Żeby nie od maczety, żyletki
Czy szczypiec, jeśli z ręki brata
Tu już kula łaskawa w
Potylicę.
Żeby nie od raka, co tkanki
Wyżera na żywo czy obłędu.
Od którego całe ja się rozpada
I rzęzi o dobicie.
Żeby nie od przypadku
Spadającej cegły czy pożaru
Ścian nocą kiedy ruszyć nie można
Do ucieczki, bo ścięgna przeciął
Sen.
Żeby nie od ciachnięcia kół
Żelaznych na tępej
Szynie.
Trzeba być cierpliwym i sumiennie
Wygładzać miejsca sparaliżowane
Lękiem.
Zniknięcie niech będzie ulgą
I darem
Jakby się wcześniej
Nie było w obecności.
Żeby tak jak proch
Obojętnie i
Dlaczego
Bez śladu...