Stefan M. Żarów wydał swój kolejny, trzeci już zbiór wierszy. Tym razem jest to "Na Styku cieni', książka zgrabnie opracowana, zawierająca 63 teksty. Ta poezja ma w sobie "muzykę drogi" /"Ikona przydrożna"/, porusza się "autostradą przeżyć" /"To coś w nas"/, a nawet "mknie przez opuszczone ogrody nadziei" /"Genius loci"/. Nie trudno zatem odgadnąć, że dla autora życie jest rodzajem podróży - powrotami w krainę dzieciństwa, nostalgicznym nawiedzaniem przeszłości, wędrówką przez krzykliwą codzienność.
Tym podróżom przez państwa i miasta, pejzażom ze ścierniskiem lub palmami, towarzyszą wyprawy nie mniej istotne - w głąb własnej tożsamości. Tam prym wiedzie ciekawość, wyobraźnia, fascynacja literaturą, filozofią, malarstwem. Mamy tutaj zatem spotkanie z Miłoszem, spacer z Kołakowskim, wreszcie krótki postój przy obrazach Beksińskiego. Ta różnorodność, ta wielość pasji określa ten zbiór. Nadaje mu specyficzny, wymagający klimat. Autor otwiera przed czytelnikiem szeroką perspektywę, zaprasza do intelektualnego wysiłku. Ale przede wszystkim do przysłowiowego życia w drodze. Oto fragment "Krajobrazu odrealnionego":
Szedłem po schodach
Miast
Do mieszkań
Pustych placów
Gwarnych koncertowych sal
(...)
Wspinałem się po krzywiznach
Alei
Nasłuchując dźwięku
Koncertu
Cykad
Kropel rosy
Listków drżących
Szmeru przestrzeni
Tętna
Oddechu
Te place, schody, aleje, deptaki w nadmorskich kurortach, to paciorki doświadczeń nanizane na nić życia. Niektóre z nich są epizodami, inne kamieniami milowymi. Wszystkie tak samo bezcenne i istotne dla "niezatartego obrazu tożsamości" /"Upalne nasze powroty"/. By jednak owe doświadczenia przetrwały próbę czasu, by móc je archiwizować i w odpowiednim momencie przekuć w słowo - potrzebne jest poecie narzędzie uniwersalne - własny język. Jest nim tutaj poezja, nazwana przez samego autora "mową świata" /"Skryba nadprzewodników"/. To ona pod każdą szerokością geograficzną potrafi odczytywać "imiona rzeczywistości", ona dostrzega nawet "pył drogi" /"Poeta"/, to dzięki poezji najbłahszy "przystanek życia" może być dla artysty małą ojczyzną. Urzekać i inspirować. Stąd w tych wierszach taka dbałość o każdy wers, przezorność, by komunikatu nie zdominowała forma, wreszcie dramaturgia z jasno wyznaczonym celem. Otwarta, szczera narracja, język prosty jak drut - to wszystko zaowocowało tutaj wiarygodnością najwyższej próby. Choćby w utworze "Być". Przytoczę fragment:
Napisałem
Kilkanaście cykli
Niezliczonych wierszy
Dzisiaj stoję przed rodzinnym
Domem
W którym głos
Siostry
Nieobecną mową
Matki
(...)
Rozpłynął się różany
Ogród
Pieszczony jej dłonią
Pozostawiła pewne
Spojrzenie
Roześmiane oczy
Dumę z nas
Wielobarwną latorośl
Każda podróż, każde doświadczenie ma swój początek, kulminację i kres. W życiu artysty dojrzałego ten ostatni jest wyjątkowo istotny. Jest bowiem podsumowaniem, sumą wszystkich sum, bilansem ostatecznym. Ten tomik, chociaż zdecydowanie osadzony w dzisiejszości /"W Weronie"/, jest wnikliwym spojrzeniem wstecz, potrzebą ogarnięcia chwil i emocji minionych, wreszcie początkiem osobistych rachunków. Przed poetą z dorobkiem, zapatrzonym w "ciemną stronę" /"Na stronach pytań"/ stoi teraz najtrudniejsze wyzwanie - ocalenie dla przyszłych pokoleń własnego wizerunku. Musi zostawić młodym świadectwo własnej odrębności, utrwalić w poezji swój oryginalny akcent, twórczą niepodległość. Taką próbę podejmuje w "Praesumptio". Widzimy tutaj starania poety o uwagę i pamięć, solidaryzujemy się z tym wysiłkiem, kibicujemy mu jak śmiertelni śmiertelnemu. Ta walka artysty z upływającym czasem ma jeden, podstawowy atut - fundamenty moralne. Można przypuszczać, że to one zaważą na jego sukcesie. Jest bowiem w poecie głęboka wiara w wartości niezbywalne. Zaufanie w ciągłość chrześcijańskiej tradycji. Dlatego nie kusi go promocja kulturowych podróbek. Obcy jest mu świat jednorazowych, tanich zamienników. W "Sacrum" czytamy:
Błogosławiony
Który idzie własną drogą
Nie przystaje przed kolektywem
Zaprzysiężonych
Nie pije z ust
Złotoustego
(...)
Błogosławiony
Który przechodził obojętnie
Obok bilbordów i znaków graficznych
(...)
Błogosławiony
Bo zaczerpnął ze źródła
Wieczności
Tomik "na Styku cieni" zamyka wiersz "Pomieszkujący". To gorzka refleksja o ludzkiej kondycji, ironiczna ocena naszej ważności, korekta marzeń. Nie jesteśmy zatem tak istotni dla świata, jak się nam wydaje. W kontaktach z innymi, mniej wrażliwymi, bywamy krusi jak źdźbła trawy. "Odchyli cię podmuch wiatru / Deszcz słów / Prozaiczna ludzka niedoróbka" - pisze poeta. Nasza tymczasowość jest bolesnym faktem, dramatem bez szczęśliwego zakończenia. Stefan M. Żarów własną tymczasowość uparcie wypełnia literaturą. Jak zauważa - "sam pośród stada upodobnionych". Może i upodobnionych, ale na pewno nie tak utalentowanych. Książkę polecam.
Stefan M. Żarów „Na Styku cieni", Wydawnictwo Diecezjalne i Drukarnia Sandomierz 2016, str. 76.