- Czy w naszym mieście urodził się ktoś wielki? - spytał nas burmistrz.
- Owszem - rzekł Henio, syn weterynarza
- Kto taki?
- Józef Maciąga.
- Nie przeczę, był wielki. Prawie dwa metry wzrostu, ale żadnym innym talentem się nie wyróżniał.
Byliśmy zamyśleni. Wszyscy geniusze schowali się w mrokach przeszłości.
- Mam jednego – zagaił ryży Tadzio.
- Mów. Postawię ci piwo.
- Mój dziad. Był muzycznym wirtuozem.
- Na czym grał? - burmistrz spojrzał podejrzliwie.
- Na grzebieniu. Mógł również zrobić karierę jako organista. Nogi miał jednak za krótkie. Nie mógł dosięgnąć pedałów.
Burmistrz machnął ręką.
- Odpada. Na grzebieniu wielu muzykuje. Sam potrafię zagrać melodię z westernu.
- To może mój stryj- rzekł Tadek. – Był szefem rzeźni.
- Żadna to sława.
- Ale nazywał się Ważniak.
Burmistrz był zasępiony. Miał minę przedsiębiorcy pogrzebowego.
- Stanęło więc na tym, że nikt wielki się u nas nie urodził.
- A Ziutek Doliniarz? Policja przez pięć lat go szukała – powiedziałem.
- Bądźcie poważni. Pomnik stawiać złodziejowi.
- No to komu? - spytaliśmy chórem.
Nasz włodarz pierś wysunął do przodu. Podkręcił koniec wąsa.
- A choćby mnie- rzekł. – Babka na chrzcinach mówiła: „ Spójrzcie na jego czoło. Kiedyś zostanie kanclerzem. Jak Bismarck”.
Pojawił się szmer. Nie wszyscy podzielali opinię burmistrza.
- Przecież pan burmistrz, wciąż chodzi po świecie – rzekłem.
- To prawda. Jutro jednak mogę umrzeć.
Uznaliśmy odpowiedź za pokrętną.
- Mnie też nie znaleziono na śmietniku – przerwał ciszę fryzjer Pankracy
Burmistrz zaczął się namyślać. Problem był trudny, bo niskie czoło pokryły mu bruzdy. Po kwadransie rzekł:
- Wiem co zrobimy. Postawimy pomnik z moją głową, włosy rzeźbiarz zrobi takie, jakie ma Pankracy. Inne ważne osobistości również będą miały swoje części ciała w monumencie. Na przykład dłonie będą murarza Solnicy. Zgadzacie się?
Wszyscy z projektu byli zadowoleni, tylko ja narzekałem, bo pomnik będzie miał moje pośladki. Uważam, że nie powinienem ponosić kary za trzydziestoletnie siedzenie przy biurku.