w pośpiechu opuszczamy przekwitłe
łąki. skoszone dni, gdy naga ziemia
rozwiera łono pod ciężarem
pustki.
gwiazdy o tej porze roku
są wyblakłe jak oczy
w pośmiertnym portrecie. i nasze
ciała wyblakłe w innej grze
światła. w przeszłości oddzieleni
lśniącą falą żeglujemy.
w korzeniach drzew, w korytarzach
wydrążonych przez larwy. odwiecznych domach
przegniłych liści i kości.
odtąd, każdej wiosny nasze włosy pachną
świeżą trawą.
odtąd, przestajemy odliczać.