siedzę na tarasie i czytam kacpra płusę.
przelatujący gawron kreśli czarne refleksy liter
na żółtych kartkach. w krzaku hortensji skryła się frida kahlo.
uciekła ze strony numer 51 i maluje obraz ze sobą w tle
rimbaud jak zwykle pijany bawi się statkiem jak małe dziecko
w oceanie piaskownicy. jakiś mężczyzna
tłumaczy mi że on też ma żółte papiery
na których jednak nikt nie odważył się napisać wiersza.
gromadzą się tłumy. przechodzę przez ich blizny
do kolejnych domów wariatów. piszę z nich listy uciekam
wracam po raz kolejny by zrozumieć że jest to dom bez wyjścia.
kacper wyciąga następnego papierosa. spalam się powoli. i tak pozostanie
tylko popiół