrzyma koncentrują się na jego polityce i zajęciu Kremla: „[…] choć śmiejący się i lekceważący, spokoju nie miał. Odbierały mu go inne sprawy, z pożarami związku nie mające. Cesarz na Kreml wstąpił jak triumfator. Triumf upoił go. Był jak marzyciel-fantasta, który najszaleńsze ze swych marzeń widzi nagle spełnione. Ten marmur płonął, drżał, słaniał się z wewnętrznej radości. […] W tym stanie mógłże spokój zachować" (s. 392–393). Cesarzowi Francuzów z jednej strony towarzyszy przekonanie o tym, że wkroczenie do Moskwy było decydującym triumfem kampanii rosyjskiej, z drugiej natomiast – niepokój o carską odpowiedź na list zawierający propozycję zawarcia pokoju. Stan ducha władcy najpełniej ukazuje fragment powieści przedstawiający naradę „w olbrzymiej ??carskiej sali<<" (s. 397). Uczestniczyli w niej dowódcy i zaufane osoby Bonapartego. Ze względu na zachowanie Napoleona narada przypominała jednak bardziej monolog, o czym pisze narrator powieści. W utworze czytamy: „Cesarz, szybkim krokiem, z końca w koniec salę przebiegając, mówił nieustannie to podniesionym, to znów przyciszonym głosem; czasem tylko zatrzymywał się, jakby tknięty jakąś myślą, która przed jego duszą nowe odsłaniała horyzonty" (s. 397).
Przemawiający energicznie cesarz snuje plany co do dalszych poczynań Wielkiej Armii. Przewiduje między innymi wstrzymanie działań wojennych i przezimowanie wojska w Moskwie i na jej przedmieściach. Nie bierze pod uwagę faktu, że w ciągu tych kilku miesięcy siły rosyjskie mogą stać się silniejsze: „Wypoczniemy i wzmocnimy się. Świat będzie miał widowisko, jakiego jeszcze nie oglądał: wielką armię zimującą w samym sercu nieprzyjacielskiego kraju, niby okręt unieruchomiony przez lody. Z wiosną działania wznowimy. Będziemy wypoczęci, silni i – straszni" (s. 398). Jego optymistyczna wizja przyszłości zakłada również, że po stronie najeźdźców opowiedzą się wygłodniali i zziębnięci mieszkańcy Moskwy, którzy wezmą udział w rewolucji ludowej.
O wahaniach i niepewności, których doświadcza cesarz, świadczy także jego inna propozycja. Bonaparte rozważa bowiem marsz na Petersburg. Przed swoimi słuchaczami roztacza on wizję kolejnego triumfu Wielkiej Armii: „Dosięgniemy cara w jego kryjówce, w gnieździe ciepłym, gdzie się przed nami zataił. Ach, jakąż minę mieć będzie, ujrzawszy nas w swych progach! Nie damy mu czasu na oprzytomnienie. Na szablach poniesiemy mu traktat pokojowy; bagnetem wskażemy miejsce, gdzie podpisać się ma; prochem armatnim podpis zasypiemy. A potem zaraz: do domu, do ojczyzny! […] Witani będziemy pieśniami, fanfarą, wieńczeni wawrzynem i wstęgami swych kochanek" (s. 399). Cesarz nie bierze pod uwagę stanu, w jakim znajduje się armia, oraz trudności z aprowizacją. Przewiduje walki z Kutuzowem gromadzącym żołnierzy i zapasy żywności.
W swoim monologu Bonaparte wspomina także, że armii należałoby dostarczyć rozrywek, dlatego proponuje zorganizowanie dla niej przedstawień teatralnych. W utworze pojawia się wzmianka o planowanych spektaklach. Pojawia się między innymi jeden z tytułów wymienionych przez Bieleckiego w komentarzu do listu Piotra Strzyżewskiego.
Obszerny fragment omawianego rozdziału powieściopisarz poświęca rozprzestrzeniającym się pożarom i reakcji cesarza Francuzów: „Za oknami falowało morze ognia; nad nim wisiało kłębowisko chmur rudych i czerwonych; na kształt ognistych mieczów, przeszywały je długie, w górę wzbite, drgające ozory płomieni" (s. 405). Opis powieściopisarza nadaje ogniowi i powszechnemu zniszczeniu wymiar niemalże apokaliptyczny: „Zgrozę powiększał zupełny brak krzyków, które zwykle pożarom towarzyszą, zlewając się w przeraźliwy, podnoszący włosy na głowie, chór potępieńczy. Zamiast owego, obowiązkowego niemal chóru, rozlegała się dziwna, do głębi wstrząsająca, jakby nie z tego świata, muzyka…" (s. 405). Cesarz nazywa podpalaczy „barbarzyńcami", „Scytami" i „Mongołami" (s. 406). Nie jest w stanie zrozumieć motywacji Rosjan, którzy niszczą własne dziedzictwo kulturowe. Wzywa do natychmiastowego gaszenia ognia. Nie dopuszcza on myśli o opuszczeniu Kremla, któremu zaczynają zagrażać płomienie. Porównuje siebie do posągu na szczycie Pałacu Paszkowa, po którym pełza ogień. Płomienie nie są w stanie go zniszczyć. Napoleon nie jest gotowy ustąpić nawet wtedy, gdy jego współpracownicy mówią, że arsenał jest zagrożony przez pożar.
W świecie powieściowym impulsem do podjęcia przez cesarza decyzji o ewakuacji jest trzecie pojawienie się „czerwonego człowieczka". Bonaparte jako jedyny dostrzega go siedzącego na gzymsie arsenału. Przepowiada on dalsze losy Wielkiej Armii i wskazuje na tragiczny odwrót wojska: „Stada kruków, wilków, psów zdziczałych odprowadzać cię będą. Mróz, głód, pustynia, setki tysięcy ciał, rozwlekanych po polach przez dzioby i paszczęki – oto Chaanan, do którego dążyłeś" (s. 413).
„Siodłać konie… Wyjeżdżamy!" (s. 413) – tymi słowami Napoleona rozkazującego opuszczenie Kremla Gomulicki kończy rozdział utworu przedstawiający pobyt Wielkiej Armii w Moskwie. Fragment swej powieści poświęca także opisowi carskiej siedziby, która była „rodzajem twierdzy, otoczonej słabym zresztą, choć zębatym i w strzelnice zaopatrzonym murem. W obrębie muru mieściły się ogromne koszary, wspaniały arsenał, magazyny wojskowe, wreszcie bogate, polichromią i złoceniami zdobne cerkwie" (s. 393). Pałac cesarski, w którym przebywał Bonaparte, bohater powieści Wiktora Gomulickiego, został przez Rosjan pozbawiony bogatych sprzętów. Kremlowi i jego zabudowie wódz Wielkiej Armii przyglądał się „z dziecinną ciekawością i z dziecinnym zachwytem" (s. 394). Jego zainteresowanie budził zwłaszcza arsenał. Cesarz nie dopuszczał myśli o tym, że może on być podminowany przez Rosjan i wysadzony przez ochotników. Zachwyt władcy wywołał widok cerkwi świętego Iwana: „Las wyzłacanych krzyżów greckich, kopuł i kopułek, w festony upiętych łańcuchów, a pod nimi krzycząca jaskrawość bizancko-weneckich mozajek – wywierały wrażenie nadzwyczajne, wprost ślepiły" (s. 396). Władca wydał rozkaz zabrania najwyższej kopuły wraz ze znajdującym się na niej wielkim złotym krzyżem. Pisze o nim także Wincenty Płaczkowski w cytowanych pamiętnikach. Uwagę poświęca krzyżowi z kopuły cerkiewnej: „[…] był długi najmniej łokci 20, a szeroki cali 8, gruby cali 4, kuty z czystego srebra, z wierzchu zaś obciągnięty grubo złotem. […] Rozkazał potem Napoleon ten krzyż na szyny krótkie poprzecinać, a całą tę zdobycz w paki przekładać, […]. Po wysłaniu tej zdobyczy z Moskwy, jeszcze przeszło trzy niedziele staliśmy w tym mieście" .
Po ponad miesiącu Wielka Armia opuściła Moskwę. Decyzję o odwrocie Napoleon podjął 19 października. „Wyprowadził […] 102 tysiące żołnierzy i 533 działa. Straszliwym obciążeniem i przekleństwem tej armii było 20 tysięcy zaprzęgów załadowanych przeróżnym łupem zrabowanym w Moskwie" . Podczas tego pobytu „Napoleon zgodził się na wstrzymanie ofensywy, wkroczywszy bowiem do Moskwy był przekonany o możliwości rychłego rozpoczęcia negocjacji pokojowych i w tym celu wysłał do cara kilka listów z propozycją rokowań. […] kolejne zabiegi Napoleona były zbywane milczeniem" . Jak pisze Andrzej Nieuważny, historyk epoki napoleońskiej, „zajęcie Moskwy okazało się dla Napoleona pyrrusowym zwycięstwem, a miesiąca straconego w oczekiwaniu na zawarcie pokoju z Rosją bardzo później zabrakło podczas odwrotu przez ogromne, skute mrozem przestrzenie" .
- Agata Wąsacz
- "Akant" 2012, nr 1
Agata Wąsacz - Wielka Armia w Moskwie w 1812 roku
0
0