Franciszek Budzbon jest autorem zbioru wierszy "Licytacja". Miłośnicy poezji nietuzinkowej, gdzie dominują emocje - będą usatysfakcjonowani. Zwolennicy szablonowego komunikatu - wręcz przeciwnie. Te wiersze są zbiorem wrażliwości osobnych, prywatnych tropów, które zna tylko autor. Do większości z nich czytelnik nie znajdzie klucza. Pozostanie mu melodyjna fraza i podążanie za specyficzną wyobraźnią. Co istotne - wszystkie te zabiegi są celowe.
Nie wynikają z warsztatowych braków, literackiego defektu. To przemyślana strategia autora, świadomie wymierzony policzek stereotypom, poetyckim kalkom. To manifest odrębności, próba wykorzystania "nienazwanych pól". Próba spektakularna i udana. Areały zawłaszczone przez modnych poetów, są dla autora plantacjami brukwi. Hektarami obsadzonymi bylejakością. On stawia wszystkie pieniądze na oryginalność. Nie chce być twórcą literatury zakontraktowanej przez masy. Brzydzą go monopole. W "Wartowni" czytamy:
spóźniona kolacja
prowadzi w ciemności
stawiam znaczniki
bariery zasieki
przed zapomnieniem
samego siebie
tego zbioru
/.../
nie korzystam ze ścieżek
dróg marzeń upadek
to już idzie w lata
Tytułowa wartownia strzeże i broni. Przed monotonią dnia, egzystencjalną nudą, nieznośną codziennością /"Truskawkowe wino"/. Wreszcie przed światem, który nie jest skory do dialogu. Przypomina fantom bez tętna, uczuć, bez relacji zwrotnych /"Różowa poświata"/. Ale autor nie zna słowa dezercja. Jest w tych wierszach stały element konfrontacji z dzisiejszością, własnymi demonami. Prowokuje, wychodzi im na przeciw, zapuszcza się w niewiadome /"Za rogiem"/. Sytuacje skrajne, graniczne, traktuje jak etapy na drodze do samokształcenia. Ma się wrażenie, że jest częścią nienazwanego żywiołu. Że śle poetyckie sprawozdania z osobistej linii frontu. Stąd takie wiersze - dynamiczne, zdecydowane, bezkompromisowe. W "Za rogiem" czytamy:
im dalej brniemy w las
tym bardziej oplata nas bezsilność
im krócej trwa ta chwila
tym wyraźniej tykanie zegara
/.../
gdy przyświeca cel
tym trudniej odejść w cień
a gdy krążysz bez celu
gwiazdy runą z nami
z chmurami
wszystko czego się boisz
czai się za rogiem
podsycam...
podpalam...
podsycam...
spojrzę w twarz na koniec
Wiersze otwierające ten zbór mogą być dla czytelnika lingwistyczną zagadką. Taki "Grzechotnik" czy "Kulisom" nie zachęcają do dalszej lektury. Są przesadnie oszczędne, przypominają szkice, pośpieszny zapis chwilowych emocji. Owa spontaniczność jest jednak cementem "Licytacji". Ale z każdym kolejnym wierszem nabiera ogłady, przesiąka dyscypliną. Wtedy spod plątaniny uniesień wyłania się sedno - podmiot liryczny, autor. Jest teraz dostępniejszy, wyrazistszy. Choćby w "Torsjach" czy "Ciasteczku". To wiersze krwiste, wiarygodne, mocne. Kipi w nich pasja, bunt, rozczarowanie. To ostatnie dotyczy aktu twórczego, perspektyw. Po raz kolejny świat nie zasługuje na poezję. Ta szczera, autentyczna wydaje się być skazana na literacki margines. Na izolację w "pokoju własnych słabości". Tekst "Na szafot" nawiązuje do tego wątku. Jest czymś więcej - pytaniem o sens obecności, własną tożsamość. Przytoczę cały, bo jest tego wart:
milczę
myślę
i przecieram oczy ze zdumienia
zamykam je
albo same się zamykają
mój król
decyzje moje
rozdroża
plany uboczne
skutki
ucieczki
prowadzony na szafot
zgodnie z życzeniem
przesypanego piasku
w wąskim gardle
szkła
na dnie
jesteś?
Ten tomik jest wyjątkowy. Całkowicie integralny, samodzielny. Bez wpływów, zewnętrznych inspiracji. Bez zabiegania o poklask. Nie ma w nim wierszy utemperowanych, jest pochwała samostanowienia. Koneserów poezji szablonowej nie zachwyci. W życiu autora poezja jest jednym z wielu etapów. Być może w tej właśnie chwili pochyla się nad pokrewnymi formami wyrazu. Wiersze mogą być gorsetem dla takiej żywiołowości.
Franciszek Budzbon, Licytacja, Wydawnictwo "Jama art", ss. 42.