w moim pokoju nie ma wyobraźni i nie ma miłości
wieczorne pająki pojawiają się dopiero rano, jakby
nadzieja była zbyt ciężka karmiąc się samotnością
opadam w dół w uniesieniu, bez strachu, bez uczuć i łez
pode mną otchłań bez końca, mogę marzyć, że żyję
w moim pokoju fruwają muchy, skręcając zawsze
pod kątem prostym, bo tutaj nic się nie komplikuje
wszystko jest proste jak drobne skaleczenia poranka
mój pokój dzielę z duszą przyszłości, z wizją lepszego
jutra na świecie, niestety nie wyjdę poza te ściany
i z okna oglądać będę zakończenia wszystkich wojen
kawa stygnie w filiżance, zatrzymuje mnie na chwilę
bym wstał jeszcze raz nieudolnie, odganiając pająki od duszy