Archiwum

Janusz Orlikowski - Tam (1)

0 Dislike0
Gwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywna
 

„ Ty nie przyjdziesz już do nas/ to my do Ciebie przyjdziemy". Kto to napisał te słowa i o czym one są? Nie znajdziemy ich w żadnej z bibliotek, a gdy czytamy je tu mamy słuszne wrażenie, że mówią one o rozstaniu i są zapowiedzią ponownego spotkania. Ale to co nas zastanawia, to sposób jego realizacji: on z pewnością nie przyjdzie, oni przyjdą do niego. Ten fakt jest nieodwołalny, nie podlegający dyskusji. Dlaczego? Czyżby adresat dwuwiersza postanowił z niewiadomych nam przyczyn zerwać wszelkie kontakty z osobami będącymi zbiorowym nadawcą słów, a ci czują się w obowiązku, pomimo wszystko, go odwiedzić? To możliwe. Co jest jednak powodem rozstania? Tego nie wiemy. Być może jest nim jakaś straszna krzywda jemu wyrządzona i teraz oni, jeśli to możliwe, chcą ja naprawić? Tak być mogło, ale czy tak było? Nie możemy rozstrzygnąć, tajemnica jest i pozostanie. Jedynie zostaje snuć domysły, że a być może nie to było powodem, a adresat wskutek na przykład wypadku jest sparaliżowany. Zawsze on do nich przychodził, spędzali razem miłe chwile przy kawie i koniaku na ciekawych rozmowach. Teraz oni deklarują się, że będą go nie rzadziej odwiedzać. Lecz chwila. Wtedy drugi wers powinien raczej brzmieć: to my będziemy Cię odwiedzać, a nie „(...) do Ciebie przyjdziemy".
Dwuwiersz znalazłem na pomniku jednego z grobów na cmentarzu w Łagiewnikach Małych, wioski w województwie śląskim, niedaleko od Dobrodzienia leżącego w opolskim. I nagle wszystko staje się jasne, tajemnica wskutek umiejscowienia dociera do nas w sposób jednoznaczny i można by powiedzieć – przestaje nią być. Ile wiary trzeba, aby zafundować zmarłemu z rodziny na nagrobku takie słowa: „ Ty nie przyjdziesz już do nas/ to my do Ciebie przyjdziemy". Ile tu ufności pokładanej w Bogu. Bo przecież nie jest tak, jeżeli wierzy się w życie pozagrobowe, że to spotkanie z pewnością nastąpi. Sąd Ostateczny dla prawdziwego chrześcijanina to dopiero rozrachunek z czynów byłych na ziemi. Jest Niebo, ale jest i Piekło, i Czyściec. Nie wiem czy autor tych słów zdawał sobie doskonale z tego sprawę. Czy wiedział, że może być nie tak jak napisał i do spotkania w ogóle nie dojdzie, czy też rozumiał odkupienie grzechów przez Jezusa Chrystusa jako pewność Raju? I wtedy słowa te nie są już ufnością, a tylko wyznaniem wiary w życie pozagrobowe, ale takie że Niebo każdemu się należy. Nie mnie o tym sądzić, lecz nie z tego względu, że autor słów jest mi nieznany. W tym kontekście warto przypomnieć słowa ks. Twardowskiego, bowiem tu nabierają one właściwego w sensie czysto chrześcijańskim znaczenia: „śpieszmy się kochać ludzi/ tak szybko odchodzą". Bo odejść mogą naprawdę na zawsze. Dopiero teraz czujemy ich autentyczną trwogę, a wspominam o tym dlatego że weszły one w krwiobieg ludzi, stały się popularne, a tym samym i zbanalizowane. Odbierane są przez osoby pewne Nieba lub nie wierzących, bo tu to na jedno wychodzi, w sposób czysto egzystencjalny: człowiek na ziemi jest, po czym go nie ma. A gdy nie ma to co? Dla osób pozbawionych odczuć metafizycznych sprawa się zamyka w głębokości grobu. Nie ma żadnego zewnątrz niezależnego od nas, gdzie nasze pojmowanie dobra i zła może nie mieć żadnego znaczenia. Może być w ludzkim znaczeniu przypadkowe i paradoksalne. Gdzie całożyciowe poszukiwanie prawdy może okazać się nie takie jak za życia żeśmy sobie to wyobrażali.  
A zewnątrz to Niebo, Czyściec, Piekło. Jakie one są? Jak je sobie wyobrazić bez korespondencji z obrazem dobrego Boga? I oczywiście bez korespondencji z obrazem Boga złego?  Bez odniesień do naszego „ja", które przecież w nas i jest czujne. Jak nie dać się marzeniom i fantazji, retrospekcji wspomnień, czyli obecnej w nas przeszłości i tego ciągłego wychylenia ku przyszłości?
Skoro w momencie śmierci pozbawieni jesteśmy ciała pozostaje w nas to co było zawsze, czysta pneuma. Nie ma ona smaku, nie można jej dotknąć ani zobaczyć, nie roztacza też powonienia. Nie porusza się, tylko jest. To to co życia było nie rozumnym diamentem, tym potencjałem dzięki któremu można było się starać „(...) spojrzeć na siebie/ tak jak się patrzy na obce nam rzeczy" jak pisze Czesław Miłosz w wierszu Miłość. I tak jak wtedy była ona w ciągłym ruchu, bowiem poszukiwała swej tożsamości, swojego miejsca, to teraz nie porusza się, gdyż miejsce dla niej jest dane. Może ktoś powiedzieć, że już za życia znalazł swoje miejsce. Znalazł swoją miłość, swój dom, ciekawą pracę. To fakt, lecz bardzo ważny na ziemi. To daje spokój, tyle że nie do końca. Jest jeszcze cały świat zewnętrzny, z którym trzeba było się porać i o takim miejscu tu mowa. Tak więc ta prawda jest w mniejszym lub większym stopniu tylko pozorna. A zatem czysta pneuma nie porusza się, gdyż ma swoje miejsce. A ponieważ każdy człowiek jest indywidualnością, jest pojedynczy, stąd nie ma dwóch takich samych miejsc. To znaczy nie ma takiej możliwości, aby dwie dusze zajmowały to samo miejsce nawet jeśli są to mąż i żona. Poza tym, tych dwojga na przykład może tam nigdy się nie spotkać. Ale o tym nieco później. Na to że niemożliwym jest by dusze zajmowały to samo miejsce wskazuje również fakt, że tam nie mamy do czynienia z przestrzenią czterowymiarową, gdzie czwartym wymiarem jest czas. Bóg jest wiecznie trwającą aktualnością, stąd pojęcie czasu w ludzkim rozumieniu jest mu nie tyle obce, co jego nie dotyczy. No i nie możemy mówić o wymiarach pneumy w naszym znaczeniu. Mówiąc tam, możemy mówić o miejscu. Tam jest dusza, tam one są każda u siebie. I każda ma ze sobą mniejszy bądź większy bagaż. Taką podróżną torbę, która czasami jest mniejsza od niej samej, a może być że taka sama lub nawet większa, wielokrotnie większa, lecz poczynione wymiary są tylko w naszym ludzkim rozumieniu. Dusza – tam, już odebrała jak jest w istocie. I przygląda się sobie, to znów na swój bagaż, który jest niczym innym jak tylko własnym „ja" ciała, które pozostało w grobie. Patrzy (piszę „patrzy" i wcześniej „przygląda się" metaforycznie dla lepszego zobrazowania, podobnie dalej) na inne pneumy i ich bagaże, porównuje. Jest już w miejscu i tego miejsca nie zmieni, nie wie tylko co się stanie, a właściwie już się stało, lecz tego jeszcze nie wie. Ten moment, to mgnienie to jak  deszcz który łączy niebo i ziemię, to jak słońce które czyni to samo. To jest tak, jakby przed egzaminem, gdzie mający być egzaminowani przyglądają się sobie, wymieniają wiedzę, pytają wychodzących o co byli pytani, odnoszą to do siebie. A kogóż my tu nie mamy. Tam jest Tycjan Syryjczyk, który broniąc Objawienia zaprzeczał prawdzie filozofii pogan pisząc o Diogenesie, że ten z dumą pokazywał swą beczkę i chwalił się tym samym jak skromne ma wymagania, a zmarł z nieumiarkowania, bowiem zachorował na skręt kiszek po objedzeniu się surowym krabem. O Dionizjuszu natomiast, że za smakoszostwo sprzedał Platona z całą jego filozofią. Nie oszczędził też Arystotelesa, który, jak pisze, zakreślił granice nawet samej Opatrzności, a szczęście zredukował do tego w czym sam się lubował i podlizywał się młodemu Aleksandrowi Wielkiemu. Jest tam Justyn dla którego nauka Platona niewiele różni się od chrześcijaństwa, a Sokratesa wprawdzie nazywa chrześcijaninem, który żył przed Chrystusem i żył doskonale, ale fundamentem jego sposobu życia nie była, jak pisze  Dariusz Karłowicz w książce Sokrates i inni święci „(...) pewna, prawidłowo uchwycona prawda, lecz jakiś rodzaj niejasnego przekonania. W języku filozofii starożytnej znaczy to, że Sokrates wprawdzie był mędrcem, tyle że przez przypadek, że naturalna doskonałość rozumu i cnoty osiągnął przez szczęśliwy zbieg okoliczności, ślepy traf czy też, co pewnie zakładał Justyn, przez daną darmo i nie oglądając się na ludzkie zasługi łaskę Bożą. To nie jest komplement, którego mógłby się spodziewać grecki filozof." Jest tam Tertulian  z pełnią swych wątpliwości co do osoby Sokratesa, lecz stoika Senekę nazywa naszym, czyli chrześcijańskim. I tylko jego, bo pozorna okazuje się doskonałość Heraklita, a dzielność Empedoklesa, Anaksarcha, czy Zenona Eleaty uważa za nic nie znaczące. I jest tam Minucjusz Feliks, który poprzez interpretację alegoryczną w nauce Talesa o wodzie – pryncypium dostrzega analogię do sakramentu chrztu. I Aleksander Wielki, który mimo napomnień Arystotelesa w listach niechętnie i sucho mu w końcu odpisywał, by w rezultacie porwać się na gordyjski węzeł. I jest przecież Sokrates, który wie że nic nie wie. Ze swą, jak to nazywa Czesław Miłosz, seksualnością anielską jest tam Swedenborg, dla którego po śmierci nie jest ona pozbawiona ciała. „Jest fizyczna, w nadziemskości ziemska, i różni się całkowicie od seksualności występnej tym tylko, ze pożądanie jest skierowane do jednej osoby. Pełna harmonia dwojga dusz i ciał jest celem istot ziemskich, a jeżeli tego nie osiągną, niebiańskich, które w dodatku nie znają znużenia a ni znudzenia sobą" jak pisze Noblista. Beatrycze i Dante ze swa Boską komedią, Milton z Rajem utraconym, Czesław Miłosz i jego Zniewolony umysł, Wisława Szymborska tam rozmawia z kamieniem, bo był jej „(...) odebrany/ idiotyzm doskonałości", Zbigniew Herbert dla którego kamyk był stworzeniem doskonałym i jego Różowe ucho. I jest tam Jan Kowalski, który całe życie pracował w kopalni, Antonina Nowak,  która wychowała trójkę dzieci na dobrych ludzi. I Edek z fabryki kredek, i jestem  ja. O nie, mnie tam nie ma, mówisz Czytelniku. Mylisz się. Mylisz się, bo myślisz owładnięty czasem. Skoro Bóg jest wiecznie trwającą aktualnością  to jesteś tam i Ty, a dokładniej jest tam Twoje miejsce, dusza i bagaż, podróżny worek tak jak i wszystkich moich przyjaciół i znajomych poetów, których tu nie wymieniam, bowiem lista długa a kogoś mógłbym przez nieuwagę pominąć. Zatem może wspomnę jeszcze tylko o Karolu Darwinie, który w młodości studiował teologię w Oxfordzie i ma ze sobą  O powstaniu gatunków drogą doboru naturalnego, czyli o utrzymaniu się doskonalszych ras w walce o byt,  i z żalem za życia powiadał, że dzieło jego wykłada teologię diabła. I o Albercie Einsteinie, bo przecież obok teorii ewolucji teoria względności to drugi punkt zwrotny w historii nowożytnej nauki. Są tam wszyscy, czyli również ci, których jeszcze nie ma na ziemi, a ich worki są puste.
Wspomniałem, że to jest tak jakby przed egzaminem choć porównanie jest tylko w pewnym sensie trafne. To jest Sąd Ostateczny zatem nie ma tu następstwa czasowego. Wszystko dzieje się w jednoczasie. „ wieczność i chwila – jednoczas/ którego byt podejrzewałem" piszę w wierszu  Czujność z książki Geometria światła z roku 1994.

jestem membraną uczuć lub przewrotną figura
miejsca i zdarzenia
czas – abstrakcja
więc woli logifigle
schował się tu za tamtym drzewem

wieczność i chwila – jednoczas
którego byt podejrzewałem

trwa
w powstaniu kręgów ciepła

Jestem więc i ja ze swą „przewrotną figurą".
Dusze i ich podróżne worki różnią się od siebie nie tylko swą indywidualnością, niepowtarzalnością i rozmiarami bagażu, ale także są tam tacy, których bardzo niewielki ułamek tu wymieniłem i nie wymieniłem, a jeszcze dodatkowo odróżniają się od pozostałych tak jak to było na ziemi, twórcy. Różnica polega na tym, że zawartości ich bagażów są widoczne w tym sensie, że worki są uchylone. Dlaczego? Po co? Twórcę, a w każdym bądź razie poetę prowadzi jego daimonion i dlatego jego dzieła. Zatem niejako automatycznie pochodzą w jakiejś mierze stąd gdzie już są. To oczywiście nie znaczy, że ich worki są tym samym puste. Tak rozsiani z uchylonymi workami to tu to tam i widać Odę do młodości Adama Mickiewicza, Ziemię jałową Thomasa S. Eliota, Wiersz o poranku  Jana Kowalskiego, którego nigdy nie opublikował, itd. Nie, nie będę wyliczał bo to niemożliwe. Przejdźmy do spraw ważniejszych.
Ponieważ wszystko dzieje się w jednoczasie wszystkie pneumy już wiedzą i o sobie nawzajem i gdzie się znajdują: w Niebie, Czyśćcu, czy Piekle. Zanim jednak o tym. Istotą każdej duszy jest to, że posiada już wiedzę objawioną, większą od mojżeszowej, bowiem on był tylko świadkiem. Już wie mąż czy spotkał się z żoną, czy dyrektor ze swym podwładnym, uczeń ze swym mistrzem, dziecko czy spotkało rodzica, brata, czy siostrę. Wszelkie relacje między duszami dzieją się na nowo i na czysto Boga zasadach, których my tu na ziemi nie znamy. Zatem skupmy się na tym, co powiedzieć należy. Sąd Ostateczny to bilans Dobra i Zła. A te pisane z dużych liter mają wartość inną niż przypuszczaliśmy za życia. Nasze piękno, dobro i prawda oraz pojęcie władzy w zasadzie mają się tak do Piękna, Dobra i Prawdy oraz Władzy jak filozofia pogan, czyli starożytna grecka do filozofii Objawionej, czyli chrześcijańskiej, by posłużyć się analogią. Przy czym z jednym wszak zastrzeżeniem. Wtedy, w czasach pierwszych chrześcijan chodziło Justynowi, Tertulianowi, czy Tycjanowi o to by pokazać wyższość Objawienia nad osiągnięciami Greków, Sokratesa, Diogenesa i innych. Tu, a w zasadzie tam z tym nie możemy mieć do czynienia. Skoro mówimy Najwyższy, Wszechwiedzący, Wszechpotężny i w pokorze, Nieznany to tym samym unieważniamy uzyskiwanie wyższości przez Boga, bo takiego uzyskiwania być nie może, gdyż  Wyższość jest. A dokładnie Wielkość Najwyższa, Absolut. Tym sposobem są obok siebie buddyści, chrześcijanie, judaiści, wyznawcy Islamu i ateiści, krótko – wszyscy. Kto w Niebie? Kto w Piekle? A kto do Czyśćca? Inne wiary – niepotrzebne skreślić. To nie ma znaczenia. My zostaniemy przy chrześcijańskim sposobie widzenia.
Stworzyciel ma przed sobą wszystkie stworzenia. Ma przed sobą „zadanie": kto?, gdzie? Już wydaje się pneumie X, że jej miejsce jest w piekle, a tu niespodzianka. Bóg dał jej miejsce w Niebie. X nie pyta dlaczego, bo już wie. Napisałem piekło małą literą, aby wykazać różnicę między wyobrażeniem a Rzeczywistością. Co zatem było powodem, albo lepiej – do czego możemy być przekonani? Za chwilę. Pneuma Y jest pewna, że powinna znaleźć się w niebie, widzi, że jest w Czyśćcu. Już wie dlaczego. Proszę nie wyciągać zbyt pochopnych wniosków ze zwrotów „wydaje się" i „ jest pewna" to nie ma prawie żadnego  znaczenia i podobnie dalej. Z natomiast myśli, że jej miejsce jest w czyśćcu  i jest w Piekle. Wie. Z kolei A było wszystko jedno czy znajdzie się w piekle, czyśćcu, czy niebie. Bóg zdecydował, że jej miejsce jest w Niebie. Dowolność? Nic bardziej mylnego. To tylko nasze wyobrażenie, że tak tam to wygląda. Różnica między ludzkim postrzeganiem dobra i zła a tym jak jest w istocie, czyli Dobro i Zło widziane oczyma Boga.  Zatem stąd można wysnuć wniosek, ze cokolwiek czynimy na ziemi jest pozbawione wszelkich podstaw moralnych? Skoro i tak Bóg zdecyduje tak jak zdecyduje, bo nie znamy co znaczy Dobro i Zło w ujęciu Boga? Po co więc się trudzić? Każda tam będąca pneuma już wie, że te pytania są nie na miejscu. Wie lepiej od nas tu na ziemi, lecz nasza sytuacja nie jest beznadziejna.  Jeżeli bowiem jesteśmy tu na ziemi przekonani, że czynimy źle i to czynimy z pewnością jest to policzone jako Zło. Jeżeli natomiast mamy przekonanie co do tego, że czynimy dobrze nie jest to liczone jako Zło pomimo że nim jest. Nie jest też oczywiście liczone jako Dobro. Tylko bowiem Dobro może być liczone jako Dobro, a Zło jako Zło. Jest się więc czego trzymać. Nie może być inaczej, jeżeli  Bóg jest Wszechmocny, Wszechwiedzący i Nie\znany.  Oburzenie może powodować fakt, iż czyniąc ze wszech sił tylko to co dobre nie będziemy nagrodzeni. No cóż pokora nie jest naszą mocną stroną w przeciwieństwie do pychy. To pewnie dlatego tu na ziemi tak często bardzo nam zależy na tym, by za swój dobry uczynek otrzymać podziękowanie, czy jakąś inną nagrodę. To pewnie dlatego już drugi raz tego może nie poczynimy.
A zatem Sąd Ostateczny odbył się. Wszystko działo się w jednoczasie. Może więc lepiej zamiast „odbył się" napisać jest. Tak. Wszystko w wiecznie trwającej aktualności , bez „działo się". Pneumy mądre mądrością Boga, albo jak kto woli mądrością doskonałą. Dziecko spotkało babcię, albo nie; podwładny dyrektora, lub nie; itd. Bo jedni są w Piekle, drudzy w Niebie, pozostali zajmują Czyściec.
W piekle nie ma kadzi z gorącą smołą i diabłów z czerwonymi rogami i widłami. Są tylko dusze ze swą doskonałą mądrością, każda na swoim miejscu, nie porusza się. Nie jest do tego życia jej to potrzebne. Ruch dzieje się w niej. Tak jak za życia wszystko działo się w człowieku, tak i tu.  Z tą jednak różnicą, że teraz wszystko jest w piekle. Nie ma możliwości zobaczenia jak jest w niebie. Można by pomyśleć, a dlaczego nie? Niech widzą co stracili, niech zazdroszczą, niech jeszcze bardziej płaczą. Niech ich kara będzie większa. To jednak stoi w jawnej sprzeczności z istotą Boga. On nie ukazuje Zła poprzez związek z Dobrem. Nie poczynił tego u pierwszych Rodziców w Raju (przed zerwaniem owocu), więc nie po (na) Sądzie Ostatecznym.  A zatem ruch dzieje się w każdej z dusz w obrębie piekła. Jest to ruch doskonałego umysłu, który  poprzez Sąd Ostateczny wie czym jest Dobro i Zło, jednak Dobra nie może już czynić, jest bowiem w ramionach Diabła. Nie czyni też Zła, gdyż za sprawą diabła w piekle już zostało poczynione. Cóż więc się dzieje? Pneuma żyje tym wszystkim Złem, które na świecie zostało i zostanie poczynione. A ponieważ równocześnie wie czym jest Dobro, stąd możemy mówić o nieopisanym cierpieniu, o strasznej męce, o dławiącym wiecznie uczuciu winy i równie wiecznego niespełnienia. Towarzyszący im diabeł natomiast spełnia się całkowicie. Jak to? Przecież jeżeli cierpieć to za własne grzechy? Dlaczego dusza ma cierpieć za rzeczy nie popełnione? A czyż ona tego nie chciała?  Skoro czyniła Zło na ziemi to przecież miała na to zbyt krótki czas by popełnić wszystko. Dokładniej: nie sama dusza a człowiek. Ale przecież każdy człowiek nie jest na wskroś zły, niech więc odpowiada za własne czyny? Przecież są w nim jakieś pokłady dobra? Tak przecież stało się w istocie, wystarczy wrócić do tego, co pisałem o Sądzie Ostatecznym. A czyniąc analogię do spraw czysto ludzkich: nie skazano kogoś na dożywocie za to, że kochał swoją babcię, tylko  za zamordowanie  w bestialski sposób kilku ludzi. Jest tam zamknięty do końca swych dni, tak jest i z  piekłem.  Ale w sensie zamknięcia, drogi bez odwrotu. A skoro tak to piekło jest rządzone i strzeżone przez Diabła, jest więc obrazem całego Zła. Z kolei na Sądzie Ostatecznym, aby sprawiedliwym stał się wyrok pneuma musiała stać się umysłem doskonałym, by wiedzieć co znaczy Dobro, a co Zło.  W piekle nie ma Dobra, jest tylko samo Zło. Dusza żyje w jego obrazie jednocześnie wiedząc, co już wspomniałem, czym jest Dobro. Ten fakt staje się przyczyną jej wiecznej tragedii.  Uczestniczy  we wszystkich Złych zdarzeniach równocześnie, bo przecież wszystko  jest w jednoczasie. Teraz jest zrozpaczona nie tylko dlatego, że nic nie może poczynić ze Złem, które sama wyrządziła, ale ani z tym jakie było za jej obecności na ziemi jak również z tym, które obecnie na niej się dzieje i z tym, które dziać się będzie.

Wydawca: Towarzystwo Inicjatyw Kulturalnych - akant.org
We use cookies

Na naszej stronie internetowej używamy plików cookie. Niektóre z nich są niezbędne dla funkcjonowania strony, inne pomagają nam w ulepszaniu tej strony i doświadczeń użytkownika (Tracking Cookies). Możesz sam zdecydować, czy chcesz zezwolić na pliki cookie. Należy pamiętać, że w przypadku odrzucenia, nie wszystkie funkcje strony mogą być dostępne.