Andrzej Walter jest poetą, publicystą, fotografikiem. Jego najnowszy, siódmy zbiór wierszy nosi tytuł "Ciężar właściwy" i zawiera 52 teksty. Motywem kilku z nich jest wyspa, nie trudno zatem zgadnąć, że ta jest symboliczną ojczyzną poety. W wierszu "Ostatnia scena" ową wyspę zastępuje "tratwa z demobilu", obiekt mobilny, acz nadal sugerujący izolację. Dookoła poety rozciąga się zatem ocean rzeczywistości, mniej lub bardziej spokojne wody, perspektywa nieznanych portów. Taki klimat potrafi być zarzewiem ciągłych konfrontacji, źródłem wewnętrznych sporów. Ale jednocześnie zachętą do istotnych wyborów.
Autor dokonuje zatem takiego wyboru - rezygnuje z próby sił, nie bawi go jałowy dyskurs ze światem. To bowiem "czas podły, czas kaleki, czas obcy" ("Uliczna latarnia"). Woli koncentrować się na własnych uczuciach i emocjach - odkrywać je, prześwietlać, obnażać. Obca jest mu jednak perwersyjna teatralność. W tej osobistej wiwisekcji nie ma śladu ekshibicjonizmu. Jest wyobraźnia, wrażliwość, umiar. I specyficzny rodzaj osobistego dramatu. W wierszu "Linia specjalna" czytamy:
Każdego dnia
przegrywam chmury.
Odpływają w dal.
Przegrywam słońce.
Zachodzi. Przegrywam marzenia.
Więdną. Przegrywam wiarę.
Wątpię. Upadam, wstaję, czołgam się.
Kurczę.
(...)
"Świat mocno się trzyma na skraju urwiska" - czytamy w "Stanie nieważkości". Ta bolesna ironia ukazuje rozdźwięk pomiędzy poetą a światem. Artyście, który dostał "mierny z trwania" ("Chłodna metryka") trudno wkomponować się w dzisiejszość, zaakceptować jej podejrzane priorytety. Te bowiem skarlały, utknęły w ślepej uliczce zysku, dwanaście przykazań przekuły w zabobon. Człowiek stał się pionkiem na planszy sukcesów i karier, został "spuszczony do klozetu z ceramiki" ("Diament"). Młode pokolenie wisi "na łączach" w swoich osiedlowych pustelniach ("Ona"). Ta gorzka konkluzja nie prowokuje jednak poety do wypisywania recept. Nie peroruje z katedry, nie paraduje w koturnach. Konsekwentnie zachowuje status rzetelnego dokumentalisty. I chociaż sam siebie nazywa "kaskaderem goryczy" ("Jezioro"), to w opisie świata stawia na rozsądną równowagę. Jak choćby w świetnym tekście "Istota kropli", gdzie roztropny stoicyzm przechodzi w osobisty, egzystencjalny wątek. W wierszu tym czytamy:
(...)
Kula ziemska porusza się szybko. Na zatracenie.
Choć w zasadzie nie wiadomo dokąd. Nie jest łatwo to odczuć.
Z mojego fotela, w którym się urodziłem
i w którym zapewne umrę,
woda kapie bezmyślnie.
Na przekór ziemi - do nieba.
(...)
W "Zdumieniu" poeta budzi się - "choć lepiej być gdzie indziej, lepiej śnić". Jawa jest jednak faktem, stanem wyższej konieczności, podobnie jak pytanie - czym zrekompensować jej bezkresną uciążliwość? Odpowiedź znajdujemy w "Poranku w Konstancy" i wierszu tytułowym "Ciężar właściwy". Ten ostatni nie ogranicza się do zdawkowej odpowiedzi. Jest ciekawą refleksją nad istotą poezji, aktem twórczym, wreszcie kondycją samego artysty. Poezja jest tutaj "stutonowym walcem", który prze ku nowemu, ale i " piórkiem", którego pozorna słabość mogłaby poruszyć "bryłę istnienia". Ale jest również wielkim zawodem, rodzajem fałszywego misterium, widowiskiem łasym na poklask, jarmarkiem próżności. Jej kulturowy "ciężar właściwy" zdaje się być przeszacowany, jej ważność w społecznej świadomości - znikoma. Ale to tylko katalog wątpliwości, gorzki bilans zrobiony pośpiesznie pod presją chwili. W drugim bowiem wierszu ta sama poezja jest integralną częścią autora, elementem jego jestestwa, sednem tożsamości. Jak pisze w "Poranku w Konstancy" - czymś, co na amen "dostało się do krwi". To symbioza człowieka ze sztuką, rodzaj niechcianej niewoli, trudna, ale piękna miłość. W powyższym wierszu czytamy:
Myślałem o tym,
czym jest poezja.
Była ledwie powiewem
właściwie niedostrzegalnym
ruchem warg. (...)
Była prawie chwilą,
kiedy Słońce wysyłało pierwszy promień
i ostatnią pomocną
dłoń
(...)
Stała się ciszą.
Lotem ptaka.
Czymś, czego nie ma,
bo dostało się
do krwi
Jeśli realny świat zawodzi, jeśli związek z poezją jest trudnym partnerstwem - jaki impuls roziskrza życiowy potencjał autora? Odpowiedź znajdziemy w "Budziku", wierszu skromnym, formalnie ascetycznym, ale przez to wiarygodnym. Takie wiersze pisze się szybko, nie wymagają autokorekty, ich uroda leży w nagłej eksplozji talentu. Otóż tym impulsem jest miłość. Ta pojawia się w "Ciężarze właściwym" systematycznie, choć przez swą dyskrecję bywa zaledwie tłem. Autor nie wywleka bowiem uczuć na sztandary, są dla niego fundamentem, nie kurkiem na wietrze. Ich papiery wartościowe to najlepsza lokata. Wiersze Andrzeja Waltera mają podstawową zaletę- nie kończą się na kropce. Kontynuują się w wyobraźni. Nie rozstrzygają, mają strukturę otwartą, podsuwają warianty. Przynajmniej tak jest w wielu z nich. Przytoczę fragment "Budzika":
(...)
Kocham Cię
to jedyny powód
do życia.
I jedyna szansa
na nieśmiertelność
To budzik czułości
nocą i dniem
i bez zbędnego
jutra.
Andrzej Walter, Ciężar właściwy, Wydawnictwo Adam Marszałek, Toruń 2017, ss. 98.