spowszedniała mi twarz, skarłowaciał umysł.
mieszczę się w kanonie Polikleta.
porastam światłowody, puby i nadmorskie
plaże, na których dzieci lepią bałwana.
to nic, że nawożę parki zbędnymi
treściami. karmię martwe ptaki
i przydrożne rowy.
jeszcze jestem!
dławię w sobie pijaka. trawię
resztki elokwencji, wydziobują je
kruki i bezdomni artyści.
jeszcze jestem. widzę;
hieny krążą, uśmiechają się pod nosem,
szczerzą obiektywy.
macie, bierzcie ścierwo. żujcie.
na wieczne używanie oddaję wam
dranie!