Pamiętasz, jak cię nacierałam
olejem narodowym i obmywałam
swoimi Izami
w domu Szymona?
Mówiłeś mi – nie płacz,
i tobie będzie wiele odpuszczone,
boś wiele miłowała.
Potem ci włosami
osuszyłam nogi,
aby ci się lżej kroczyło
po tafli jeziora.
Wierzyłam ci i wierzę też
teraz,
chociaż medialny nacisk na mnie
jest bardzo silny.
Boję się, że zapomnisz
i w końcu
zostanę znów sama.
Telefonował do mnie Judasz.
mówił coś
o jakiejś wieczerzy,
na którą zaprosiłeś każdego
oprócz mnie...
Może się już nie zobaczymy,
więc chcę ci na zakończenie
napisać tylko tyle:
...tak, wszystko, czego każde z nas
koniecznie potrzebuje
dla swojego zbawienia,
nie jest niczym więcej
tylko miłością.
Kalendarz
Śmierć zagląda mi
zza karku
Kalendarz traci dni
znikają jako dobre uczynki
grzesznika
Dojrzał kolejny rok
zbieramy igliwie z dywanu
kłuje
palącym światłem
w dłoń
Nie każdy jest (na razie) zaproszony
Na swój dzwonek
muszę poczekać
Śmierć myje okna
wypisuje faktury
grozi palcem
i uśmiecha się
Ze słowackiego przełożyła
Maria Pelinko