Archiwum

Ariana Nagórska - Zdolności minimalne – potrzeby monstrualne

0 Dislike0
Gwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywna
 

„Od każdego według jego zdolności, każdemu według jego potrzeb" – głosiło jedno z komunistycznych haseł. Pierwszą część postulatu komuniści w pełni zrealizowali (zbyt wiele od miłych sobie mas ludowych nie wymagając), na drugiej się wykopyrtnęli. Masy niezaspokojone w swych potrzebach dały im do wiwatu, otwierając się na obiecujący kapitalizm, z jego niebotycznymi hałdami materialnych dóbr. Gdy mamy już bazę materialną, błyskawicznie rozkwita duchowa nadbudowa. Ludziska zaczęli masowo tworzyć „według swych zdolności", domagając się sławy „według swych potrzeb". A nałogu sławy nie jest w stanie zaspokoić ani socjalizm, ani komunizm, ani kapitalizm, ani nawet sam Lucyfer. Ten ostatni na przykład, gdy już w delikwencie żądzę sławy rozbudzi, z podkulonym ogonem ucieka od upierdliwca, zostawiwszy go na pastwę ziemskiego losu (bo i tak wie, że ta duszyczka do wrót jego piekieł kiedyś zapuka).
         Twórca (najczęściej „literat", bo piszą wszyscy), jeśli bez tak zwanej sławy żyć już nie może, po stworzeniu dzieła pozostaje z ręką w nocniku. Opuszczony przez diabła, honor i Ojczyznę, z całym impetem zwraca się ku bliźniemu swemu, a bliźni mu na to vice versa. – Oto moja ostatnia książka, następna będzie za miesiąc – chwali się twórca bliźniemu swemu. – A oto moja! Następna w przyszłym tygodniu – przebija go bliźni. Dlatego też taki bliźni, który za książkowy prezent nie „odpłaci" nową książką własną, jawi się jako przyjaciel na wagę złota! Na takim przyjacielu (za jakiego nie wiem czemu, wbrew własnej woli jestem często uważana) „twórca" może się jednak ostro przejechać. – Pragnę ci, droga Ariano, ofiarować swój ostatni tomik, jeszcze ciepły. A ty może jakąś nową książkę wydałaś? – pyta „twórca", nic niby nie ryzykując, bo wie, że wydawać nie zamierzam (i to na dodatek mimo posiadania odpowiedniej kasy). – Wydałam tomik jak dla mnie niedawno, czyli w roku 2005, i znając swe lenistwo, jestem pewna, że będzie to ostatni. Chcesz go może? – Ależ mam go i znam! – Jakbyś znał(a), to wstydził(a)byś się ofiarowywać mi własne bździny! „Twórca" widząc, że przyjaciela we mnie nie znajdzie, odchodzi jak niepyszny, bo licząc naiwnie na inercję lenia, dostał po łbie od pyszałka (te dwa grzechy się nie wykluczają!). W dodatku nie zaznaje spokoju miotany zazdrością, że można czuć się wspaniale i być zadowolonym z siebie, nie wypuściwszy książki przez blisko 10 lat. Niemal natychmiast zaczyna więc żebrać i oszczędzać, by dla poprawienia sobie nastroju wydać coś znowu. Nie przyjdzie już z tym jednak do mnie, a świadomość, że będzie miał o jednego czytelnika mniej, spędza mu sen z powiek, bo żądza  tak zwanej kariery literackiej wymaga, by mieć czytelników coraz więcej…więcej…więcej…, aż w końcu na ziemskim globie nie starczy populacji.
        Przyznanie, że coś konkretnego czytasz, jest niebezpieczne, bo zaraz ci w lekturze przeszkodzą, pchając do czytania coś innego (ostatecznie cechą wolnego rynku jest KONKURENCJA). Oto doskonały przykład. Rozkoszując się euforią szczęśliwego nabywcy, nieopatrznie pochwaliłam się znajomej posiadaniem książki pt. Archeologia zdarzeń inspirowanych śmiercią. Słowo filozoficzne wobec tego, co nieuniknione. A znajoma na to: – To się świetnie składa, bo właśnie też wydałam książkę na taki temat! Już jutro mogę ci przynieść. – Dziękuję! – odpowiadam grzecznie (co miało dać babie do zrozumienia, że  jej książki nie chcę). – Nie ma za co (odpowiada zgodnie z prawdą). To dla mnie żadna fatyga. – No to mnie przynajmniej oświeć, czego dotyczy twój wysiłek poznawczy? – Tego, że życie tak krótko trwa. – Jak to krótko? Masz blisko siedemdziesiątkę. Zapewniam, że choć prawie o 10 lat młodsza, też nie odczuwam, bym szczególnie krótko żyła! Tylko „wybrańcy bogów umierają młodo". – Ja bym tak nie powiedziała. Zobaczysz w moich wierszach… – Znowu wiersze? Myślałam, że wydałaś rozprawę filozoficzną! – Z czego? – Jak nie z własnej głowy, to przynajmniej z własnej kieszeni! – Żartujesz? Przecież jestem emerytką.
         Oj, gdzie te złote i diamentowe czasy, gdy od dzieciństwa aż po dorosłość na wszelkie święta, urodziny, imieniny itp. oczekiwało się prezentów książkowych! Miałam to wielkie szczęście, że nikt z domowników ani dalszych krewnych nie pisał! Starali się więc wyszukać takie książki, co do których przypuszczali, że mnie zafascynują. Nigdy nie było niespodzianki chybionej. Dziś (gdy piszą wszyscy) każda obietnica zrobienia mi niespodzianki od razu sprawia, że przezornie spodziewam się najgorszego. Aby tej traumie zapobiec, dawno już wpadłam na pomysł, by domagać się tylko książek autorów na sto procent nieżyjących! Umiarkowanie nieżywy (to znaczy ruszający się i piszący, ale bez udziału mózgu, który obumiera pierwszy) zupełnie mnie nie podnieca. Taki zawsze może ocknąć się wskutek głodu sławy i zażądać np. natychmiastowej (oczywiście pozytywnej) recenzji lub błyskawicznego podzielenia się refleksjami z lektury. Na zwlekanie z tym nie pozwoli, bo „życie tak krótko trwa". Zdarzyła mi się jednak autorka, która zdecydowanie wykroczyła ponad przeciętność, zapewniwszy, że wysyła mi swą książkę nie dlatego, by oczekiwać mojej opinii (pamięta kobita dobrze, że jak raz opinię wyraziłam, to i tak nic nie zrozumiała). Otóż śle mi swe dzieło po to, by podzielić się swymi przemyśleniami. To zupełnie tak, jakby ktoś przyniósł w prezencie pustą butelkę, chcąc mi z niej nalać drinka.
          Pewnego dnia z radości (w pracy!) ucałowałam komputer, trafiwszy w nim na informację, że jedna z gdańskich bibliotek zamierza włączyć do swego księgozbioru DAWNE książki, które przecież wiele osób uważa za zbędne i być może zechciałoby je do biblioteki przekazać. Od razu liczyłam na książki mych od lat trudno dostępnych mistrzów, jak choćby Kawalec, Iredyński, Śliwiak. Gdy za kilka dni znów zajrzałam do Internetu, by dowiedzieć się, od kiedy otrzymane książki zechcą udostępniać – odrzuciło mnie od barwnego ekranu z jądrową siłą rażenia. Biblioteka w swym ogłoszeniu dodała, że chodzi jej wprawdzie o książki dawne, ale nie aż tak dawne, by nikt ich nie zechciał czytać. Dlatego wyraźnie zaznacza, że przyjmuje tylko książki wydane po 2004 roku (!). – Oby was grom z jasnego nieba w ciemną ziemię wtłoczył! –  życzyłam ze szczerego serca nowoczesnej placówce. Zachciało się jej  rychło w czas realizować stare komunistyczne hasło, dając jednak każdemu wyłącznie według modnych potrzeb: czytelnikom (już w założeniu nowoczesnym, a więc głupim) byle co do lektury, a autorom symboliczną rewitalizację tak zwanej sławy, czyli również byle co.
          Bibliotekarze popełnili jednak zasadniczy błąd: nie określili, DO JAKIEJ DATY od 2004 roku książka jest w ich mniemaniu  dawna. Taka beztroska „historyczna" pewnie się na nich zemści. Pisarze mogą im na przykład zawalić magazyny swymi dawnymi dziełami z minionego miesiąca, bo w miesiącu bieżącym wydali już książki nowe! To wcale nie jest moja słynna surrealistyczna wyobraźnia! W najbardziej przyziemnym realu (bez jakiegokolwiek wspomagania percepcji) co rusz spotykam piszącego (zwłaszcza poetę, bo ci są szczególnie poczytni), który mówi mniej więcej tak: – Zostało mi niestety tylko kilka egzemplarzy mojej dawnej książki z 2012 roku. Pięć nowszych tomików już się rozeszło! Nigdy w takie informacje nie wątpię, bo przecież żądza sławy mogła skłonić delikwentów do skierowania swej produkcji na potężny rynek azjatycki. Nie podejrzewam natomiast, by poszli ze swymi dziełami do Putina, jako że niezdolni muszą nadrabiać poprawnością, ta zaś nakazuje Rosję bohatersko bojkotować. Koliduje to jednak z żądzą sławy, bo rynek rosyjski znacznie większy jest od bratniego – ukraińskiego!
          Pozytywnie myślący wybrnie jednak i z takiego dylematu. Zapewne już wkrótce i Rosja, i Ukraina zgodnie wstąpią do Unii Europejskiej, by mieć łatwiejszy dostęp do dzieł polskich poetów. Oczywiście tylko tych wydanych po roku 2004!

Wydawca: Towarzystwo Inicjatyw Kulturalnych - akant.org
We use cookies

Na naszej stronie internetowej używamy plików cookie. Niektóre z nich są niezbędne dla funkcjonowania strony, inne pomagają nam w ulepszaniu tej strony i doświadczeń użytkownika (Tracking Cookies). Możesz sam zdecydować, czy chcesz zezwolić na pliki cookie. Należy pamiętać, że w przypadku odrzucenia, nie wszystkie funkcje strony mogą być dostępne.