Radości Październikowej Soboty
Było sobie słoneczne popołudnie i był sobie ogród. I było sobie takie proste i tak długo odkładane sprzątanie ogrodu i grabienie trawy. Zwykłość zwykłości. Dzień bez uniesień. W ogrodzie nie było nigdy i żadnej jabłoni, a jednak pod moje nogi spod sterty obciętych latem gałęzi wytoczyło się czerwone jabłko. Jabłko wabiło swą błyszczącą czerwonością, prawie rajską. Prawie, bo podniesione z ziemii odsłoniło spory, niesymetryczny siniak. Nie wiadomo było, kto temu jabłku siniaka nabił i skąd się ono wzięło.
Było sobie i piękne, i z siniakiem. Zaniosłam jabłko do domu i usunęłam z niego nożem potłuczoną cząstkę. Zostawiłam jabłko na stole nie przyglądając się mu szczególnie. Tak oczyszczone leżało w nieskazitelnej czerwoności, dotykając raną po wyciętym siniaku stołu. Leżało sobie sobą. Po południu do kuchni weszła koleżanka. Ewa przyszła po drodze na spacer i, jak to zwykle bywa, miałyśmy wypić w kuchni kawę. Koleżanka podzieliła się ze mną swym ekstrawaganckim postanowieniem. „Wiesz – powiedziała – przeczytałam gdzieś, że jeśli nie będę się bać o siebie tak bardzo, to ufność świata podrzuci mi jakąś nieoczekiwaną wiadomość.” To ciekawy pomysł – powiedziałam. Warto spróbować, nie zaszkodzi myśleć tak o świecie, zwłaszcza w sobotnie popołudnie – dodałam. Jestem sceptyczką, ale lubię takie szczeliny myślenia. Co mi szkodzi wspierać jej dobry nastrój, myślałam tak sceptycznie, w głębi duszy z dystansem do tego typu postanowień o magicznie dobrym myśleniu. Ewa była przekonana, że taka planowa ufność da jej w końcu ten znak ufności świata i wyraźnie sprawiało jej to ogromną radość. Nagle zauważyła leżące na stole jabłko. „Jaka rajska czerwień” – wykrzyknęła w zachwycie i wzięła je do ręki. Odruchowo odwróciła jabłko w dłoniach i zobaczyła ślad po wyciętym siniaku. „Ależ tu jest serduszko, zobacz!” - pisnęła jak dziecko i podała mi owoc. Rzeczywiście można było w nim dopatrzeć się co nieco koślawego, ale jednak małego serca. „To mój znak ufności!” - powiedziała z przekonaniem. „Taka Wiadomość Dobrego, ale bez Złego”. Jej radość wypełniała już chyba nie tylko moją kuchnię, ale cały dom i okolicę. „Kto wyrzeźbił takie świetne serduszko w tym jabłku?” - zapytała. Cóż, siniakowe serduszko już było w jabłku wcześniej. Takie obicie owocu. Znalazłam je dziś w ogródku i wycięłam tylko tę posiniaczoną, niejadalną cząstkę – opowiedziałam najkrótszą biografię jabłka. Tajemnica jabłka zamieniła się w szczery uśmiech, bo faktycznie serduszka można się było dopatrzeć. Jabłko to podarowałam całkiem niesceptycznie. Było potrzebne całym sobą i z tym siniakiem. I z tą wyciętą po nim raną. Bez siniaka nie byłoby serca. Nie znalazłoby się w moich rękach i nie trafiłoby ono do pragnących rajskiej czerwieni rąk. Tak działa podpowiedź świata. Jest.