Czy homoseksualiści wierzą w Boga? – to pytanie zadane przez znajomego spadło na mnie jak grom z jasnego nieba. Bo co to znaczy „wierzyć"?
Gdyby rozpatrywać tę kwestię bardziej transcendentalnie, rzecz wydaje się trudna do zbadania. W ogóle – duchowość jest raczej czymś niemierzalnym i nieprzetłumaczalnym na żaden chyba język, ponieważ jest tak indywidualna jak indywidualny i niepowtarzalny jest każdy z nas. W tenże sposób ludzie przynależący do jednej nawet wspólnoty nigdy nie będą mieli tej samej „wiary", chyba, że w identyczny sposób definiują pojęcia teoretyczne doktryny i pojawiają się w nich te same myśli i uczucia dotyczące nazwijmy to próbnie - absolutu. Jest to raczej mało prawdopodobne, nawet jeśli dana liczba wyznawców zgodnie twierdzi, że „wierzy w Boga", „nie wierzy" lub „ma wątpliwości".
Wymiar „wiary" może rzecz jasna odnosić się również do uczynków będących dla wielu widzialnym wyznacznikiem niewidzialnej, nieuchwytnej, duchowej „wiary". „Po owocach poznacie ich" – słowa te mogą, choć nie muszą dzielić ludzi na „prawdziwie wierzących" i „pozornie wierzących" lub „w ogóle niewierzących". Istotne jest to, kto dokonuje tego podziału.
Każdy człowiek posługuje się schematami myślowymi, które są bardzo potrzebne, ponieważ bez nich pogrążylibyśmy się w niekończącym ciągu rozważań i dygresji, zamiast w naturalny sposób zaspokajać nasze potrzeby życiowe. Schematy te to swego rodzaju oceny rzeczywistości, także - bliźnich. Oceniamy więc, że ten to człowiek wierzy, co oznacza, że mogę z nim znaleźć wspólny język, bo ja też wierzę. Jeśli inaczej podchodzę do „wiary" – cokolwiek ów termin oznacza, poszukam osób podobnych do mnie, jeśli chcę w miarę wygodnie i bez zbytnich trudności komunikacyjnych przeżyć nadchodzący dzień. Jeżeli z kolei uważam, że prawdziwy wyznawca stosuje się do wszystkich przykazań, zadam sobie wiele trudu, by takiego wyznawcę odnaleźć, bo wierzę, że taki człowiek na pewno istnieje na tym świecie – i co więcej, jest podobny w tym do mnie! Zapominam więc o niedopowiedzeniach i szarościach w wymiarze codziennej egzystencji i poszukuję schematu - potrzebnego – jak wcześniej wspomniałam.
Wracając do poruszonej na początku kwestii wiary lub niewiary osób homoseksualnych, poszukiwanie odpowiedzi na to pytanie jest do czegoś potrzebne, rozumiem, że zaspokaja jakąś ważną potrzebę życiową. Jaką? Pewnie jest ich wiele. Mnie przychodzi do głowy bardziej ogólna potrzeba, jaką może być poczucie bezpieczeństwa, które można uzyskać, dostając odpowiedź na to pytanie. Otrzymuję w tenże sposób jakąś wersję schematu, który przy bliższym zbadaniu będzie jednak miał swoje wady.
Miłościwie podana zasada, „po owocach poznacie ich" ułatwia życie, z drugiej jednak strony tworzone przez nas schematy rzeczywistości nie dosyć, że nieprawdziwe, mogą być krzywdzące dla tych, których oceniamy. Na pomoc przychodzi wówczas inna maksyma podana przez tę samą osobę „nie sądźcie, abyście nie byli sądzeni". A jak to rozumieć? W ten jedyny – właściwy sposób pewnie trudno – bo oto znów przychodzą nam na pomoc schematy wytworzone w ciągu naszego indywidualnego rozwoju, ba – rozwoju społeczeństw przez wieki! Pozostaje mieć nadzieję, o ile się wierzy, że ten Ktoś na górze, patrzy na te niekończące się zmagania człowieka na drodze do prawdy z dobrotliwym uśmiechem. I dzień po dniu – wybacza.