Archiwum

Wasyl Żukowski - W A D I M

0 Dislike0
Gwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywna
 

Dymitrowowi N. Błudowowi

Tu kończy się opowieść ma,
    Którą tobie poświęcę,
Bo dla poety przyjaźń twa
    Najlepszym będzie wieńcem.
Wadim na twoich oczach rósł
    W moich rymach zawiłych;
Zawsze mi wzorem był twój gust,
    Tyś był mi wodzem miłym.
Lecz wątpliwości dręczą mnie
    I ciągle pytam siebie,
Czy obudziłem dziewy me,
    A nie uśpiłem ciebie.

 
           W dalekim Nowogrodzie żył
       Przed laty Wadim młody;
            Z męstwa swojego znany był,
       Z prostoty i urody.
            Jedyna jego pasja, to
  Z łukiem po kniejach hasać;
Dziki i wilki znały go
    Tam w okolicznych lasach.
Z psem swoim nieodłącznym wraz
    Polował w każdej porze,
Za dom mu służył ciemny las,
    A miękki mech za łoże.


Oto dwudziesta wiosna już
    Wadimowi minęła,
Pora młodzieńczych uczuć burz
    Myśliwym zawładnęła.
„Czego i gdzie mi szukać czas,
    Gdzie zwrócić swe pragnienia?"
Lecz wszystko – i milczący las,
    I cichy szmer strumienia,
I dzień, który na nieba tle
    Przechodzi swe przemiany,
Wszystko to jakby mówić chce
    O czymś całkiem nieznanym.
Kiedyś myśliwy młody ten
    Znużony siadł na brzegu
I w dziwny się pogrążył sen...
    Rzeka w swobodnym biegu,
W korzenie uderzając drzew
    Płynęła tam z chlupotem,
Od lasu płynął wiosny wiew;
    Jaskółeczki świergotem
Witały młode życie swe,
    Dokoła wonnie było...
Słońce po niebie tocząc się
    Za wzgórze już się skryło.


I dziwny sen młodzieniec śnił:
    Okryty płaszczem białym,
Przedziwny mąż tuż przed nim był
    Oczy mu promieniały.
Wzrost słuszny, twarz dostojną miał
    I siwiznę na skroni,
Na piersi złoty krzyż się chwiał,
    A srebrny dzwonek w dłoni.
Podszedł, w powietrzu czyniąc krok
    I wzniósłszy w górę dłonie,
Dobrą wieść przynoszący wzrok
    Skierował w jego stronę.
„Daleko twoja przyszłość jest,
    Lecz Niebo cię prowadzi;
Na ziemi zdradzi każdy gest,
    Lecz Ono cię nie zdradzi.
Ja sam będę prowadził cię" –
    Rzekł – i wnet nasz młodzieniec
Zobaczył hen, na niebios tle,
    Jakieś cudne zjawienie:
Dziewica młoda; kryły ją
    Lekkie jak mgła zasłony
I cudny wianek zdobił skroń
    Z barwnych kwiatów spleciony.


Westchnąwszy smutno, dziwny wnet
    Znak Wadimowi dała,
By we wskazaną stronę szedł...
    W młodzieńcu krew zawrzała,
Sercem już ku niej wzlecieć chciał...
    Wtem zjawa z oczu znika –
Dzwoneczek tylko w dali brzmiał
    I chwiał się blask płomyka.
Zniknęło wszystko niby cień,
    Starca też tam nie było...
Wadim się zbudził: jasny dzień, -
    A w górze coś dzwoniło…
W stronę południa spojrzał on:
    Wszystko tam jasne, czyste;
Stąd, przez obszary wielkich łąk,
    Rzeki wody świetliste
Płynęły tam, gdzie nieba skraj
    I ziemia się stykały.
Ponad pagórki, ponad gaj,
    Obłoków tabun cały
Wiosenny, lekki wietrzyk gnał...
    Wciąż czując podniecenie,
Wadim usłyszeć dzwonek chciał,
    Lecz wkrąg było milczenie.


Widok ów przez poranki trzy
    W duszy budził wzruszenie;
Pytał on – „Ach, kim jesteś ty,
    Prześliczne me zjawienie?
Dokąd mnie słodki głos twój zwie,
    Kim jesteś pośle święty?
Ach, czy spotkamy kiedyś się,
    I sercem przeniknięty
Widok ucieszy oczy me?"
    Lecz próżno on oczami
W dalekie niebo wzlecieć chce.
    Niebo zakryte mgłami.
Marzenia ukazały te
    Świat w nieznanej urodzie;
Gdy zorze zapalają się
    Na nieba tle, na wschodzie –
Jemu się jawi jasność szat,
    W tajemnym śnie widzianych,
A kiedy pachnie wonny kwiat,
    On tęskni za nieznanym.
Czuje żal i miłości zew
    I rozłąki udręki,
Wietrzyka niesie każdy wiew
    Srebrnego dzwonka dźwięki.


W końcu rzekł Wadim: „Mocy tej
    Sprzeciwiać się nie mogę;
Błogosławieństwo dać mi chciej,
    Matko, na długą drogę." –
„Dokąd ty jedziesz? – roniąc łzy,
    Spytała matka syna –
I czego szukać pragniesz ty
    W nieznanych ci krainach?
Tu na ojczystej ziemi, wiesz,
    Twój dom i przyjaciele
I miłość słodka, jeśli chcesz,
    Pięknych tu dziewcząt wiele." –
„Lecz tu upragnionego brak!
    Uspokój się, mateńka,
Bo w świat mnie poprowadzi wszak
    Pewna Świętego ręka.
I będzie baczył na mój los
    Obrońca mój niezmienny.
Lecz gdzie on? czyj słyszałem głos,
    Kim jest wódz bezimienny?
Dokąd powiedzie, którą z dróg,
    Nie wiem – lecz niedorzeczny
Lęk, gdy nie znany żaden wróg.
    Kto wierzy, jest bezpieczny." –


„Synu, na piersi wieszam twej
    Ten złoty krzyż; pamiętaj,
Będzie cię mieć w opiece swej
    W potrzebie miłość święta." –
Ojciec, ze ściany zdjąwszy broń,
    Rzekł: „Synu mój kochany!
Żegnaj, weź tarczę, hełm, a w dłoń
    Ten miecz mój hartowany." –
Wadim rodzicom do nóg padł,
    Całuje obraz, płacze...
Przy ganku rumak czeka – wsiadł,
    Zakrzyknął – koń już skacze.
Wzniecając kopytami kurz
    Pędzi koń szybkonogi;
Oto wiatr pyły rozwiał już,
    Zniknęły ślady z drogi.
Westchnęła matka z ojcem wraz
    I powróciła z ganku;
Łzą będzie witać nocy czas
    I zorzę o poranku.
Przed Panią Niebios parę świec,
    Modląc się zapaliła,
Aby zechciała syna strzec,
    A jej pociechą była.

Wydawca: Towarzystwo Inicjatyw Kulturalnych - akant.org
We use cookies

Na naszej stronie internetowej używamy plików cookie. Niektóre z nich są niezbędne dla funkcjonowania strony, inne pomagają nam w ulepszaniu tej strony i doświadczeń użytkownika (Tracking Cookies). Możesz sam zdecydować, czy chcesz zezwolić na pliki cookie. Należy pamiętać, że w przypadku odrzucenia, nie wszystkie funkcje strony mogą być dostępne.