Przeczytałem powieść „Michalina”, której autorką jest Mela Rosa. Powieść Rosy czyta się świetnie, chociaż wcale tego nie ukrywam, że brakuje mi w niej tej głębi, jaka jest obecna na przykład w obyczajowych powieściach Remarque`a. Dla mnie osobiście jest to książka nieco za płytka w warstwie światopoglądowo-filozoficznej. Kto jednak mógłby wiedzieć (na pewno tylko autorka), czy taka właśnie nie miała być.
Jednak nie zapytam, nie chcąc zostać posądzonym przez wojujące feministki (a tfeee!) o jawną dyskryminację na polu płci, czy młoda czytelniczka tej powieści byłaby w ogóle w stanie przetrawić głębokie rozważania światopoglądowo-filozoficzne? Żyjemy w końcu na świecie, w którym niezależnie od płci, myślenie ograniczone jest niestety do minimum.
Nie tak dawno przeczytałem „Człowieka z aspiracjami” Hansa Fallady, któremu z kolei wielką sławę przyniosła antyhitlerowska powieść „Każdy umiera w samotności”. Powiem więc, że są takie dzieła, które mają niesamowity smak i można się nimi bezustannie rozkoszować, czytając je z uwielbieniem (Remarque, Fallada, Prusa, a także zdarzające się wyjątki we współczesnej literaturze, jak np. „Król” Twardocha), ale też i nieco inne – po prostu jedynie do przeczytania (np. do zaczytania czasu). Powieść Meli Rosy – obok np. całej twórczości pisarskiej Jacka Komudy – no niestety, zdecydowanie zaliczyłbym do tego drugiego rodzaju książek. Jasne, że ktoś mógłby powiedzieć, iż w zależności od punktu widzenia może to być oczywiście zaletą, gdyż dobre czytadła też trzeba umieć pisać. Tak już całkiem na marginesie, mógłbym oczywiście zapytać, ile z napisanych książek przez Tadeusza Dołęgę-Mostowicza zaliczylibyśmy do tzw. wysokiej literatury? Na pewno „Karierę Nikodema Dyzmy”, no właśnie… bo czy już „Znachora”, to raczej nie dałbym uciąć mojej głowy. Nie zmienia to jednak faktu, że autor „Pamiętników pani Hanki” czy „Doktora Murka” odniósł wielki finansowy sukces. Życzę też tego autorce „Michaliny”, jednak w połączeniu z okrzykniętym przez krytyków osiągnięciem literackim.
„Michalina” to książka raczej dla młodych kobiet (o ile w ogóle czytają, a nie jedynie bez przerwy klikają na modnych smartfonach). Przeczytałem ją z wielką uwagą i wcale nie bez małej przyjemności. Dobrze bowiem się ją czyta! Co autorka pragnie w niej przekazać czytelnikowi na przykładzie losów tytułowej Michaliny? Na pewno mówi nam, że jej relacje z matką są co najmniej istotne w jej życiu. W dużej mierze jest to jednak książka na temat relacji damsko – męskich, na polu których główna bohaterka ponosi klęskę. Nie mam jednak wątpliwości, że winić za to można by chyba jednak jej wielką naiwność. Dlatego nie potrafię współczuć głównej bohaterce, która marząc o pięknym księciu na białym koniu trafia na zwykłego drania. Raczej byłbym skłonny powiedzieć, że doskonale rozumiem wszystkie osoby (bez względu na płeć!), które nie zdecydowały się na założenie rodziny. Upragnione przeniesienie się do wymarzonego raju może w końcu bowiem okazać się niekończącym pobytem w piekle. To, co spotkało Michalinę, mogłoby także boleśnie dotknąć mężczyznę, który byłby zdradzany i upokarzany przez ukochaną kobietę. Może bowiem to banalne, ale akurat zdrada nie zna płci. Z wytęsknieniem więc czekam na utwór nieco odbiegającą od stereotypowego pojęcia zdrady. Dlaczego nikt nie chce zauważyć, że ofiarą i osobą cierpiącą w związku może być również osobnik płci męskiej?
Na pewno sporym minusem powieści Meli Rosy jest objawiające się w cytowaniu mądrości życiowych moralizowanie, z którego miałoby wynikać jak główna bohaterka powinna postępować i żyć. W pierwszej chwili pomyślałem, że autorka jest zafascynowana banalnymi prawdami filozoficznymi, które w swoich powieściach głosi Paulo Coelho. Nie znoszę moralizowania, więc dobrze, że pomyliłem się w swoich przypuszczeniach. Nie zmienia to jednak tego, że momentami powieść Meli Rosy w niedopuszczalny sposób przemienia się w Dziesięć Przykazań Bożych, a nie o to chyba chodzi w literaturze. Za co mógłbym pochwalić autorkę? Powiedziałbym, że w udany sposób naszkicowała relacje głównej bohaterki z matką oraz z wybranym przez nią partnerem. Ta książka wzrusza, skłania do refleksji, ale też i bawi aż do łez, kiedy… no właśnie… główna bohaterka np. imprezuje, czy też – pracując w pewnej prywatnej firmie - przechytrza konkurencję. Raz jeszcze więc powtórzę – „Michalina” Meli Rosy to jest przyzwoicie napisane i dobrze dające się czytać czytadło. Pojawiające się w jego treści moralizujące cytaty nieco psują ogólny wizerunek książki, chociaż i tak czyta się ją całkiem dobrze.
Mela Rosa, Michalina, EBLIS B&L, Chorzów 2018.