1.
Wokół mnie tomiki poetyckie, dawniejsze i nowe oraz kilkanaście numerów „AKANTU”. Czytam w nich wiersze i mam coraz więcej przeszkód na mojej ścieżce. Jest tak dużo dobrej poezji, że można poczuć się zagubionym, zmąconym, lecz pewności i tak nie będzie, natomiast nie trzeba dowodzić, że sztuka bez poezji byłaby uboższa.
Każdy z utworów poetyckich upomina się o zauważenie i uśmiech, jak obraz, rzeźba czy utwór muzyczny, chociaż bardzo wiele z wielkich dzieł nie potrzebuje niczyjej łaski i one, te dzieła, są nawet butne. Wciska się też słowo dewaluacja, ale ja nieustannie je skreślam. Nie odpowiadam na pytanie: Co jest mniej kłopotliwe - nadmiar czy niedostatek?
Przede mną kosz pełen niespodzianek: czekoladek, drobnych ciasteczek i suszonych owoców, każdy o innym smaku, są też słone, gorzkie i kwaśne... Biorę jak popadnie albo wybieram. Taka degustacja, że można się rozpłynąć… I tak trafiam na poetę, który jest jak mała papryka. Tam, gdzie pojawia się szalony pomysł, pryska wulgarny epitet, niektóre litery stawiane są na głowie, czytelnik chwieje się od wątpliwości. Poeta jest patentowanym twórcą, jeśli chodzi o formę i sposób, w tym mieści się też jego ubiór, bo chodzi w spodniach, w których dziury (podoba mi się słowo otwór) nie koniecznie zawsze są zamykane na zamki błyskawiczne lub spinane agrafkami albo zamykane zatrzaskami, może na noc lub gdy zbliża się trąba powietrzna? Takie same sprawił swojej ukochanej (używa słowa partnerka, bo gra w tenisa?). Tego twórcę zostawiam w poczekalni, wydaje się, że to jeszcze nie ten rok…
Gdy oderwałem się od autora, tak się niezwłocznie zdarzyło, że przeczytałem wiersz poety Stefana Pastuszewskiego „Zawsze” („AKANT” z czerwca 2015 r) i wróciłem do miejsca, z którego czerpię radość i siłę.
maleńka jest ta hostia
jak chwila
jak kropla
ale tak jak bez chwili być nie może
ni jednej godziny
jak bez maleńkiej kropli nie ma
kubka wody
tak bez tego opłatka nie ma
nieba we mnie (…)
Po przeczytaniu ujmujących dwóch strof poczułem się jakbym otrzymał uprawnienia do dalszego ciągu poszukiwań i przeżywania na nowo wybranych poetyków. Odsunąłem kosz i postanowiłem korzystać z niego z ustatkowaniem, ale tak, jakby poza poezją nie było nic więcej? Staram się, aby to nie był przypadek. Bez poezji sztuka byłaby okaleczona i osamotniona.
W następnym numerze błysnęła mi w oczach „Modlitwa” Janusza Orlikowskiego („AKANT” ze stycznia 2017 r)
Tobie nic nie mogę powiedzieć
wiesz wszystko – to dobrze
mógłbym zapomnieć o tym czy owym
poza tym jak to zaplanowałeś
nie jestem zbyt rozmowny(…)
Czy już otrzymałem nową legitymację?
Nie spieszę się specjalnie. Zatem nie wykonuję również niepotrzebnych ruchów, by być bliżej lub się oddalić. Danuta Sułkowska przygasza mój zapał i przypomina w wierszu „Odwiedziny” („AKANT” z marca 2016):
Był Józek i poszedł
Był Walek i poszedł
Był Marcin i poszedł
Władek, Jasiek, Stefka, Kunda, Gienka
Wszyscy poszli(…)
Niebo ubrało się w przewiewną krepę. Nikt nie spieszy się z odejściem, bywa że marudzi, ale chce jeszcze pobyć w gościnie doczesności i czyta wiersze.
Niech Ciotka Marysia patrzy przez czas. Codziennie to robimy, nie zastanawiając się nad tym. Niech tak będzie, czemu miałoby być inaczej... Czas zauważamy, w młodości, bo się wlecze jak wąż, jest bardzo rozciągliwy, w wieku drugiej młodości przyspiesza i razi nas swoją gęstością. Poruszamy się w nim niemrawo i postękujemy.
Tematyka trawiastej, a na pewno piaszczystej przyszłości wciąż się ukazuje w słowach, na obrazach lub w codziennym ruchu. Taka zmiana nastroju wprowadza zamyślenie. Poeci zauważą nie tylko dłuższe momenty, w których człowiek dokonuje czynów gubiących go, ale i ten czas, gdy nagle następuje wcale niefilmowe cięcie. Tęskni się za kimś lub ma się twarz pełną bólu. Wstrząsany niby pasażer w bryczce na polnej drodze, czytam dwa razy „List do Ojca” Ewy Klajman-Gomolińdskiej („AKANT” z marca 2016).
Kochany Tato
Ostatnio wypatrywałam Twego ducha w płomieniu
Ale znów muszę przyjąć za wiarę że gdzieś jesteś
Mgła oczary opary Tylko wyłania się strach
(…)
Gdybym mogła Cię zobaczyć choć przez chwilę
Przeszłabym na kolanach pół miasta (…)
Wybrałem te wersy, które mają wzmocnić myśl, że nasz duch może jeszcze przez kilka mgnień pozostać, jeżeli uszykujemy dla niego miejsce, ale to też zauważenie mocy tego wiersza, jego całości bez podziału na zwrotki.
By poczuć się pewniej, poszedłem nad rzekę. Kąpałem się tylko w Wiśle, lecz zostałem jakby ochrzczony w Brdzie. Spływałem kajakiem zapatrzony w niebieskie oczy, a kiedy chciałem się odbić w topazie przechodzącym w lazuryt, kajak fiknął koziołka. Mój triumfalizm został zalany wodą. Wygramoliłem się na pomost, a topazowe oczy odziały mnie w dres.
Kalina Izabela Zioła bardzo obrazowo i lirycznie przestawiła swoje spotkania z Brdą. Trudno było się oprzeć wywołanym w wyobraźni widokom i zdarzeniom. „Chwila nad Brdą” („AKANT” z lutego 2016) zaistniała we mnie jak odtworzony niedawno film na taśmie celuloidowej.
(…) mówimy dużo o wszystkim i niczym
nareszcie sami nareszcie
niepowtarzalny smak martini i twoich warg
krzyk zabłąkanej rybitwy przecina niebo
w oczach masz wszystko
co chciałabym usłyszeć
(…)
jak zatrzymać tę chwilę (…)
Zdarza się, że doznajemy złudzeń, wtedy czas nie pracuje dla nas, chociaż mamy upragnione chwile tylko dla siebie. Wieczorem świecą ozdobne lampy, rzeka szemrze i zaprasza, a my szukamy następnych lirycznych latarni.
Trwam więc w zbiorach „AKANTÓW” i tomikach poetyckich. Wszystkie szeleszczą, nucą swoje pieśni stwórcze, a niektóre krzyczą. Są jak ledowe źródła światła. Kogo dotknąć jeszcze raz? Komu rzucić garść białego światła? Komu poświęcić swoją uwagę ponownie i ponownie?
2.
Na progu chaty jarzy się strumień zachęty i jakbym słyszał: „Weź i czytaj. Ja cię widzę z oddali. Masz zapał w oczach. Mój pies lustruje drugą stronę horyzontu, a ty lśnisz w słońcu i nie wiem, czy jesteś moim czytelnikiem czy krytykiem.” Poetka nigdy nie wypowiedziała tych słów. Ukryła się w różowym obłoku, który wcześniej zapaliła jak nadchodzącą noc. Niebo zastajemy różowe i czerwone, gdy słońce natrudzi się dniem i kładzie do snu. A gdy się budzimy jasność oblewa nas zachętą do wzięcia kolejnego tomiku do ręki i zagłębienia się w ulotnych uczuciach, napełnionych słowami.
Stefan Pastuszewski o wierszach Barbary Dziekańskiej napisał: (…) „Choć kobieta jest bliższa naturze niż mężczyzna i życie traktuje jako coś, co ma wartość samoistną, a nie jak mężczyzna jako coś, co ma do czegoś służyć, to jednak właśnie kobieca poezja radosnej seksualności, a nie męska wieża z kości słoniowej humanizuje świat.”
Na temat twórczości poetki wypowiadają się zarówno kobiety jak i mężczyźni, dostrzegając w jej zwiewnych, poetyckich utworach delikatność i namiętność, z erotycznym napięciem w przestrzeni natchnionego bytowania.
Maciej M. Szczawiński pisze, że „Barbara Dziekańska jest poetką zmysłowego kontaktu ze światem. Prawie każde dotknięcie jego rzeczywistych i nierzeczywistych kształtów nosi znamię namiętnego „doznałam”, odczułam”, „przeżyłam”(…).
Od pierwszego do ostatniego tekstu obcujemy ze światem kruchym, ulotnym, trochę ażurowym” (…).
Kamila Kiełbińska podkreśla: (…) „Fakt, że poetka jest zawodowym muzykiem ma ogromne znaczenie. Barbara Dziekańska jest świadoma, że „myśli wyrażone przez dobrą muzykę są tak trudne do ujęcia słowami nie dlatego, że słowa są nazbyt mgliste, lecz przeciwnie dlatego, że są zanadto ścisłe” (F. Mendelssohn).
Barbara Dziekańska - pianistka i poetka, przedstawiając publicznie swoją twórczość, starannie dobierała utwory poetyckie, które sama recytowała lub czynił to zaproszony gość, w szkole muzycznej podczas koncertów, czy na spotkaniach z czytelnikami, gronem przyjaciół i znajomych, wplatając muzyczne przerywniki, wykonywane przez pianistkę lub trio albo przy muzyce z płyt. Gdy porównuję utwory poetki z poezją wielu autorów, przecież znakomitych, wiersze Barbary Dziekańskiej są jak poranna rosa, perły i… jeszcze…
Są to wiersze wolne. Ich konstrukcja nie jest regularna, poetka nie pisze zwrotek o jednakowej liczbie wersów i sylab, nie stosuje przecinków, czym nie wzbudza żadnych nadzwyczajnych emocji. Tak pisze. Utwory są stosunkowo krótkie, zwarte w treści, wersy kilkusylabowe. Jest celowo oszczędna w wyrażaniu myśli i uczuć, aby zyskać efekt zaskoczenia, uzyskania puenty wyrażającej się w dwóch-trzech słowach. Stosuje metafory i alegorie. Mówi w pierwszej osobie, ale też w drugiej i trzeciej; opisy są jak muśnięcie ust, jak dotyk aksamitu. Zatem podmiot liryczny występuje zmiennie. Sens wypowiedzi bywa ukryty lub zawierający przesłanie, pobudza wyobraźnię czytelnika. Nie stosuje rymów i inwersji, zdarzają się anafory i epifory. Nie stosuje dużych liter i znaków interpunkcyjnych. Tytuły wierszy pisze dużymi literami albo nie nadaje im nazwy. Mówi wprost, ale częściej podmiot liryczny ubiera woalkę. Przez to jej poezja wydaje się prosta i „szybka”, lecz ukryta. Taka jest organizacja jej perełek, mam ochotę powiedzieć. Wykorzystuje zmysły, które określają stan uczuć w różnych sytuacjach i odzwierciedlają przeżycie czegoś fascynującego, do zauroczenia włącznie.
„Jest taki wiersz”, a może należałoby powiedzieć: Są takie wiersze?
Kilka miniatur mówi do nas przez kolory kwiatów.
Wybrałem „fioletowy” (z tomu „Zapalę noc”):
to znowu
pan
w swoich podpłowiałych
fioletach
z konwaliami
wśród niewczesnych bzów
to nic
że trochę staroświecki
Poetka zapewne się nie dziwi, że widzi ponownie kogoś, kto może ją zainteresował. Lubi kwiaty i patrzy na osobę przez konwalie i wczorajsze bzy. To nie są trwałe kwiaty. Młodość szybko przemija. Czy minęły lata? Pan stał się przedawniony, ale to nie szkodzi, bo ona ma na myśli to nic, to było piękne.
Piękno jest ulotne, wrażliwe na zbyt techniczne rozpatrywanie stanu przeżyć. Dlatego, jeżeli czyni to krytyk, analityk literacki, atmosfera utworu, jego duchowa otoczka i znaki czułości mogą zanikać, bo rozbieramy wiersz na elementy, jakbyśmy rozkręcali maszynę, i pozbywamy się jego urody i kompozycja ginie. Są tylko duże litery albo ich nie ma, są strofy i wersy, liczba sylab w wersie, wiersz ma konkretną nazwę, jest kompozycją, ma swoje metafory i refleksy świetlne… Zanikają bodźce, pozostają określenia, jak alegoria, wiersz z antytezą, bez inwersji, z oksymoronami… Dlatego dopóki tak się nie zachowujemy, doznajemy czegoś nadzwyczajnego. Przeżywamy wiersz jako muzyczną kompozycję złożoną z kilku lub wielu tonów (pojedyncze czy dwudźwięki i akordy) na danym instrumencie, tworzącą melodię wiersza. Bywa, że pojawia się dodekafonia niezamierzona. Kiedyś po rozmowie z nastolatkami doszedłem do wniosku, biorąc też pod uwagę siebie w tym wieku, że młodość jest spontaniczna, uwielbia przyjemności, ma ciągoty anarchiczne, lubi ryzykować i zachowywać się niekonwencjonalnie (stąd te dziury w spodniach otwarte na oścież lub zamykane na zamki błyskawiczne lub na zatrzaski) i pomijanie poezji jako forum wyrażania wewnętrznych tarć. Takich zachowań i nastroju burzy nie ma w twórczości lirycznej Barbary Dziekańskiej. To pełnia dojrzałości.
Jednym pociągnięciem wzroku pobrałem nektar z utworów jak prezenty z kosza:
„Z PAMIĘTNIKA”
kiedy wczesnym rankiem
szukasz mojej twarzy
wstają łąki
żywica gęsto
opływa bruzdy kory
kiedy późny chłód
kładzie sen u kolan
irysy podchodzą do okien (…)
„W OCZEKIWANIU PEŁNI” podmiot liryczny zwraca się do drugiej osoby w trzech zwrotkach, pierwszej pięciowersowej i dwóch dwuwersowych… I to zachwycające zaproszenie…
kwiaty z mojego ogrodu
są jak listy do ciebie
spisane z chmur
zmarszczek wody
kaprysów wiatru
(…)
przychodź
zawsze o zmierzchu
Dziewiczy róż w pąkach i biały kielich jak otwarte usta, pełno w nim intensywnego zapachu. Był wieczór, a może wstał już świt…
„NOKTURN”
siedziała
z kwiatem tuberozy
roniła słowa
do szklanki
z białym winem
zalotna
cała
z bezdotyku
miała skrzydła
i oczy anioła
który jest
Podmiot ukrył się za wrażliwą zalotnością. Snuje refleksje o uskrzydlonej miłości, która jest najważniejsza. Zatem zupełnie odmienna od tej współczesnej, często dążącej na skróty do spełnienia, do spłonięcia i poszukiwania na gwałt następnej... Inna opcja to dotykanie wyłącznie ekranu komórki, by wejść w świat iluzji, przenieść się w knieje zawiłych powiązań obrazu ze słowami, prawdy z półprawdą, treści, na których nam zależy z podstępną reklamą. Nie chcę analizować tego wiersza tak, by go ogołocić z zapachów i kolorów, bo jest pucharem napełnionym pragnieniem. Niczego nie dodam i nie obejrzę stóp, nie poszukam mor, bo nie pochodzę z dawien dawna, i nie liczę zgłosek. Czuję tę wielobarwność i wielogłosowość zawartą w naturze miłości. To unosi ducha i wzrusza, ale nie jak obraz człowieka widzianego przez pryzmat... Ważne są aromaty ujawniane przez kwiaty. Oszczędne muśnięcia pędzla, czasem mlaśnięcie i zanurzenie w metaforze. Dwie miłości splecione przypadkiem, wzniesione jak puchary, być może z szorstkim początkiem, poddane szlifowi ust, oddalone od wyraźnych brzegów możliwości, wzlatujące dmuchawcem, ptakiem i głaskane meszkiem, zapomniane w nieważnej rzeczywistości, mknące źródło w źródło. Tworzy emocje nie jak wywrotowe wichry, lecz subtelne i delikatne powiewy, na które czekamy. Czy w bezokoliczniku, w tej nieodmiennej formie czasownika można wyrazić aż tyle uczuć, podkreślonych liczebnikiem, bez wskazania na osobę i stronę? Niech będzie skupienie, zaniechanie liczenia się z monetami jak na targowisku… To zdecydowany i stanowczy wiersz, z metaforami, jak i kilku epitetami, bo tęsknota i marzenie są blaskiem i pieśnią:
„PIEŚŃ”
kochać
po stokroć
kochać
bliźniaczy liść
podnieść
kamienie ostre
gładzić
brzegów
nie rozmywać
dmuchawce sypnąć
skąd ptaki
niosą puch
kochać
po stokroć kochać
nie odejmować
oddechów
nie deptać
ust
słów
nie rozmieniać
nie liczyć
monet
a
kochać
po stokroć
kochać
do źródła
nieść źródło
Pewnego razu poetka powiedziała, że nie napisałaby podobnego wiersza, jak „Fortepian Chopina”, ale Cyprian K. Norwid zaprowadził ją na muzyczną drogę i na niej już została. Po latach podjęła próbę napisania utworu będącego wyrazem wdzięczności, który się jej jednak nie spodobał, a później zapragnęła wiersza jak utwór muzyczny, nie wiadomo czy byłby to mazurek, etiuda, serenada, preludium, suita… z wykorzystaniem fortepianu, z podkreśleniem wysokości tonów, barwy, czasu, akordów, barwnego i białego szumu, z basami i sopranami, lecz czy napisała taki wiersz, tego nie wiem i nie znalazłem wśród jej „błyskających ulotnymi promykami perełek”.
Poezja wyrażająca dramatyczne sytuacje i przeżycia, poezja szorstka i ostra w wyrażaniu uczuć, wyzwalała w niej sprzeciw. Nie lubiła negacji, czarnych chmur w słowach i dramatycznej perspektywy, liczyła tylko na życie w radości, na pozytywne emocje i miłość między ludźmi. Potrafiła znaleźć się w obszarze, w którym odkrywała równowagę i harmonię, i wśród takich też ludzi przebywała i mogła się spełniać muzycznie, do muzyki dodawać swoje wiersze i chłonąć urodę życia. Potrafiła się dostosować i zapanować nad sytuacją.
Barbara Dziekańska wzbogaciła poezję, dodając jej nowych nastrojów i znaczeń.
Fragment z tomu „Moja mama nie pyta o pogodę”:
„MODLITWA”
Ojcze Święty
gaju przebogaty
gałązko oliwna
owoce której
smakować będę
(…)
ilekroć słodycz
w kropli goryczy odnajdę
a zło
ku rozumieniu dobra
obrócę
modlitwę dziękczynną
co dzień
do Ciebie - Ojcze
wypowiadać będę
Amen