Archiwum

Janusz Orlikowski - Ciało

0 Dislike0
Gwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywna
 

Ono nigdy nie śpi. Nawet w nocy, gdy ma przymknięte powieki – oddycha, przewraca się z boku na bok szukając dla siebie odpowiedniej pozycji. Dopiero z chwilą śmierci, gdy ustają wszystkie funkcje życiowe zapada w sen i jest on ostateczny. Towarzyszy nam każdego dnia i nocy, bo jest Konieczne. Tak było zawsze, nawet w Raju ciała Ewy i Adama były dla nich niezbędne, by móc poruszać się po Ogrodzie i ze sobą być, realizować boski zamiar stworzenia. Tak przynajmniej obrazuje to religia chrześcijańska i jest to przedstawienie tak głęboko zakorzenione w naszej wyobraźni, że trudno cokolwiek innego i lepszego pomyśleć, gdy ma się na uwadze jego obecność na ziemi. Zerwany owoc, ta tajemnica wielokrotnie przez literaturę opisywana jako akt zazdrości, czy czystej ciekawości i na różne sposoby interpretowana, z czego najbardziej właściwa wydaje mi się być ta mówiąca o tym, że mając dobro nie należy chcieć mieć lepszego, jest powodem, iż ciało postrzegane jest w tym ujęciu jako udręka z uwagi na szarpiące nim namiętności. Stąd przecież powstał w XIII wieku we Włoszech ruch biczowników, który karał ciało do krwi za to, że „sprzeniewierzało się" myśli chrześcijańskiej o czystości duszy. Proceder zakazany około sto lat później przez ówczesnego papieża.
Ciało jest Koniecznością tak jak pneuma, przy czym ona w przeciwieństwie do niego bywa bardzo często, że śpi. To powód dla którego jest ono zawsze zamieszane w całą tę aferę związaną z namiętnościami, pożądaniem i pragnieniem, a czego wyrazem jest myśl o jego rzekomej rozwiązłości, ciągłym nienasyceniu. A przecież ono jest takie jaki jest jej pan i trudno jest je obwiniać za to, że jest narzędziem. Tylko zły kowal czyni wyrzuty młotowi, że krzywa podkowa.
Paradoksalnie, na ważność ciała i jego znaczenie w życiu człowieka tak naprawdę po raz pierwszy zwrócili uwagę chrześcijanie. Starożytni filozofowie greccy, myślę tu głównie o platonikach czy stoikach, upatrywali w nim jedynie źródło udręki i nakazywali ćwiczenia duchowe, które miały za zadanie opanowanie ciała, a filozofia była dla nich przygotowywaniem się do śmierci. Prawdziwym mędrcem był ten, który na nią gotów, a to na skutek wyćwiczonej umiejętności wyzbycia się wszelkich, pisząc ogólnie, dóbr cielesnych. Prawdziwa duchowość to ta, która za nic ma ciało. Pewien zasób ćwiczeń duchowych został od Greków przejęty przez pierwszych chrześcijan, przy czym ciało znajduje tu swoje miejsce. Zmartwychwstanie ciałem mówi o tym, że po śmierci, by tak powiedzieć, otrzymamy to samo ciało, lecz będzie ono chwalebne. Będzie ono to samo, ale nie takie samo. Krótko mówiąc: wyzbyte namiętności. Czyli, jak rozumiem, na Sądzie Ostatecznym okaże się, czy będziemy wraz z Ewą i Adamem. Piszę o Sądzie w eseju Tam. Cóż to jednak dla nas za pociecha, skoro po pierwsze nie wiemy, czy  zasłużymy na Niebo, Piekło, lub Czyściec, a po drugie kłopot jest z tym zmartwychwstaniem, bo przecież nie jest niezaprzeczalnym faktem.
Bardzo podoba mi się argumentacja jakiej używa Justyn. Mówi on bowiem o narodzinach człowieka, a że człowiek się rodzi każdy widzi. „Powiedzmy, że jesteście zgoła inni oraz że inne pochodzenie wasze (chodzi o inne pochodzenie niż narodziny z łona matki – przyp. J.O.); gdyby wówczas wam kto pokazał ludzkie nasienie i obok tego obraz człowieka, a potem mówił i zaręczał, że to z tamtego powstaje, czybyście wierzyli, nie widząc na własne oczy, jak się to dzieje? Nie, i nikt też nie śmiałby twierdzić inaczej." I dalej: „Otóż tak samo ponieważ nie widzieliście jeszcze człowieka zmartwychwstałego, jesteście niedowiarkami."  Ten eksperyment myślowy, jak pisze Dariusz Karłowicz w Arcyparadoksie śmierci, „przypomina  o prymacie koncepcji wiedzy pojmowanej jako rodzaj poznania bezpośredniego. Justyn zdaje się nie mieć wątpliwości, że połączenie argumentu z wszechmocy Boga z analogią do rozwoju nasienia  w najlepszym razie znosi niewiarygodność nauki o zmartwychwstaniu, nie stanowiąc przecież dowodu  rozstrzygającego o jej prawdziwości. Rozstrzygające może być wyłącznie poznanie bezpośrednie."  Tego jednak nie mamy i mieć nie będziemy, choć dalej Karłowicz wskazuje na znaczenie  męczeństwa pierwszych chrześcijan, którzy z uśmiechem na ustach szli na tortury i śmierć, tak jakby ciało nie doznawało bólu. Ale to już inna historia. Jedno jest pewne co do zmartwychwstania: brak bezpośredniego dowodu, ale istnieją świadectwa, które mogą czynić je wiarygodnym, co powoduje że nie jest ono nieprawdopodobne.
Interesuje nas tu przede wszystkim fakt, że ciało w sensie chrześcijańskim jest ważne jako za życia na ziemi nośnik duszy, a i po śmierci, można powiedzieć, nie traci na znaczeniu. Przeciwnie, zyskuje, jeżeli tylko, powtarzam, Sąd Ostateczny okaże się dla nas pomyślny.
 Afirmacja ciała chwalebnego, jak chcą chrześcijanie, może mieć tylko swe korzenie w pewnym sensie analogicznej afirmacji ciała doczesnego, o ile nie przeradza się ona w to, że staje się ono idolem rozstrzygającym o wszystkim, czego obraz występuje współcześnie. To ten fakt powoduje że ciało, które nigdy nie śpi, staje się udręką, a w najlepszym przypadku owocem niepowodzeń, jego niewygody. Paradoksalnie, idol jest anty idolem, gdyż brak mu duszy, która wtedy śpi. I wówczas ciałem rządzi przypadek a nie Konieczność.
Ciało jest swego rodzaju instrumentem, narzędziem, tyle że żywym. Wyobraźmy więc sobie psa, któremu rzucane są przypadkowe komendy. Taki psiak czuje się zgłupiały, to się porusza, to znów staje, kreci się w kółko. Nie wie co ma czynić, myli się. W rezultacie, jeśli jest na tyle mądry, na koniec odmawia jakiegokolwiek posłuszeństwa, kładzie się na ziemi i nie reaguje, bo nie wie jak. Podobnie zachowuje się nasze ciało, jeżeli rządzi nim przypadek. Najdobitniejszym tego przykładem – zanik aktywności seksualnej. Nie prawdą jest, że powodem znikoma atrakcyjność seksualna, znudzenie partnerem, powtarzalność tych samych sytuacji, rutyna. Przypadkowość, która wkrada się w miejsce Konieczności powoduje, iż ciało jak ten pies atakowane, nazwijmy to, ciągłymi niespodziankami nie wie co ze sobą począć. Ktoś powie, przykład najbardziej zły z możliwych. Przecież to właśnie niespodzianka, a więc i przypadkowość, zmienność jest tym impulsem, który może ożywić pożycie seksualne partnerów. Poza tym pneuma z seksem nie ma nic wspólnego. To zaspokojenie potrzeby ciała. Puśćmy psa wolno, będzie biegał, szukał partnerki i nasze komendy nie są mu do niczego potrzebne. Nie będzie zgłupiały, wręcz przeciwnie, zadowolony, gdy ją znajdzie. To prawda, będzie zadowolony, odpowiadam. A zatem przykład jest nieodpowiedni? - ktoś triumfuje. Nie, jest jak najbardziej na miejscu. Pies jest pozbawiony świadomości, reaguje instynktownie i stąd jego zadowolenie, które nie mija. Przypomina w sensie świadomościowym małe dziecko, niemowlę, którego świadomość się dopiero budzi. Po zabawie jednym przedmiotem, gdy mu się odbierze, łatwo zajmuje się drugim. Od jednej niespodzianki do drugiej, reaguje instynktownie. Podobnie czyni dorosły człowiek, dla którego ciało jest idolem. Tu jednak do głosu dochodzi świadomość, ta „pobrana" z drzewa wiadomości dobrego i złego, i to ona powoduje, że namiętności ciała w połączeniu z przypadkowością w rezultacie doprowadzają do znużenia i to zarówno jeżeli mamy jednego partnera, czy szukamy kolejnych i kolejnych. Patrz: Casanova. Paradoksalnie właśnie przykład psa i jego pana jako żywego obrazu naszego ciała jest jak najbardziej właściwy. Nasze ciało może funkcjonować bez udziału duszy, a dokładniej z nią, tyle że w stanie uśpionym, lecz wtedy świadomość jest przypadkowa, a wszystko jest możliwością. A co za tym idzie zwrot w kierunku zniechęcenia i zaniechania seksualnej aktywności. Brak bowiem pana, który ciałem będzie właściwie kierował. Ten pan wie, w przeciwieństwie do instynktu psa, czy świadomości opartej na kulcie ciała, że człowiek jest istotą stworzoną i jako  taki podlega całkowicie Konieczności. Konieczność tak pojęta nie jest jednak dla ciała żadnym ograniczeniem, wręcz przeciwnie, paradoksalnie staje się wyrazem jego wolności.  Jak to możliwe? A co namiętnościami, pożądaniem, pragnieniem? Przecież one nie znikają jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki?
To fakt, nie jesteśmy przecież starożytnymi mędrcami, którzy poprzez ćwiczenia duchowe dochodzili do stanu w którym ciało nie było im potrzebne i w ten sposób się z tym w dużym stopniu uporali, czy wczesnymi chrześcijanami, którzy czynili to poprzez męczeństwo ciała, gdyż byli prześladowani. I nie o takiej drodze przecież tu w istocie piszę. Ale źródło jest nam wspólne. Jesteśmy jako ludzie stworzeni, stąd Konieczność jest naszego ciała udziałem. Oznacza to, że właściwym jego władcą nie jesteśmy my sami, lecz Ten, który stworzył. Jeżeli tak, włożył tam cząstkę siebie. To ten pan dla psa. Skoro pan wie, że namiętności, pożądania i pragnienia są  to nic innego jak tylko wyniki naszego „ja", ego i wie, co i my wiemy, że kierując się nimi skazani jesteśmy na cierpienie to tym samym dążąc do szczęścia naszego ciała należy ich ze wszech miar unikać. Ale jak tego dokonać? Dając ciału to co Konieczne. I z pomocą przyjdzie nam tu właśnie to wspólne źródło. Prześladowcą jest dla nas nasze „ja", które rodzi cierpienie. Ponieważ nie możemy się go całkowicie pozbyć (bylibyśmy wtedy ludzkimi aniołami), dlatego pozostaje nam  opanowanie cierpienia, a to już z doświadczenia wiem, że jest możliwe. W wierszu Dygresja na temat cierpienia, który napisałem po pobycie w Klinice Onkologicznej w Gliwicach są słowa: „i bez nadziei że minie/ (…)/ najlepiej jeśli to możliwe/ nie zwracać na nie uwagi// być może się obrazi/ i pójdzie". To odinstalowanie cierpienia wymaga tylko przekonania, prawdziwego mniemania jako jedynej konieczności. I to wciąż mając na uwadze zachować czujność. Występujemy wszak w roli ofiary, lecz tak naprawdę nią nie jesteśmy.
Wydawać by się mogło, że cierpienie o którym w wierszu jest innego rodzaju. Nic z tych rzeczy. Cierpienia pierwszych chrześcijan, których skali w żaden sposób tu oczywiście nie porównuję, to ten sam rodzaj. Innych, śmiem twierdzić, po prostu nie ma. Nawet kalecząc palec jesteśmy w tym samym źródle. Tu anegdota. Często mam pobieraną krew, czego wcześniej nie znosiłem, odwracałem głowę. W ogóle samo pójście do lekarza było dla mnie małym dramatem. Pielęgniarki mają zazwyczaj kłopot z moimi żyłami, trudno im jest je znaleźć. Siedzę na fotelu z wyciągniętą do pobrania ręką. Naturalna, w średnim wieku blondynka się trudzi. Patrzę spokojnie,  w końcu widząc, że jest już trochę poddenerwowana rzekłem wskazując głową tam gdzie, gdzieś skryła się szukana przez nią żyła: Pewnie się przestraszyła? Pielęgniarka spojrzała na mnie: A może to pacjent się przestraszył? Nie – odpowiedziałem – pacjent jest już po przejściach.
Konieczność, w której dzieje się cierpienie jest równocześnie probierzem radości dla ciała. Można z bardzo dużym prawdopodobieństwem powiedzieć, że: źródłem radości jest cierpienie. Faktem jest, jak pisze Dariusz Karłowicz w przywoływanym już tu Arcyparadoksie śmierci przedstawiając świadectwa męczeństwa pierwszych chrześcijan jako dowód wiary przez ukazanie: „Konsekwentny sceptyk może odrzucić <apodeiksis> męczeństwa, kwestionując jego pobudki (szaleństwo, pycha, głupota), stawiając pod znakiem zapytania wartość poznania zmysłowego, a wreszcie oddalając prawdziwość roszczenia tej koncepcji doskonałości, która urzeczywistnia się w śmierci za wiarę", ale właśnie szaleńcem, człowiekiem pysznym, czy głupim jest ten, który tak twierdzi. Skoro cierpienie jest wpisane w nasza kondycję szkodą dla ciała jest inne myślenie, tak charakterystyczne, gdy tylko mówimy o miłości w sensie cielesnych rozkoszy. By być dobrze zrozumianym: nie mówię tym samym, że współżycie seksualne to ciężka orka i nie daj Boże na ugorze. Wręcz przeciwnie, taką w konsekwencji się staje, jeżeli jest powodowane tylko namiętnością, pragnieniem i pożądaniem. Gdy natomiast przyjmiemy cierpienie nie w sensie bycia jego ofiarą (a tak dzieje się gdy rządzą namiętności), lecz w sposób opisywany wyżej, nie zwracając na nie uwagi, radość wzajemnej cielesności, dotyku, jest miłością szczęśliwą. Wtedy ciało nic nie ogranicza, nikną zahamowania, dzieje się prawdziwa, boska można powiedzieć, Konieczność, a ono, nasze, ziemskie zbliża się do ciała chwalebnego.

Wydawca: Towarzystwo Inicjatyw Kulturalnych - akant.org
We use cookies

Na naszej stronie internetowej używamy plików cookie. Niektóre z nich są niezbędne dla funkcjonowania strony, inne pomagają nam w ulepszaniu tej strony i doświadczeń użytkownika (Tracking Cookies). Możesz sam zdecydować, czy chcesz zezwolić na pliki cookie. Należy pamiętać, że w przypadku odrzucenia, nie wszystkie funkcje strony mogą być dostępne.