* * *
Szukam ratunku w twych świątyń progach
I w sanktuariach cichych klasztorów.
O Matko Boga,
Chroń mnie twym płaszczem od złych upiorów…
Pełnymi gwaru szłam ulicami,
Gdzie w mroku ślepe skrzydła łopocą
I głupców mami,
Złudnym przepychem, Sewilla nocą.
Kindżał i wachlarz u stóp twych złożę,
Kwiaty i piękno mojej kamei –
Dla chwały Bożej…
O Mater Dei, memento mei!
(1909)
* * *
Gdy noc oślepi nów księżyca
I zasnąć głuchy lęk nie daje,
Jak urzeczona czarownica,
Milcząc, przy moim oknie staję.
Świeca się w szkle odbija blada,
Mam ją za sobą i przed sobą –
I coś spotkanie zapowiada,
Z niechętnie widzianą osobą.
I nagle, w zwierciadle zmętniałym
Okna, majaczy jakaś zjawa.
Nie mój, lecz obcy loczek mały
Widzę – i strachu nitka krwawa
Na moim sercu się zaciśnie.
Co będzie, jeśli błyskawica
Dalekiej burzy w okno błyśnie
I szkło odbije zjawy lica?
Cóż pocznę, mając przed oczami,
Dwa ust kąciki opuszczone
I postać, do której czasami
Tak słodką nienawiścią płonę?
Zastygły okna wody ciemne,
Nic ich martwoty nie poruszy.
Oczekiwanie jest daremne,
Na tę sprawczynię udręk duszy.
(1909-1910)
WRZECIONO
Kiedy Niedźwiedzica w zenicie
Nad białym miastem znów zapłonie,
Zaczynam prząść srebrzyste nici,
Na moim proroczym wrzecionie.
Mój czas! Za chwilę klamka szczęknie :
Skrzypnęły schody… szmer za drzwiami…
Kto wejdzie, obok mnie uklęknie,
By też boleśnie się poranić?
Drzwi się otwarły. Niewidomą
Dziewczynkę widzę w mej alkowie.
Ma dziewięć lat, twarz nachmurzoną
I wianek fiołkowy na głowie.
Witaj zabłąkana królewno!
Przy oknie siądź, weź me wrzeciono.
Może pod rączką twą niepewną,
Wyśpiewa twoją przyszłość ono.
Co tobie? Czemu już nie przędziesz,
A z palców krople krwi spływają…
Ach! Śmierć i miłość ty znać będziesz,
Trzynaście lat zaledwie mając.
(1909-1910)
* * *
Bezgłośnie jak chmury burzowe
I lekko ona kroczy.
Skrzydła ma srebrzysto-perłowe
I ciemnoszare oczy.
Nieodwracalna jest jej miłość,
Jak sen ma dotyk ona.
Tylko ja, choć nas wiele było,
Zostałam wyróżniona.
Ja nie zapomnę – i pogodnie
Czekać będę latami,
Aby cud śmierci uczcić godnie,
Najsłodszymi kwiatami.
(1909)
* * *
Jesteśmy sobie obcy – z goryczą pojmuję,
Chociaż męczący koniec mamy wciąż przed sobą.
Dlaczego wciąż o imię tego zapytujesz,
Który nie był tobą?
On był zupełnie inny i zwał mnie inaczej.
Nikt mnie więcej nie nazwie równie czułym słowem…
Dlaczego usta krzywisz i odwracasz głowę,
Kiedy po nim płaczę?
Mój biedny przyjacielu, nie kryłam niczego.
Czy szukasz w odpowiedzi męki powtórzenia?
Dziś tylko martwym dźwiękiem jest imię miłego,
Już go skryła ziemia…
11 IX 1921
* * *
Mym snom na jawie zechciej dać baczenie,
Nie przeocz gwiazdy, która spada…
Przejdź mą ulicą Niewidzialnym Cieniem,
A ja po twoich pójdę śladach…
Spójrz, jak się strasznie męczę w tej pustyni,
Z dala od miejsc, do których myślą gonię.
Czy wody Newy wciąż są błękitnymi?
Czy wciąż trzymają krzyż Anioła dłonie?
12 VII 1928
Z rosyjskiego przełożył Andrzej Lewandowski