Człowiek posiada zdolność zapamiętywania swoich myśli, słów, obrazów. Cudzy umysł jest przed nim zamknięty, najwyżej może go poznać z symptomów jego funkcjonowania, z reakcji. Ale własny umysł wystarczy, żeby obejmować percepcją cały świat zewnętrzny, realny, a nawet wnikać w inne światy wewnętrzne. Co ten umysł robi, czego dokonuje, że jest tak nieodzowny w życiu człowieka, wyróżnia go spośród innych i stanowi o odrębności gatunku (haomo sapiens)?
Zachowuje się jak superczuły, doskonały, żywy aparat, który odbiera teraźniejszość w różnych stanach świadomości i z różną „akomodację”, a wraz z przepływem obrazów, zaciemnia ich kompozycję, odrzuca, zastępuje innymi obrazami, do tego stopnia, że z rozmaitym nasileniem jedne są rejestrowane w „czarnej skrzynce” pamięci, inne wcześniej czy potem odrzucone.
Zagubiony we wszechświecie, niepewny swego sensu, człowiek chciałby się utrwalić, pozostać w miejscu, z którego Goethe mówił: „Trwaj chwilo, jesteś piękna!”. Pragnienie trwałości swojej i nieskończoności jest w nim organiczne. Dlatego niepewny sensu, człowiek oddaje się metafizyce, wierze, religii – by zasłużyć na szczęśliwą wieczność. W różnych wariantach wszystkie religie obiecują życie po śmierci (życie po życiu). Ale czy człowiek nie dość pewny jest, że po odejściu z tego świata wstąpi w drugi (nawet choćby przez reinkarnację), czy – przebiegły – chce przeżyć dwa życia, czyli pozostawić ślad swój „na ziemi i w niebie”, stworzył całą cywilizację jako efekt utrwalania siebie we wszystkich odmianach, sposobach.
Człowiek chciałby, aby pamięć o nim przetrwała po wszystkie czasy, tu i tam, wszędzie. W tym miejscu można powołać się na opinie znakomitych uczonych, badających popędy, które dominują w dążeniu człowieka do rozwoju, działania. Freud mówi, że przeważa tu instynkt płci, Adler, że instynkt mocy, a my mamy podstawę twierdzić, że przeważa instynkt istnienia, bycia. Najważniejsze słowo cywilizacji gatunku homo sapiens, to słowo „jest” (istnieję) i „mam” (stan posiadania). Teraz można uznać, że „jest” za pomocą „się” pozwala „mieć”, a „mieć”, pozostawione historii i ludziom, innym nie „ja”, stanowi ślad człowieka, pamiątkę po nim.
Od zarania dziejów istniała potrzeba w człowieku utrwalania się. Żeby móc zachować swój byt, trzeba było jeść, pić, kochać, odpoczywać. Ale własne istnienie, o ile miałoby głębszy sens, musiało powoływać byty wtórne, upamiętniające wyjątkowość „ja”, Już pierwsze rysunki w grotach, uważane zresztą za przejaw twórczości artystycznej, miały na celu upamiętnienia życia osoby tzw. pierwotnego plastyka. Dlatego formy tworzenia, poza wyrobem przedmiotów codziennego użytku i ingerowaniem w naturę, były coraz bogatsze i subtelniejsze, tak, aby utrwalić „Bycie” jak największej liczby osób i w sposób jak najdoskonalszy. Do tego została powołana sztuka, która może powstała bezwiednie, od narysowania bizona w grocie kamiennej.
Pragnienie „jest” nie jest popędem, jest ośrodkiem działania różnych popędów, nie tylko płci czy mocy. Podobnie w sztuce. Stało się siłą sprawczą, motoryczną potwierdzenie swego zaistnienia, swojej obecności (jak podpis pod listą obecnych na zebraniu), swoich czy czyichś zdolności (przez nadanie odpowiednich kształtów, kolorów, rozczłonkowania etc.), swojej czy czyjejś mocy (powagi, stanowiska, możliwości), swojej czy czyjejś wartości w stosunku do trwałych pojęć: prawdy, piękna, wiary, swojej czy czyjejś siły empatycznej, uczuciowej, która zjednała komuś tyle sympatii, łez, miłości etc. W każdym razie w naszej cywilizacji rolę „przekaźnika” pamięci po wsze czasy (aż do zniszczeni materiału panegiryzującego) przejęła z jednej strony religia, z drugiej strony natura, czyli to co marksiści zwykli nazywać nadbudową.
Może niewystarczalność czy nieprzekonywalność religii (mity greckie, rzymskie, filozofie Wchodu, mity germańskie, normańskie, mitologia słowiańska) dały początek artyzmu oddawanego w materiale „z tej ziemi”, że świata otaczającego, gdyż przekaz następny był nietrwały, ulotny i stale zmieniający i modyfikowany przy kolejnych podaniach (z ust do ust). W każdym razie religia mogła być pierwsza, bo powstała z lęku, a człowiek od zarania bał się natury, sztuka późniejsza forma świadomości człowieka, powstała później, bo była już wyrazem sytości.
W długich dziejach sztuki utrwaleni zostali liczni bogowie, bohaterowie i zasłużeni w dziełach rzeźbiarskich Fidiasza, Rodina, Thorvaldsena, Dunikowskiego. Dostojne postaci, piękne kobiety, przepyszne zaświaty wyszły spod ręki Rafaela, Michała Anioła, Leonarda da Vinci, Giotta, Tycjana, Rembrandta, van Gogha, Renoira, Paula Gauguina, Chełmońskiego, Boznańskiej, Picassa, Salvadore Dali w malarstwie. Wielkie gmachy architektoniczne wzbiły się w górę bazyliką św. Piotra, katedrami Notre Dame i w Kolonii, zamkami angielskimi i niemieckimi. Finezyjne sylwety stworzyli sztycharze Düsrer i Jacques Callot, rysownicy Amedeo Clemente Modigliani, Kostrzewski. Z czasem dojdą znakomici fotograficy, także artystyczni ze znakomitą szkołą japońską na czele. Szerokiego odbioru doczeka się teatr (Meiningeńczycy, Stanisławski, Brook, Bogusławski, Grotowski, Osterwa), opera (Verdi, Puccini, Moniuszko) z najsławniejszą „La Scalą” w tle, film (Hitchcock, Vadim, Pasolini, Wajda itd.), muzyka (Bach, Hendel, Wagner, Czajkowski, Penderecki, balet, cyrk…
Wszystkie sztuki odtwarzają, ale nie literalnie, rzeczywistość tracąc przez swoją istotę odrębność z przedmiotem odwzorowywanym i już przez to nabierają cech kreacyjnych, bądź pragną stworzyć świadomie nową rzeczywistość, nowy świat zmuszone jednak do korzystania z zastanego zestawu rzeczy z otaczającego świata, aby móc być zrozumianym (kod porozumienia jest zawsze zamknięty). Oczywiście, jest możliwość pośrednia: odtwarzanie idzie w parze ze stwarzaniem lub jedno i drugie się zmienia, w każdym razie ważne jest to, że w każdej sztuce obecny jest element twórczości.
Ten właśnie element wyróżnia spośród różnych zapisów obecności i działania człowieka literaturę piękną. Ludzie rejestrują swojej „jestestwo” w różnego rodzaju dokumentach pisanych, aktach, zapisach, ale najczęściej pragną pozostawić po sobie „pamiątkę” w dziele estetycznym, jako najchętniej przyjmowanym i – na miarę jego wielkości – podziwianym. Dlatego nasza historia, szczególnie nowożytna, notuje takie zainteresowanie ludzi pisarstwem a wykształciło tyle form artystycznych.
Sama historia samoutrwalała się, poczynając od dziejopisów greckich (Cyceron, Tacyt, Herodot), a na polskich – z krajów cywilizowanych europejskich – kończąc (Gall, Kadłubek, Długosz, Kochowski itd.). Rejestrowano wydarzenia z prehistorii (Stary Testament, Baśnie Bilskiego Wschodu, mitologia grecka – „Iliada”, „Odyseja”). Autorzy zapisów byli anonimowi, podobnie jak i autorzy pierwszych tekstów literackich w rodzimych językach (angielskim, polskim, ruskim). Dalej – wraz z powstaniem literatur narodowych następowało coraz szersze rozłączenie apologetyki kościelnej od świeckiej. Twórcy, już z rzadka, zakonni sławili Rycerzy Okrągłego Stołu, wyprawę Igora, Laurę, możnowładców, zdolnych trubadurów…
Literatura piękna też utrwala historię, tylko inaczej, bardziej ponętnie, z budowaniem napięcia, najlepiej sensacyjnie, by pozostawić wrażenie i wywołać katharsis, jak żądano od niej w starożytnej Grecji (Ajschylos, Eurypides, Sofokles w dramacie). Powstały wielkie dzieła z przeszłością w tle („Romeo i Julia” Szekspira, „Boska komedia” Dantego, „Faust” Goethego, „Quo vadis” Sienkiewicza, „Krzyżowcy” Szczuckiej etc.). Jeśli one nie utrwalałyby teraźniejszości, tego, czym żył autor w chwili pisania, to przynajmniej oddawały jego myśli i poglądy na to, co minęło. Zatem i autor utrwalał się w dziele historycznym. Jest to o tyle ciekawe, że od zarania twórca chciał być obecny w swoim utworze. Na obrazie zostawiał sygnaturę, w wierszu umieszczał swoje nazwisko (np. Władysław z Gielniowa swoje imię zawarł w kryptogramie w jednym z wierszy), a Adam Mickiewicz wprowadził swój ród do „Pana Tadeusza”, by zakończyć wypadki w nich dziejące się osobistym, choć żartobliwym stosunkiem: „I ja tam byłem, miód i wino piłem”.
Autor pragnie utrwalić się w dziele nie tylko imiennie, ale przymiotami swojej twórczości (umiejętnością obserwacji, wyobraźnią, znawstwem rzeczy) w dziełach nie najbardziej historycznych, ale współczesnych i może najtrudniejszych – baśniowych i science fiction. Tu już liczy się czysty rozum i myślenie, działanie na pojęciach, wizyjność, intuicja, bogactwo duchowe. Cały prąd literacki zwany nadrealizmem bazował na rejestracji swobodnego przepływu myśli, na skojarzeniach, zmienności refleksów, co nie zdało jednak egzaminu, bo przy każdym zapisie myśli w czasie od jej wybłysku do krystalizacji musi organizować się, przetwarzać od natury do kultury (od bezładu do konkretnego kodu, często innego w innych językach czy kulturalnej).
Pozostaje w dorobku cywilizacyjnym tyle pamiątek, ile dzieł, ile utworów literackich, ale nie tylko literackich, i nie tylko artystycznych. Stachura mówił: „Wszystko jest poezją”, wierząc głęboko w słowo, ale raczej odpowiedniejsze byłoby twierdzenie: „Wszystko jest pamiątką”. I wiersze Miłosza, i Szymborskiej, i Zagajewskiego, ale i dom, i drzewo zasadzone ręką człowieka (bo pamiątka to „dokument” cywilizowanego działania), i stół, i ugotowane mleko. I człowiek jest pamiątką. Rodzi się dla zachowania, a może raczej dla ubogacenia własnymi cechami genetycznymi ludzkiego gatunku, a dla podtrzymania rodu - kobiety szukają najodpowiedniejszego partnera, zaś mężczyźni zapładniają dziecko z kilkoma kobietami.
Cała cywilizacja, cały ten ciągle porządkowany i poprawiany śmietnik, włącznie z człowiekiem, to jedna wielka pamiątka. Za życia robi sobie zdjęcia, obrazy, każe dedykować sobie wiersz, zamawia piosenkę na swój temat, wznosi dom, czyści blat kredensu, prasuje koszulę – byle coś robić, pokazać, wywrzeć wrażenie, i dalej, dalej… A po śmierci – to wszystko zostaje na widoku publicznym, część zachowuje się, część ginie bądź umiera razem z nim bądź obocznym świadkiem czy obserwatorem. I jeszcze nie koniec tworzenia pamiątek. Na miejscu pochówku zmarłego powstają mauzolea, grobowce, nagrobki, płyty, kopczyki, - różnie. A to co ze zmarłym nie weszło do grobu – jeżeli śmiertelnik wart jest uwiecznienia szerszego – trafia do bibliotek, skarbców (jak dawniej), muzeów, izb pamięci, archiwów, szuflad.
Pamięć o człowieku jest zaszczytem i obowiązkiem potomności. Gdyby nie pamiątki, zmarłaby tradycja. Zniszczyłby się cały dorobek doświadczenia gatunku. Nie wiedzielibyśmy, które grzyby są trujące, które nie (trudno sobie wyobrazić, ile osób zmarło, zanim ustaliła się ta wiedza), nie znalibyśmy teorii względności Einsteina, a nawet już teorii młodszych, odwiecznych, nie umielibyśmy katechizmu i być może nic nie umielibyśmy powiedzieć o Bogu, Bogu Jedynym – dopóki nie doszłaby do naszych uszu mowa Prawda Objawiona.
Koniecznie człowiek musi pozostawić ślad po sobie, ślad po tym, jak „podporządkowuje sobie ziemię”. Ślad to inaczej pamiątka, to dzieło wykonane świadomie. Wobec wielu istnień ludzkich, wobec takich dzieł czyli pamiątek, mówi się, że pozostaje po człowieku tyle miejsca na ziemi, ile odcisnął własnym butem. Ale przyjdą nowi ludzie, nowe pokolenia, i na tym śladzie odcisną swój, I zginie pamięć o zdobywcy swego miejsca, pierwszym „stąpicielu”. Zginą zapewne wszystkie ślady wszystkich ludzi. Nie wiadomo, czy świat się kurczy, czy rozrzerza, ale na pewno eksploatują się i wygaszają źródła energii w kosmosie i na ziemi. Wiele gwiazd już nie płonie własnym światłem, a dociera do nas sprzed milionów lat, ze względu na ograniczoną prędkość światła. Wyziębi się słońce, zużyją się bogactwa naturalne. A z drugiej strony – niepotrzebne są tu prawa fizyki i astronomii – według Biblii również Bóg zapowiedział koniec świata. A więc jak długi żyć będą nasze pamiątki, po co tworzymy, zostawiamy?
Pamiątki są nieodzowne wręcz dla podtrzymania gatunku. Mowa była o roli tradycji, trzeba wspomnieć o potrzebie wręcz filologicznej pamiątek. Starsi ludzie, wiekowi, przenoszeni z miejsca, w których spędzali życie przez lata, w nowym, nierozpoznanym tracą chęć życia, vis vitalis, czują się źle, umierają. To właśnie słabość dorobku cywilizacyjnego (niedostatek diety, leków, sportu, udogodnień) sprawiły, że nasi przodkowie w ogóle żyli krócej, byli niżsi i gorzej wyglądali. W każdym razie to pozór, że pamiątki karmią tylko ducha, są znakami rozpoznawczymi na drodze człowieka, w jego życiu. Odarci z pamiątek, z tożsamości, z tradycji – tracimy sami pamięć. I doprawdy, z nagła bądź powoli – może nastąpić śmierć z powodu braku pamięci.