Nie jest w interesie cywilizacji euroamerykańskiej uczyć dzieci z dziś tak, jak uważał Janusz Korczak, przede wszystkim patrzeć, rozumować i kochać. Zresztą nie tylko on. Podobnie uważali pozostali prekursorzy badań nad dzieckiem m. in. John Dewey, Owidiusz Decroly, Wiliam Heard Kilpatrick, Lew Siemionowicz Wygotski, Johann Henrich Pestalozzi, Józef Czesław Babicki, Édouard Claparčde, Adolf Ferriere, Celestyn Freinet i Henryk Rowid. Według nich kreatywne myślenie, postrzeganie, przeżywanie i reflektowanie jest o wiele ważniejsze od wiedzy jako takiej. Wszyscy uczeni zgodni byli, że dziecko przede wszystkim należy nauczyć obserwować, myśleć i kochać. Później dopiero powinno się dzieci uczyć czytać, rachować i pogłębiać wiedzę podręcznikową. Cywilizacja euroamerykańska uważa inaczej. Człowiek z dziś z takimi umiejętnościami będzie zagrożeniem dla współczesnego świata, który jest jak napisał Stefan Pastuszewski w Człowiek żrący, światem konsumpcyjno-produkcyjnym. Bo co zrobi ten świat z człowiekiem umiejącym patrzeć, nie daj Boże jeszcze rozumować i na dodatek kochać. W świecie euroamerykańskim tylko biznesowa klasa próżniacza jest uprawniona, tak przynajmniej się jej wydaje, do patrzenia, rozumowania i kochania. Bo jak tu nie kochać człowieka z dziś, który swoje potrzeby realizuje głównie przez konsumpcję tego wszystkiego, co podsuwa jemu do skonsumowania współczesna organizacja świata euroamerykańskiego.
Nowoczesny euroamerykański system polskiej edukacji uczy dzieci z dziś odpowiadać na pytania bezrefleksyjnie. Wprowadzenie w szkołach po każdym etapie edukacyjnym egzaminów zewnętrznych odebrało uczniom kreatywność, a wprowadziło szablonowość i schematyczność. Uczniowie szkół podstawowych i gimnazjów przystępują do nich pod koniec każdego roku szkolnego od 2002 r., a egzamin maturalny absolwenci liceów i techników zdają powszechnie od 2005 r. Sporo czasu upłynęło na korzyść szablonowości i schematyczności, których uczy się w euroamerykańskich polskich szkołach. Bo, po co i na co młodemu człowiekowi refleksja, z którą ściśle związane jest pytanie dlaczego? Głębszy namysł nie jest wpisany w filozofię testów, w których na wszystkie pytania jest jedna prawidłowa odpowiedź. To, że jedna to nie jest jeszcze tragedią, ale niestety jest jedna odpowiedź dana przez kogoś innego, nie wydedukowana oraz przemyślana przez samego ucznia. Prowadzi to do smutnej konkluzji, że podmiot przestaje być podmiotem myślącym, czującym i mającym swoje zdanie. W euroamerykańskiej polskiej szkole uczeń nie ma mieć swojego zdania, nie ma myśleć. Jego zadaniem jest zdać test, zdobyć kolejną sprawność. Szkoła przypomina wielką korporację, w której uczniowie słyszą tylko jedno, aby jak najlepiej zdać testy, lepiej niż koledzy, żeby zająć w niej jak najwyższe miejsce. Nie jest ważne to, czy uczeń jest empatyczny, zdolny do współdziałania, samodzielny i kreatywny. Bez znaczenia są jego pasje. W euroamerykańskiej polskiej szkole liczy się tylko wynik testu.
Małgorzata Szewczyk na łamach Przewodnika Katolickiego pisze: Bezrefleksyjna, martwa, wypalona - oto polska szkoła. Nie tylko na stronach tego czasopisma znalazłem krytykę polskiej oświaty. Jacek Żakowski w Polityce zauważa, że: Wiedza w dzisiejszej szkole jest jak morska woda, której uczeń ma na wyścigi wypić jak najwięcej, zanim zwymiotuje, a Edwin Bendyk cytuje wypowiedź prezesa WSK Rzeszów, który stwierdził, że w ciągu dwóch dekad reformowania polska szkoła osiągnęła dno i jest gorsza od komuny. Na głosy krytyki euroamerykańska polska szkoła jest odporna. Odporni są decydenci, odporny jest neoliberalizm, dziecko cywilizacji euroamerykańskiej. Nauczyciel w świątyni neoliberalizmu traktować ma pracę nie jak powołanie, ale przedmiotowo tak, żeby z tej pracy mieć jak najwyższe wymierne zyski, oczywiście materialne. Nie ma być mistrzem dla ucznia, ma wiedzę przekazać, ba wtłoczyć jej jak najwięcej do jego głowy. Przekazywanie wartości nie jest w interesie neoliberalnej szkoły, która rzecz jasna ograniczyła swoją funkcję wychowawczą na rzecz dydaktyki. Szkoła nie ma przekazywać wartości, nie ma ich pokazywać i uczyć. A przecież wartości to pragnienia, to one tworzą nasze życie. Widzimy w nich chęci, przekonania i stany rzeczy, które są przedmiotem ludzkiego pożądania. Aksjologia jest w procesie wychowania dziecka niezbędna dla jego pełnego rozwoju. Zrozumienie wartości związane jest z zachowaniem organizmu. W nim jest skupiona przewaga nierefleksyjnych relacji między zaspokojeniem organizmu, jego stanem jak również otaczającym go środowiskiem. Wybór preferencji jest konieczny, gdy te relacje zaczynają nie zgadzać się wzajemnie lub z zaistniałymi okolicznościami. Wtedy następuje refleksja nad preferencjami i możliwością ich realizacji. Wartościami jest tylko to, co zostało poddane refleksji (John Dewey). Wartości są wtedy, gdy pojawiają się problemy dotyczące działania. Człowiek ucząc się na podstawie doświadczeń sam odkrywa konieczność refleksyjnego ustosunkowania się do swoich pragnień i potrzeb. Działania człowieka powodują, że myśli o swoim działaniu oceniają je. Wartościowanie nie może istnieć bez ponownego spojrzenia.
Dzisiejsza euroamerykańska polska szkoła nie ma nic wspólnego, zaakcentuję powtórnie, z nauczaniem refleksyjnym. Panuje w niej jedna słuszna zasada: zakuć, zdać, zapomnieć. W dzisiejszej euroamerykańskiej polskiej szkole testomania wyrasta, jak napisał Jacek Żakowski, z pesymizmu antropologicznego, czyli wiary, że ludzie są źli - leniwi, tchórzliwi, egoistyczni i chciwi. Za tą wizją idzie przekonanie, ze dobry porządek musi być oparty na przymusie. Ład edukacyjny także. Nie ma co liczyć na ciekawość uczniów ani na nauczycielską pasję czy powołanie. Argumentem są tylko pieniądze. I nie powinniśmy się temu dziwić pisząc za Zbigniewem Mikołejko, że to my skroiliśmy sobie taki świat. Kult pieniądza, bezrefleksyjność, nieciekawość świata, nie być i mieć, a tylko mieć i żreć. Cytowana wcześniej Małgorzata Szewczyk pisze: Reformatorzy polskiej oświaty dołożyli wszelkich starań, by zapoczątkowany dwadzieścia lat temu ewidentnie szkodliwy proces zmian w 2012 r. osiągnął swoiste apogeum bezmyślności i ignorancji. Dziennikarka zadaje również pytanie: Czy [uczniowie] pozbawieni rzetelnej wiedzy, odpowiednich kwalifikacji, odcięci od korzeni polskości, a więc historii i języka, pospiesznie wepchnięci w tryby wolnorynkowej machiny będą potrafili zadbać o swój kraj? Obserwując aktualną sytuację młodych ludzi, którzy trafili na początki eksperymentów z gimnazjami i egzaminami zewnętrznymi konstatujemy ze smutkiem, że uczniowie ci wyszli ze szkół okaleczeni społecznie. Dzisiejsi 20. latkowie nazywani są młodymi z pokolenia poczekalni. Agnieszka Sowa z Centrum Analiz Społeczno-Ekonomicznych pisze: A oni ciągle nie dorośli. Nawet mimo trzydziestki na karku nie wiedzą, kim są i co ze sobą zrobić. Nie biorą za nic odpowiedzialności. To my ich tak urządziliśmy. Według szacunków młodych z pokolenia poczekalni jest w Polsce ponad 6 mln., co w tej skali jest już społecznym problemem. Czy zatem nie czas przerwać błędne koło z zakuwaniem i uczeniem się pisania wypracowań pod klucz? Czy nie czas, aby w polskiej szkole centralne miejsce nie zajmowała dydaktyka ale wychowanie?
- Sławomir Krzyśka
- "Akant" 2013, nr 10
Sławomir Krzyśka - Euroamerykańska polska szkoła
0
0