Każdy szczegół tego pleneru zabrałem
z sobą razem z plonami lata
i noszę w pamięci aż do ostatniego kadru.
Nawet chodzę z lasem pod rękę.
Trzymam go w kasecie
i w razie potrzeby rozkładam jak mapę,
by móc wybrać się na grzyby.
Wieczorem rozstawiam na niebie gwiazdy –
ledowe latarki ze sklepu przy ulicy Wolności.
Wzmacniają marzenia,
a mgielny lęk przed nieznanym, spłoszony
przez radość duszy, znika w kosmosie.
Tylko część doby jest wyszczerbiona
światłem latarń, porozrzucana i nieczuła,
w jasnych plamach na sękatym nieboskłonie
i próbuje zepsuć zegarek.
Pożyczyłem lusterko, żeby
zobaczyć zupełnie coś innego.
Dokąd to zmierzasz, zbiegając z piętra,
pyta zaciekawiona myśl.
Dlaczego sączysz tęsknotę
z ust i oczu, przecież jesteś
szczęśliwie rozbrykany.
Czyżby lato cię jeszcze nie wypuściło z rąk?
Głaskany powiewem, cięty wichrem,
pieszczony szeptem, myślałem
że jestem trąbą powietrzną, która
połamała jak zapałki wszelki dorobek...
a ja zbiegałem tylko z piętra.
Namiętne i szalone było to lato.
Nadal kipi we mnie i muszę opróżnić moją
filmotekę, skasować ostatni kadr,
bo mogę się nie pozbierać.
II nagroda