We wtorek 16 kwietnia 2013 r. na spotkaniu w Klubie Literackim „Dąbrówka"
w Poznaniu poezję swoją zaprezentowali Tadeusz Stirmer i Edyta Kulczak. Obydwoje
są członkami „Dąbrówki". Tadeusz Stirmer jest autorem pięciu książek poetyckich: „Dla nikogo mnie nie ma" (2002), „Na ścierwisku" (2007), „Łamana polszczyzna" (2009), „Bwana Polanda" i „Śpij dobrze, dziecko" (2011). Ponadto jest członkiem Związku Literatów Polskich i Grupy Literackiej „Dysonans". Edyta Kulczak jest autorką książki poetyckiej „Anioły nie zawsze są białe" (2009) oraz współautorką opartego na jej tekstach widowiska słowno-muzycznego „Pasja" prezentowanego w poznańskich kościołach w roku 2009 i 2010. Jerzy Grupiński prowadzący Klub Literacki „Dąbrówka" poprosił mnie o scharakteryzowanie zaprezentowanej na tym spotkaniu poezji.
I tak, Tadeusz Stirmer wierny Miłoszowemu wezwaniu „poeta pamięta" stara się
na nowo wymierzyć sprawiedliwość światu. Jest to zadanie istotne, ale artystycznie niebezpieczne, bo nawet unikając dydaktyzmu można popaść łatwo w publicystykę. Przykładem może być wiersz „Semit.pl", w którym spotykamy argument o złu wyssanym
z piersi matek – Polek.
Semit.pl
jak TO opisać skąd bije czarne źródło?
w złożach ciemności rodzi się pytanie:
kto skorzystał z piekła gdy miotał kamienie
i nadszedł czas niepokoju przeczucie powrotów;
gdy żywi wstając z martwych upomną się o popiół
wydrapią z ziemi pamięć
więc pełznie robak pod skórą niepewny
o los wszystkiego co w mroku ojcowie uznali za swoje –
co j e s t o j c o w i z n ą i na to są papiery
TO się roznosi ponad strugą czasu
jak wyziew gwałcący powietrze
i nie ma w tym cudzej winy
jest tylko mleko wyssane z piersi matek
zrodzonych z Matki Polek
Dla mnie sztucznie brzmi też wiersz „Wiosna", którego obrazy zaczerpnięto
z przeczytanych lektur, a nie z przeżycia wstrząsającej tragedii.
Wiosna
w ciepły dzień czterdziestego piątego
faceci w kapeluszach
z aparatami fotograficznymi na piersi
czekają znudzeni żują gumę
któryś splunie sięgnie po następną
wyprostuje papierek z loteryjką
albo kolejną przygodą mickey mouse
*
wielka ciężarówka marki dodge
załadowana powyżej burt czymś
co z daleka przypomina
porządnie ułożoną stertę manekinów
zatrzyma się nieopodal dziury w ziemi
o wymiarach basenu pływackiego
do której przeniesiona zostanie
zawartość kolejnego transportu
zastosuje się różne techniki
wymuszone wzajemnymi proporcjami
tragarzy i osobliwego brzemienia;
te mniejsze pod pachą jak wiązki chrustu
albo dziecko układane do snu
inne na barkach na zagubioną owcę
częściej jednak przez ramię niczym wór kartofli –
zdarzą się momenty komiczne jak ten
gdy człowiek bez dystynkcji
zarzuci trupa na plecy poprawi ułożenie
szarpiąc za nadgarstki i nagle stanie w kurzu
widać wściekły – z cudzą ręką w dłoni
Zupełnie inaczej przemawia do mnie „Dziedzictwo", wiersz zwięzły i celny, zaskakujący pulsującą podskórnie prawdą, z pointą, wobec której nie można przejść obojętnie. Autor jest zafascynowany historią, przyjmując wobec niej pozornie ironiczny dystans, ale dominuje dojrzała refleksja – rezultat traumatycznych doświadczeń.
Dziedzictwo
Sąsiadka z naprzeciwka
przygarniała psy
i bezpańskie święta
Nie urządzaj się tu
zbyt wygodnie –
ucięła ostatnią rozmowę
Słyszę milczy balkon
że urnę wybrała i miejsce
że ją spalono po śmierci
Jak matkę
„Rezonans majowy" skutecznie broni według mnie obranej konwencji twórczej. Warto zapamiętać wers: „Konstytucja – pełna zrostów od jej łamania".
Rezonans majowy
Na początku była kura o imieniu Otton
Zniosła kanciaste jajo i właśnie tak
potoczyła się moja historia
W tysiąc czterysta dziesiątym
zjadłam na śniadanie najpotężniejszą
z chrześcijańskich armii świata
by w obiad – w skali dziejów –
stłumić osmański przeciąg
Była kawa ciasteczka i wiersze o przedmurzu
W nagrodę mnie rozebrano
i stałam się kontynentalną dziwką –
bywało że chłopcem do towarzystwa;
Traktowano mnie tak jak na to nie zasłużyłam –
w wąwozach i brudnych zaułkach Historii
Jasny wyjątek stanowili synowie
z nich mięso zawsze było świeże i smaczne
Dziś żyję wolna
z niewielką przywarą regentki Pana Boga
To prawda – zawłaszczyłam Matkę i Syna
czyniąc z nich własnych synów
Nie dodaje to siły – jest słabość Państwa
żarłoczny podzielony Kościół
oraz Konstytucja – pełna zrostów od jej łamania
Stara Europa waży; nie wie co podziwia:
owo święte przedmurze czy diabelską ironię Losu –
drugą stronę cmentarnego muru
pod którym grzebie się zwykłych innowierców
psy
oraz samobójców z nierozłącznym sznurem
Autor moim zdaniem potrafił oprzeć się schematom i skutecznie posługuje się sarkazmem, o czym świadczy wiersz „Europa", który posiada znakomite zakończenie.
Europa
gdybyś chciał pojąć
rolę robactwa w ekosystemie
przyjrzyj się śmietnikom
w twoim dumnym mieście
przypatrz się z uwagą
schludnie ubranemu mężczyźnie -
wywleka brzuch pojemnika
przewiesza ciało przez krawędź
by wyłowić z mroku
puszkę po wypitym piwie
jeśli się nie spieszysz
i będziesz miał trochę fartu
jak przed chwilą on
kiedy w kolejnym śmierdzącym edenie
odkrył zagnieżdżoną torbę
pełną srebrzystego szczęścia
dojrzysz w siwych oczach życie
a może nawet usłyszysz
pierwsze takty Ody do radości
Sporą część twórczości Tadeusza Stirmera stanowią erotyki. Już od czasów Charlesa Baudelaire’a zmieniają się pojęcia piękna i brzydoty a wszelkie rewolucje rozpoczynały się od walki z różnymi tabu, zwłaszcza walki z zakłamaniem w dziedzinie życia seksualnego. Te coraz bardziej śmiałe tendencje znalazły też wyraz w twórczości naszego autora,
a przykładem jest wiersz „Miłość to piekielny pies".
Miłość to piekielny pies *
rozwalony w fotelu
wyciągam nogi
w stronę zaćpanego lustra
na bermudach fiut z całą resztą
ciasna gumka
podpiera jądra od spodu
rozchylam kolana
jest dobrze
to żyje osobno
brata się tylko z tobą siostro
może jeszcze
z ciemnym obszarem pamięci
gdzie gwiazdy – tak
tylko tam jeszcze pęcznieją
przed wybuchem
myślę o tych wszystkich
bezpotomnych erupcjach – mój boże
wielki armator zebrał to wszystko
i cała flotylla tankowców
wozi mój trop w nieskończoność
w kosmiczne nie – byty przecież
nic się nie kończy
jak teraz – słyszysz
nawet teraz
gdy wypełnia się dłoń i krzyczy
* - tytuł zapożyczony
Z sąsiadujących z nim wierszy „Zwierzę" i „Nauka czytania" zdecydowanie wyróżniłbym ten drugi.
Zwierzę
twoja dusza ma się dobrze
nie chciała kolacji
wzięła kąpiel (umyłem jej plecy)
miała ochotę na lampkę wina
teraz wtulona jak szczeniak
śpi w zagłębieniu pachy
więc piszę wolną ręką
i myślę zanim się zbudzi
czy dusze to mają
Nauka czytania
Już tylko czekali
Łączył ich rozkład i pies
plączący się wokół kolan
W ślepe narośle miasta
zanurzył się tępy autobus
Siadła przy oknie i napisała
to słowo
Jeszcze nie wierzył -
biegł chwytając się spalin
Wyglądał jak ryba
na piasku
Należy podkreślić wrażliwość autora na życie miasta („Eko"), trafne obserwacje socjologiczne, konkretny i przemawiający obraz („Safari").
Eko
gadają że to nadmiar tlenu
efekt sprzedaży
brudnego powietrza sprawia
że ptaki
z klucza bożego wędrowne
w przewidzianym
przez onego ślusarza ordynku
kołowacieją nad miastem
w wiosenne dni
listopadowych ostatków
walczą z wołaniem krwi
by zmęczone opaść
a potem zdechnąć w lodowych butach
nad kamiennym rynsztokiem
albo co gorsza zdomiewają z kretesem
z ręki zdziczałego sprawcy
Safari
Na pierwszy rzut oka
już tylko podobni do ludzi
obsiedli pusty cokół
przed wejściem do hali dworca:
grupa nielotnych po -
przetrącanych ptaków
Okutani w co który zdobył
twardzi jak szkło pękniętych śliw
oczodołów nad dymiącymi nozdrzami
pełną zajadów krechą ust
(jakby po kolejnym splunięciu
otwierała się świeżo zaszyta rana)
bratali się z chłodem nocy
cieczą z butli po coca coli
w niemrawym obrządku doczekania świtu
coraz bliżsi ziemi na kamiennej grzędzie
kiedy błysnął flesz
Poezja Tadeusza Stirmera jest dowodem na to, że sztuka będzie zawsze potrzebna, zwłaszcza gdy dotyczyć będzie prawdziwych wartości egzystencjalnych.
Poetka Edyta Kulczak tak pisze o sobie: „W życiu zajmuję się normalnym życiem - robię to, co lubię, z rzadka też to, czego nie lubię. Pilnuję się, by być szczęśliwą, jakkolwiek to szczęście jest rozumiane i ilekolwiek trwa… Ciągle od nowa przyglądam się ludziom i sobie, ciągle od nowa odkrywam rzeczy, które wydawały mi się już dawno odkryte. Uczę się przystawać w drodze… Nie omijam niezwykłości świata w zwykłej ludzkiej wędrówce...".
Można chyba zaryzykować twierdzenie, że cechą poezji tworzonej przez kobiety,
a zwłaszcza poezji erotycznej, jest subtelne ujmowanie przeżyć formułowanych najczęściej
w sposób bezpośredni i naturalny. Mówiąc o kobiecym ujęciu mam na myśli inną wrażliwość wzbogacającą nasze postrzeganie świata. Podobne uwagi nasuwają się po lekturze wierszy Edyty Kulczak. Swoje najlepsze rezultaty moim zdaniem osiąga autorka w utworach zwięzłych, w skondensowanej treści i oszczędnym słowie. Na podkreślenie zasługuje niebanalne wprowadzenie realiów wziętych z codziennej obserwacji, prostota przemyśleń
i pozbawiona egzaltacji refleksja. Przykładem może być wiersz „Brakuje miejsca przez które można podać antidotum", w którym autorka w znakomity sposób użyła „antypoetyckich" realiów dla wyrażenia przejmującego bólu istnienia.
Brakuje miejsca przez które można podać antidotum
samotność nosi czerwone szpilki
głośno się śmieje
ma wiele rąk i oczu
znosi na swój temat szereg inwektyw
począwszy od lichego pochodzenia
wytykania niedostatków urody
po śmiałe groźby rozbicia jej łba butelką
czasami się przemądrza – to dramatyczna próba
ratowania własnego imienia -
wyjmuje z zakamarków ciągle ostatnie
kawałki poszarpanego szkła
nalepia plaster
przysłania włosami lub swetrem
Gdy poetka wkracza w świat zbyt odległy od przeżytych doświadczeń, to wydaje mi się, że jej sposób przemawiania traci swoją szczerość i bezpośredniość, co wywołuje pewien niedosyt. Taką nieco wydumaną rzeczywistość stwarza „Autoportret bez linijki", który kojarzy mi się z wierszem naszej noblistki „Pukam do drzwi kamienia". Cóż, na tym między innymi polega historia literatury, gdzie poszukuje się pokrewnych wątków czy skojarzeń, świadomie lub często nieświadomie użytych przez twórców.
Autoportret bez linijki
zamieniam się w lalkę
gdy nie chcę przekornie
trudno upchnąć mnie w szafie
lub w kącie za drzwiami
lubię kobiece plecy wyprężone jak kot
jako mężczyzna plułabym na nie bez przerwy
podczas pełni wierzę w strzygi wilkołaki
i w co jeszcze każesz
zawiązuję palce na supeł - połykam
robię dziury w podłodze puk puk
pukam do tych którzy śpią
Podobnie „Rozważania na skalę wieczności. Przy stole." moim zdaniem przywodzą na myśl opracowanie na zadany temat. Spotykamy w nim dość wyblakłą kliszę poetycką („łabędzi śpiew"), którą chyba tylko można użyć jako elementu ironii lub przewrotnego kontrapunktu. Na marginesie chciałem dodać, że czasami dobrze jest zastanowić się nad zagadkami „alchemii słowa" i zarazem docenić pożytki płynące z zajęcia, które już XVII-wieczny poeta Wespazjan Kochowski określił jako „niepróżnujące próżnowanie". Nie mogę też nie wspomnieć, że w dorobku autorki znaczącą rolę odgrywają erotyki: „Łóżko" czy [mój demon]. Przemawiają mocno, mimo że poetka uniknęła modnej w literaturze pokusie używania dosadnych słów. Na zakończenie pozwolę sobie zestawić prawem kontrastu dwa wiersze: „Hipoteza: zera i jedynki mogą opisać wszystko" oraz „Niepopularna wersja wydarzeń z dnia 13 grudnia 1981 roku". Ten pierwszy brzmi nieco sztucznie, można powiedzieć, że szeleści papierem. Ten drugi jest natomiast znakomitym przykładem,
jak przejmująco można mówić szeptem o ważnych sprawach.
Hipoteza: zera i jedynki mogą opisać wszystko
jeśli zera i jedynki
napiszą co wtedy czułam
wtedy gdy ostatni raz
trzasnęłam drzwiami
nieludzko mu życząc
jest dowód że mogą wszystko
jeśli dogonią mnie
posadzą z powrotem
cofną koła o jedno pytanie
gdzieś w okolicę tych małych drzew
za zakrętem
podpartych jeszcze tyczkami
powiem mogą wszystko
jeśli wyprzedzą moją myśl
jak to się czasem zdarza słowom
(podobno to objaw jakiejś psychicznej słabości)
a wtedy stało się moim nogom
które bez pomyłki trafiły do domu
potem do łóżka
a ręce wiedziały że trzeba je przykryć
po głowę
powiem jest dowód
jeśli one wiedzą że to było
lub nie i napiszą co wtedy -
mogą wszystko
Niepopularna wersja wydarzeń z dnia 13 grudnia 1981 roku
gdy ogłoszono
szłam do lasu po mrozie
sanki dreptały za mną cicho
prowadzone na sznurze
niemądrze czerwony nos
zadzierałam do góry
ludzie pochowani szczelnie
w domach
nie śpiewały ptaki
jak to zwykle zimą -
gdy nogi przymarzają
do miejsc
śnieg iskrzył pod butami
głośno
pomyślałam – ciekawie tak
trzeszczy świat
w czapce nasuniętej mocno
na oczy
w czapce z kolorowym
pomponem
Chciałoby się przy tej okazji czytając wiersze Edyty Kulczak zawołać jak żeglarze: Pani Edyto, tak trzymać!