Granica w Rawie Ruskiej. Uśmiechnięta dziewczyna wychyla się z budki kantoru wymiany walut i ubezpieczeń (Kompania Ubezpieczeniowa „Głabus” Vienna Insurance Group).
- Wojenna Ukraina wita uśmiechem?... – pytam.
Nic nie mówi, tylko się uśmiecha. W ogóle Ukrainki są na zewnątrz radosne. Uciekinierki także.
- Co ma być, to będzie – mówią i cieszą się chwilką.
Uciekinierki? Także przed swoim losem – mężem, kochankiem, chorobą, standardem życia nie odpowiadającym telewizyjnym obrazom. Znaczna część ukraińskich wojennych uciekinierek pochodzi z zachodniej części kraju, gdzie jedynym znakiem wojny są plakaty zachęcające do zgłoszenia się do wojska kontraktowego oraz rzadko poumieszczane, czasem nawet odsunięte na bok posterunki – barykady zwane postami.
Pierwszy post, za Rawą Ruską. Chłopak z obrony terytorialnej i chroniący go policjant. Nauka odpowiedzialności oraz sposób na bezrobocie i bezczynność. Gawędzą sobie z jakimś kierowcą. Chyba znajomym, chyba sam się zatrzymał. Nas nie zatrzymują, choć zgodnie ze znakiem drogowym zwolniliśmy do 20 km/godz.
Wielki baner z fotografią żołnierza i z napisem „Nasz bohater- Denis Prokopenko”. Zginął. Pozostała po nim ogromna fotografia w miejscu publicznym, ponoć lepsza od tych małych, stawianych na etażerce przez wdowy. Żal i duma. Czy na pewno?
Policjantów od groma i trochę. Dwójki, czasem nawet czwórki. Czasem pracują, czasem stoją i gadają. Mężczyzna operuje suszarką, kobieta lizakiem. Niewiele mają do roboty, bo kierowcy solidarnie ostrzegają się mrugającymi światłami. Zresztą nawet nie chce im się, jak wszystkim zresztą młodym w Europie, pracować, tylko zarobić, choć i tak jak na rosnące z dnia na dzień ceny, niewiele. Walka z bezrobociem i bezczynnością, mobilizacja na rzecz państwa z wojną w tle. 60 procent ich bieda – zarobków pochodzi z USA i UE. Ukraina jest utrzymanką Zachodu.
Pod koniec listopada 2023 roku Prezydent Ukrainy Wołodymyr Żełeński podpisał budżet państwa na rok 2024. Zakłada, że dochody kraju wyniosą 1,76 biliona hrywien (równowartość 47 mld dolarów). Niemal w całości środki te zostaną skierowane na obronę (1,69 biliona), co będzie stanowiło aż 22 proc. PKB. Pozostałe wydatki, bez których nie byłoby możliwe funkcjonowanie państwa (a chodzi o ponad 1,5 biliona hrywien, czyli równowartość 42 mld dolarów), musi sfinansować Zachód. Nie ma innego wyjścia. Pomoc z zagranicy ma pokryć wszystkie wydatki socjalne, oświatę, służbę zdrowia, no i tę nieszczęsną policję, jak również biuro Prezydenta. Ważna jest pomoc dla weteranów, którą dwukrotnie zwiększono w przyszłorocznym budżecie - do 15 mld hrywien (równowartość 400 mld dolarów). Z tego miliard hrywien (około 27 min dolarów) pójdzie na sfinansowanie protez dla wojskowych, którzy na wojnie stracili kończyny. Moi przyjaciele z Bractwa Infalnckiego z Leszkiem Droszczem na czele wożą do Lwowa wózki inwalidzkie.
- Nie widzę rozwiązania gospodarczego, które pomogłoby nam wybrnąć z takiej sytuacji. Teoretycznie moglibyśmy przeprowadzić kreację pieniądza, ale to wywołałoby hiperinflację i gigantyczny wzrost cen - mówi „Rzeczpospolitej” kijowski ekonomista Ołeksandr Ochrimenko.
Absurd na jednej z wlotowych ulic do Lwowa. Rzeka pojazdów, co rusz błyski umocowanych na słupach kamer wychwytujących przekroczenie prędkości i policyjna para: on z suszarką, ona z lizakiem. Absurd i propaganda, tak jak w Polsce. Stojący na poboczu radiowóz z migającymi szafirami. Funkcjonariuszy nie widać. Rozrost policji to zawsze objaw bezrobocia., bo coś trzeba z tymi młodymi ludźmi zrobić. Wystarczy odwiedzić pobliską Mołdawię.
Przy drodze do Tarnopola bilbord z „naszym bohaterem” stary, zniszczony z dziewczynką, która „dziękuje obrońcom”.
„Wierzymy w zwycięstwo”, „Zapisz swoje imię w historii”, „Ja kocham Ukrainę” - gruby ojciec z brodą, modnie odziana córka, syn- beatnik z długimi włosami. Wojenna jedność pokoleń.
Największym problemem jest brak rąk do dźwigania oręża. W Dunajewce – wsi o charakterze miejskim przed komendą uzupełnień dominują starsi mężczyźni w mundurach. Młodzieży jak na lekarstwo. Tablica z fotografiami zabitych od 2014 roku. Kwiaty.
W telewizji romantyczne obrazki z frontu. Brodaci, podgoleni po kozacku, dobrze odżywieni faceci odprawiają jakąś celebrę z ogniskiem i pochodniami. Równe szeregi transporterów i czołgów. Niekończące się dyskusje o świecie zewnętrznym, który zawodzi.
- Dlaczego nie przysyłają z Zachodu wojska? Przecież my ich bronimy – zdają się pytać dyskutanci (jeden w białej koszuli z muchą), choć tak na wprost takiej kwestii nie podnoszą. O pokoju mówią jako o pokoju, choć bez konkretów. Chwilowe (sic!) pogodzenie się z utratą okupowanych ziem w zamian za międzynarodowe gwarancje bezpieczeństwa... Nie, tego nie bierze się publicznie pod uwagę, choć wtedy, w razie kolejnej agresji, przyjdą wojska z państw – gwarantów.
Na podolskiej prowincji taka cisza, że gdyby ktoś pięć kilometrów stąd zaczął wołać o pomoc, to wszyscy by słyszeli. Tylko, że nikt nie woła. Każdy musi dać sobie radę sam. Przed głodem ratują ogrody, zazwyczaj na stokach i w jarach. Uprawa ciężka ale owocna: jabłka, gruszki, oliwki, winogrona, maliny, ogórki, arbuzy, ziemniaki. W dużych wsiach i miasteczkach nędzne resztki chwilowego rozkwitu z pierwszego dziesięciolecia XXI wieku. W Winkowicach zamknięte na głucho dwie kawiarnie: „Zodiak” i „Kupidyn” oraz jedna restauracja „Maks”. Dwaj faceci, jeden z motorem, drugi na rowerze piją „coś” z plastikowej butelki. Dwie kobiety ustawiają kwiaty przed tablicami w Alei Ukraińskich Patriotów. Napis: „Ukraina ponad wszystko”. Na zadzie mikrobusu napis na tle flagi państwowej: „Fuck Putin”. Flaga państwowa we wsi miejskiego typu na postumencie po pomniku Lenina. Postument z betonowych kręgów studziennych. Flagi na przydrożnych drzewach. Kazali zrobić, to zrobiliśmy.
A jednak rodzi się nowa, własna Ukraina. Temperatura patriotyzmu rośnie, choć codzienne życie przede wszystkim. Spokojne, leniwe, uciążliwe, w gorącym południowym słońcu. Nic dziwnego, że flagi szybko blakną.
Propaganda patriotyczna raczej inteligentna, romantyczno-pozytywistyczno-socjalistyczna: „Budujemy Ukrainę razem”, „Dziękujemy obrońcom”, „Wierzymy w zwycięstwo”, „Przybliżamy zwycięstwo”, „Niezależność dowodzimy codziennie”. Także manifestowaniem normalizacji. Telefon z frontu, będący odpowiedzią na wyrzut sumienia, że my tu spokojnie żyjemy, a wy walczycie.
- Walczymy, abyście spokojnie żyli - pada odpowiedź.
Ukraińskie miasta, miasteczka i wsie pełne są krzątających się ludzi przez cały dzień do późnego wieczora. Krzątanie się trochę dla krzątania, bez zbytniego pośpiechu. Pary lub nawet grupki rozmawiających ze sobą. Przechodząc obok, słyszę, że nie o problemach rozmawiają, nie o wojnie, tylko o tym co dziś-wczoraj zrobili i co zrobią, co ten, co tamten powiedział. Ot, zwykłe sąsiedzkie splatanie sieci, co dzień od nowa. Tkwi w tym jakieś antidotum na naturalny tragizm ludzkiej egzystencji, ale też ucieczka od uciążliwych problemów bytowych, choć również od myśli o wojnie. Tkwi w tym też potencjał rozwoju. Gdy wojna się skończy, to na pewno wybuchnie jak roślinność na wiosnę. Ukraińskie krzątanie się uliczne zamieni się – ufam – we wspólną budowę nowej rzeczywistości.
Oprócz oficjalnych banerów i plakatów pojawia się twórczość spontaniczna. Tu i ówdzie na słupach i drzewach, także w polu i w lesie. Ile w tej spontanicznej aktywności państwowotwórczej, chwilowej emocji a ile odpowiedzialności za dobro wspólne – trudno wyważyć. W każdym razie Ukraina zmienia się w sferze świadomości społecznej. Ale nie w strukturze oligarchicznej, coraz bardziej uwikłanej w obce interesy. Coraz częściej słychać odżegnywanie się:
- To nie moja wojna - prości ludzie nie są głupi. Bo co ich czeka?
„Zapisz swoje imię w historii” – głoszą wielkie banery.
- Ale przecież ja nam tylko jedno życie – odpowiadają, dodając:
- A kto mi zagwarantuje, że po mojej historycznej śmierci moje dzieci będą miały lepiej?
Póki co w Ukrainie nie ma fundamentów dla zmiany systemu oligarchicznego, nie ma na czym budować nowej rzeczywistości. Demokracja obywatelska wciąż w powijakach, choć wolontariat około-wojenny objawiający się pomocą materialną dla frontu oraz owymi postami zdaje się przyspieszać jej powstanie. Być może motorem zmiany będzie dowództwo wojskowe z generałem Witalijem Załęskim na czele, o ile oczywiście nie zamęczy się ono stojącym frontem i brakiem perspektyw na zwycięstwo w boju o terytoria, choć w istocie powinien to być bój o zachowanie niepodległości. I o państwowość, o ten wielki wspólny organizm zamiast terytorium zapełnionego grupami różnych interesów, w tym grupą trzymającą obecnie władzę. I grupę wyzyskująca resztę. Pogodzić się z utratą terytorium.
Właśnie - ukraińska Karelia. W rosyjskim systemie imperialnym, również tym wrośniętym w mentalność większość Rosjan liczy się jakakolwiek zdobycz.
Nie musi być cały kraj, tu wystarczy Donbas czy szerzej Nowa Rosja, która jest obecnie okopana i zaminowana. Rosja, w tym nie tylko władza ale i większość narodu, jest gotowa położyć trupem nawet 400 tysięcy żołnierzy byle utrzymać obecną linię frontu i okupowane tereny, na których już w miarę sprawnie administruje. Ukraińcy, nie tylko ukraińskojęzyczni, którzy tam pozostali, chcąc przeżyć przyjęli paszporty rosyjskie. Bo bez nich nie ma pracy, opieki medycznej i socjalu.
Jak wybrnąć z tej sytuacji? Trzeba podjąć jakąś decyzję, trzeba zacząć o tym mówić.