wróciłem tam stary zmęczony wędrówką
pod kikuty nie umarłych do końca słów
kalekich gestów
w ten pejsaż gorączkowy drżący
przepoconych myśli
wróciłem tam
położyłem ręce na drodze
i chytrze grzebiąc w jej żółtej sypkości
chowałem w zanadrze ukradkiem
ślady moich marszów
pełzania
upadków