Wreszcie z powrotem na Inflantach! - zawołali z entuzjazmem Bracia Inflanccy. Po czterech latach przerwy spowodowanej głównie epidemią Covid -19 pojechaliśmy w interesujące nas, już od ponad 20 lat, strony.
Sobota 22 kwietnia – wyjazd
Jedziemy do naszej stałej bazy na trasie po polskiej strony – do Bargłowa Kościelnego. Po drodze odwiedzamy Opinogórę z Muzeum Romantyzmu oraz miejscowość Szczuki. Jaką role odegrały te miejscowości w historii Polski, opisywałam szczegółowo w marcowym wydaniu „Świata Inflant” z tego roku[nr 3 (249)], przy okazji opisu trasy innej naszej wyprawy.
Pogoda od początku nam sprzyjała. To bardzo ważne. Trafiliśmy na znakomity nocleg w zajeździe Zaścianek w miejscowości Barszcze koło Bargłowa. Niby to daleka prowincja a luksusy niebywałe – basen, sauna, znakomita kuchnia. Jak Polska się zmienia!
Gderaliśmy trochę na kierowcę, sympatycznego pana Daniela. To młode pokolenie kierowców podczas jazdy kieruje się prawie wyłącznie wskazaniami mapy Google. Nie lubią a może nawet nie umieją czytać normalnych map. Tylko mądrość w googlach ich interesuje. Efekt – zamiast jechać z Bydgoszczy na Warszawę przez Lipno, pojechaliśmy przez Włocławek, Dobrzyń nad Wisłą. Strata co najmniej godziny i ponad 60 km, bowiem drogi były wąskie i kręte, prowincjonalne. Ale wybaczyliśmy to naszemu miłemu kierowcy.
Niedziela 23 kwietnia
Rankiem, część z nas pojechała na mszę do pobliskiego Rajgrodu. Kościół wielki, aż za wielki na tą małą miejscowość; neogotycki z początku XIX wieku. Jedziemy ku granicy, mijamy Augustów, Suwałki. Odwiedzamy koło Mariampola nad rzeką Szeszupą (Šešupe) miejsce pamięci naszego zmarłego brata Sebastiana Malinowskiego (1970 – 2008). Taki to nasz zwyczaj. Sebastian długo nie żył ale za to bardzo intensywnie. Zostawił wiele pamiątek i śladów po swej działalności w Bydgoszczy.
Mijamy Kowno, dojeżdżamy do Oniksztyńskiego Parku Regionalnego. Malownicze widoki, mamy co podziwiać, szczególnie olbrzymi kamień narzutowy z wyrytymi płaskorzeźbami dwóch lotników, którzy przed II wojną przelecieli Atlantyk i zginęli tragicznie koło obecnego Myśliborza. Dalej dojeżdżamy do miasta Rakiszki (Rokiškis). Zajrzeliśmy do wewnątrza katolickiej świątyni pw. św. Mateusza. Na rozległym placu, dawniej targowym, stoi obelisk Niepodległości a obok rozległy park Tyzenhauzów. Ciekawe – na obelisku widoczna jest ...swastyka z załamanymi ramionami skierowanymi w prawo. Tak, tak to symbol szczęścia ale w ...buddyzmie, hinduizmie i innych religiach azjatyckich (w Wietnamie pełno jest swastyk na cmentarzach). Jak ten symbol przetrwał czasy sowieckie i zagościł w katolickiej Litwie dla nas wielka zagadka. Jedziemy dalej, wjeżdżamy na Łotwę. Odwiedzamy miasteczko Subocz (Subate). Podziwiamy doskonale zachowany zbór luterański Jura z XVII wieku. Zbliżamy się do Dyneburga. Okolice bagniste z lichymi lasami. Około 10% powierzchni Łotwy to bagniska. Raj dla zwierzyny.
W Dyneburgu nocujemy w ładnym domu studenckim miejscowej akademii medycznej. Bardzo dobre warunki, czysto, schludnie.
Poniedziałek 24 kwietnia
Dyneburg (Daugavpils). Dobrze znamy to miasto, zagościło ono kilkakrotnie w naszej polskiej historii. Odwiedzamy cytadelę dyneburską zbudowaną w początku XIX wieku przez rosyjskich carów. Olbrzymi kompleks budynków, dobrze odrestaurowany choć jeszcze nie w całości. Twierdza miała bronić interesów Rosji na południe od Petersburga. Jak większość tego rodzaju budowli militarnych nie spełniła nigdy swej roli. U brzegów pobliskiej Dźwiny odbył się chrzest naszego nowego brata Romana Cegłowskiego. Woda zimna a on bez wahania zanurzył się po szyję. Następnie udaliśmy się pod Krzyż Legionistów poległych w roku 1920. Wtedy to bowiem nasze wojska przyszły z odsieczą wojskom łotewskim w odparciu wojsk bolszewickich. Długo jednak nasi zwlekali z odejściem z Dyneburga. Liczyli bowiem na pozostanie miasta w rękach polskich.
I stąd stojący do dziś w mieście obelisk zwrócony w stronę Polski z jasnym przesłaniem: „Polacy, wracajcie skąd przyszliście”. Akceptowali go Sowieci, akceptują go współcześni Łotysze. Każdy interpretuje historię po swojemu.
Następnie chcieliśmy złożyć wizytę w Domu Polskim. Dyrektor tego obiektu, miejscowy Polak, niestety bardzo nas chłodno przyjął. Akurat miał coś innego w planie, choć mógł ten plan przestawić. Trudno, przełknęliśmy pigułkę.
Nasi ludzie to pasjonaci sportu żużlowego. Jak to być w Dyneburgu nie wpaść na arenę żużlową!
Ta dyscyplina sportu mocno ostatnio tam podupada. Młodzi ludzie masowo emigrują, nie widzą niestety przyszłości w swej ojczyźnie. To smutne. Odwiedzamy też pobliski cmentarz prawosławny. Dyneburg jest prawie cały rosyjski. Jest największym skupiskiem wiernych staroprawosławia na zachodnich obrzeżach byłego Imperium Rosyjskiego.
Jedziemy do Rygi. W miejscowości Kokenhuza (Koknese) zwiedziliśmy ruiny zamku biskupów ryskich. Biskupi zawsze lubili luksusy i wytworne siedziby; do dziś dnia byle gdzie nie mieszkają.
Na przedmieściu Rygi stanęliśmy pod obeliskiem ku czci bitwy pod Kirchholmem w roku 1605. Nasi odnieśli błyskotliwe zwycięstwo nad Szwedami dzięki szarży husarii. Jest jednak nie odgadnięty problem – po co Polakom potrzebna była ekspansja na północ Europy? (Stefan Batory, Jan Zamojski). Mało to problemów mieli do załatwienia w Polsce? Małymi im były rozległe ziemie na Ukrainie? Ekspansja imperialna to choroba ludzkości. Władymir Putin ani pierwszy ani ostatni.
W Rydze złożyliśmy wizytę w osiedlowej filii Biblioteki Miejskiej. Z naszym udziałem odbyło się otwarcie wystawy poświęconej wybitnej działaczce polskiej na Łotwie – Icie Kozakiewicz. Niestety tragicznie zginęła w kwiecie życia. Pozostawiła po sobie wdzięczność miejscowych Polaków. Wernisaż prowadził nasz brat inflancki, komtur ryski Jan Hryniewicz, Polak z Rygi, wykładowca wyższych uczelni.
Nocujemy w spartańskich warunkach ale w samym centrum stolicy. Nie możemy się nadziwić jak taki hostel został dopuszczony do eksploatacji. Na pociechę wszędzie stąd blisko; wieczorem mogliśmy zwiedzać pobliskie centrum. Duży ruch na starówce. Zajrzeliśmy do jednej z wielu restauracji. Łatwo nam się z obsługą dogadać; są to w większości tutejsi Rosjanie. Blisko połowa obywateli Rygi to przedstawiciele tej nacji. To efekt masowego najazdu Rosjan na Łotwę po II wojnie światowej. Zamieszkanie na Łotwie było dla nich cywilizacyjnym postępem.
Wtorek 25 kwietnia
Zwiedzanie Rygi. Przez przypadek trafiliśmy na składanie wieńców pod pomnikiem Niepodległości przez prezydentów Estonii i Łotwy. Barwna uroczystość. Tylko widzów jak na lekarstwo. My stanowiliśmy ich większość.
Ryga posiada długą historię. Założona w roku 1201 przez niemiecki zakon Kawalerów Mieczowych. Jeden z największych papieży Innocenty III (rządził w latach 1198 – 1216), bezwzględny imperator, pogromca ruchów heretyckich w Europie, wskazał nowy cel kolejnej krucjaty – wyplenienie pogaństwa wśród narodów bałtyjskich. Po klęsce wojsk krzyżowców w bitwie z Saladynem (1138 - 1193) pod Hattin w roku 1187 i upadku Jerozolimy nastał czas kolejnej lecz tym razem zwycięskiej awantury.
Tak się stało; decyzja tego papieża zaważyła na ponad 700 - letnim panowaniu Niemców na terenach obecnej Łotwy, Estonii oraz na terenie obwodu królewieckiego (Nadpregole) i polskich Mazur.
Na starówce, wpisanej na liście światowego dziedzictwa kultury UNESCO, najbardziej zafascynował nas dom Bractwa Czarnogłowych. To w nim 18 marca 1921 roku podpisany został traktat graniczny z sowiecką Rosją. Budynek zburzony podczas II wojny stał się ruiną; jednak został pieczołowicie odbudowany w niedawnych latach niepodległej Łotwy.
Na ulicach dużo młodzieży; ściągają oni z całego kraju. Niestety z młodymi rdzennymi Łotyszami trudno o kontakt; rosyjskiego już się nie uczą, tylko angielski, angielski...
Na krótko zobaczyliśmy zabudowę secesyjną Rygi. Znakomita jest. Powstała na przełomie XIX i XX wieku. Uważana jest za jedną z trzech najbardziej atrakcyjnych w Europie – obok Paryża i Wiednia. Czyli dobre towarzystwo. Twórcami tej secesji byli miejscowi architekci pochodzenia niemieckiego i żydowskiego. Najbardziej znany z nich to Michaił Eisenstein (1867 - 1920) - ojciec sławnego reżysera Siergieja Eisensteina (1898 – 1948).
Szkoda, że polscy turyści rzadko kierują się do krajów bałtyjskich. Natomiast Rygę upatrzyli sobie Skandynawowie, Niemcy, Anglicy. Dobrze im tam. Aż niekiedy za dobrze; mieszkańcy Rygi narzekali do niedawna na zbyt hałaśliwe a niekiedy chuligańskie ich zachowanie. Tzw. wieczory kawalerskie czy panieńskie gości zagranicznych często kończyły się awanturami, demolowaniem i interwencją policji.
Nasz pobyt w Rydze był stanowczo za krótki. Nie byliśmy w stanie, w miarę dokładnie zwiedzić tego pięknego miasta.
Jeszcze tego dnia skierowaliśmy się w stronę Kurlandii a ściślej biorąc w stronę półwyspu Kurlandzkiego. Po drodze podziwialiśmy kurort Jurmała, miasta Kandawę, Jaunpils oraz progi rzeczne na rzece Abawa. Tereny prawie bezludne. Dotarliśmy do przylądka Kolka. Tam wody Bałtyku ścierają się z wodami Zatoki Ryskiej. Różnią się od siebie kolorystycznie. Co niektórzy bracia, z mistrzem Stefanem Pastuszewskim na czele, kąpali się w lodowatej wodzie. W czasach radzieckich teren przylądka był całkowicie zmilitaryzowany, cywilni Łotysze nie mogli tam przebywać. Dziś tablice informacyjne - pełne zdjęć i treści - przypominają o tym fakcie.
Pogoda wyraźnie się pogorszyła; pędzimy do miejsca zakwaterowania w mieście Dundaga. Do naszej dyspozycji był cały dom agroturystyczny z dobrymi warunkami Jesteśmy sami; okazja na wesoły wieczór.
Środa 26 kwietnia
W Dundadze wstępujemy na dziedziniec dawnego zamku arcybiskupów ryskich z XV wieku. Obok jest siedziba hrabstwa. Wielkiego ruchu tam nie widać – cała Kurlandia jest mało zaludniona. Ale też jest najbardziej łotewska; tu przetrwał język łotewski w czasach panowania Niemców kurlandzkich a później podczas rusyfikacji za czasów cara Aleksandra III. Niedaleko stąd mieszkają Liwowie pochodzenia ugrofińskiego, rdzenni mieszkańcy tych ziem. Niestety została ich garstka.
Jedziemy do Windawy – Ventspils. Duży port handlowy u ujścia rzeki Venty. Już za Rosji carskiej miał wielkie znaczenie. Linia kolejowa z Moskwy do Rygi została przedłużona do Windawy. Niezamarzający port miał ogromne znaczenie. Windawa była oknem na świat Rosji carskiej i radzieckiej. W latach 70 – tych ubiegłego wieku pobudowano tam wielką bazę przeładunkową ropy. Ogromne zbiorniki widoczne są jak na dłoni. Tu kończyła się jedna z odnóg ogromnej sieci przesyłowej radzieckiej ropy. Co ciekawe w Windawie miała kończyć się śródlądowa droga żeglowna z Królestwa Polskiego (Kanał Augustowski!). Z wielkich planów wyszły nici.
Windawa jest dziś mocno zrusyfikowana. Rosjanie osiedlali się w kilku większych miastach Łotwy – w Rydze, Dyneburgu, Windawie i Lipawie. Tak jest od wieki wieków – imigranci zawsze ciągną do miast. Tam łatwiej o kontakty, o pracę, możesz zmieniać miejsce zamieszkania. Jesteś typowym „ptakiem” a nie „krzakiem” przywiązanym do ziemi Z tego powodu prowincja jest zawsze bardziej narodowa; jest ostoją tradycyjnych wartości kulturowych każdego narodu.
Windawa jest ładna, wiele tu pamiątek po panowaniu Niemców kurlandzkich.
Wjeżdżamy do Lipawy – Liepãja. Port wojenny bałtycki. Miasto pełne zabytków przeszłości. Niestety znowu byliśmy ograniczeni czasem. Trzeba będzie kiedyś zrobić wycieczkę z mniejszym tempem zwiedzania.
Z Lipawy w październiku 1904 roku wyruszyła eskadra wojenna marynarki carskiej na pomoc swym współbraciom w walkach przeciwko Japończykom o Port Artur. Bili się na terytorium… zupełnie wówczas podupadłych Chin! Po ośmiomiesięcznej eskapadzie wokół przylądka Dobrej Nadziei oraz częściowo przez Kanał Sueski, siły tej floty były tak wyczerpane (brakowało wszystkiego a zwłaszcza węgla do kotłów), że Rosjanie dostali wielkie cięgi od Japończyków w bitwie morskiej pod Cuszimą w maju 1905. Klęska ta przyczyniła się do demokratyzacji Rosji i upadku caratu.
Przekroczyliśmy granicę z Litwą. Wjechaliśmy do Połągi (Palanga). Byliśmy tam bardzo krótko, zwiedziliśmy imponujący pałac Tyszkiewiczów z XIX wieku. Wewnątrz ciekawe muzeum bursztynu. Nasza arystokracja wyspecjalizowała się w budowie tego rodzaju przybytków akurat w czasach burzliwego rozwoju cywilizacyjnego. Mało ich widać było w inwestycjach przemysłowych. To było przyczyną zapóźnienia cywilizacyjnego polskich czy litewskich ziem. Lepiej spokojnie żyć w pałacach niż użerać się z robotnikami, cłami, giełdami etc.
Kłajpeda – Klaipėda, po niemiecku Memel. Mamy przed sobą 24 godziny do dyspozycji. Kierowcy należy się dobowy wypoczynek. Miasto zasługuje na dobre poznanie, ta przymusowa przerwa tylko dobrze nam zrobi. Zamieszkaliśmy w hotelu o wysokim standarcie. Zawsze jeździmy na wyprawy w kwietniu, kiedy hotele są pustawe i niedrogie. Sporo ujrzeliśmy w Kłajpedzie, mamy duże pojęcie o tym mieście. Pięknie położone nad rzeką Dangą, pełne zabytków poniemieckich, oczywiście. Rozległy port jest bramą na świat Litwy. W dzielnicy portowej liczne knajpki przyciągają klientów. Przeprawą promową można dostać się na Mierzeję Kurońską. Miasto jest zadbane, widać liczne prace remontowe. Jest jednak duży problem – miasto się wyludnia. Obecnie liczy 150 tysięcy mieszkańców ale w roku 1990 było ich ponad 200 tysięcy. Problem niestety smutny, podobnie jak na Łotwie i w Estonii. To negatywny wpływ przynależności do Unii Europejskiej.
Kłajpeda od wieków była niemiecka. Oni ją założyli w roku 1252. Stanowiła północny cypel państwa krzyżackiego, później pruskiego. W latach 1920 -1923 została, z woli Ligi Narodów, tzw. Wolnym Miastem (podobnie jak Wolne Miasto Gdańsk) administrowanym przez Francuzów. Dzielni Litwini szybko rozprawili się z tym niby – państewkiem i siłą wtargnęli do Kłajpedy. Zajęli miasto, które nigdy do nich nie należało. Nie bawili się w żadne sztuczki dyplomatyczne; brali przykład z polskiej aneksji Wilna w roku 1922. A z ich wspólnych tego typu osiągnięć i sukcesów niewątpliwie korzystał Władimir Putin najeżdżając na Krym w roku 2014. Nikt w Europie nie protestował ani wtedy ani teraz; co najwyżej niegroźne wydawał pomruki.
Po protestach Niemców licznie zamieszkałych w tym mieście oraz na terenie na północ od Niemna, stworzono tzw. autonomię kłajpedzką. Językami urzędowymi były języki litewski i niemiecki. Tak było do 22 marca 1939, kiedy Trzecia Rzesza odzyskała to miasto. Później, wyrokiem historii a osobiście Józefa Stalina, Kłajpeda z obwodem oraz z połową Mierzei Kurońskiej została przyznana po II wojnie Litwie, choć równie dobrze mogłaby przynależeć do obwodu królewieckiego (kaliningradzkiego). Byłoby to bardziej logiczne. Towarzysz Stalin był dla Litwinów równie surowy jak i ojcowski.
Czwartek 27 kwietnia
Do godziny 16.00 krążymy po Kłajpedzie. Wracamy do Polski. Duży ruch w kierunku Kowna. Jedziemy po hipotetycznym śladzie przyszłej autostrady Via Carpatia. Połączy ona Litwę ze wschodnią Polską aż do greckich Salonik z odnogami do Bułgarii i Rumunii. Ma być motorem rozwojowym tych terenów. Sądzimy, że za 10 lat zostanie w całości pobudowana.
Wieczorem przybywamy do Bargłowa na nocleg. Skromna kolacja i...spać!
Piątek 28 kwietnia
Wracamy do Bydgoszczy. Po drodze ciekawostka. Postanowiliśmy zwiedzić jedyne w Polsce składowisko odpadów promieniotwórczych w Różanie. Kierowca znowu krążył po terenie kierując się mądrościami mapy z Google. A droga do Różan jest dziecinnie prosta.
Nie łatwo wejść na teren składowiska, groźna ochrona stale czuwa; wymagane są zgłoszenia kilka tygodni naprzód. Warto zwiedzić ten przybytek. Miłe kierownictwo zakładu przywitało nas i oprowadziło po terenie. Składowisko położone jest na terenie raptem trzech hektarów. Wiele dowiedzieliśmy się od naszych miłych przewodników. W Polsce rocznie produkuje się około 60 metrów sześciennych odpadów promieniotwórczych. Ich głównym źródłem jest reaktor Maria w Narodowym Centrum Badań Jądrowych w Otwocku – Świerku, który wytwarza 80% wszystkich odpadów. Resztę produkuje przemysł, medycyna, nauka.
Unieszkodliwianie tego rodzaju odpadów to precyzyjna i kapitałochłonna technologia. Nie sposób ją tutaj opisać. W niedalekiej przyszłości problem ten ogromnie się zwiększy. Planujemy w Polsce budowę aż trzech elektrowni jądrowych. Równolegle z pozyskiwaniem terenów pod ich budowę prowadzone są prace mające na celu pozyskania terenu co najmniej 500 hektarowego na składowisko. Jakoś cicho wobec tego projektu; lokalizacje tego typu zawsze budzą społeczny niepokój. Ludzie chętnie korzystają ze zdobyczy cywilizacji z zastrzeżeniem, że wszelkie odpady winny być zlokalizowane jak najdalej od nich.
To już koniec naszej wyprawy liczącej ponad 2700 kilometrów. W przyszłym roku planujemy wyprawę do Estonii. Już się cieszymy.
Zdjęcia
1.Rakiszki. Bracia u stóp obelisku Niepodległości. Na szczycie widoczna jest swastyka szczęścia
[Dzień 2 Rakiszki jpg 1,7 MB] Fot. Henryk Kałużny
- Bracia przy obelisku ku czci bitwy pod Kirchholmem (dziś na przedmieściu Rygi)
[dzień 3 jpg 2,3 MB] Fot. Henryk Kałuzny
- Wernisaż wystawy w Rydze ku czci Ity Kozakiewicz. Z prawej komtur ryski Jan Hryniewicz
[ dzień 3 jpg 2,7 MB]. Fot. Henryk Kałużny
- Tablica przypominająca istnienie administracji francuskiej, z nadania Ligi Narodów, w Wolnym Mieście Kłajpeda w latach 1920 – 1923. Widzimy tu mały fałsz – Litwini nazywają ten twór jako „terytorium Memel” [4,5 MB] Fot. Bronisław Pastuszewski
- Stary Teatr w Kłajpedzie; na jego balkonie Adolf Hitler w marcu 1939 przemawiał do rozentuzjazmowanych tłumów miejscowych Niemców z okazji przejęcia miasta przez Rzeszę.
[2,9 MB] Fot. Bronisław Pastuszewski
- Chrzest nowo przyjętego brata inflanckiego Romana Cegłowskiego w Dyneburgu w Dźwinie. DSC03279 jpg 2,8 MB Fot. Franciszek Burandt