Stanisław Stanik: Jest Pani znaną i cenioną malarką oraz pedagogiem, prowadzącym grupę malarską działającą przy ulicy Nowogrodzkiej, a potem ulicy Emilii Plater. Co zdecydowało o tym, że powróciła Pani do twórczości plastycznej?
Katarzyna Puczyłowska: Malowaniem zainteresowałam się w dzieciństwie. Uczęszczałam, do pracowni plastycznej przy Domu Kultury w Gołdapi. Później tylko zwiększałam zainteresowania, pobierając naukę na kursach w Państwowym Ognisku Artystycznym na Nowolipkach. Szłam konsekwentnie sama w kierunku poznawania sztuki, w odróżnieniu od niektórych kolegów, jacy pogłębiali wiedzę, ze znajomością malarstwa rozminęli się już na studiach. Ukończyłam Wydział Wzornictwa Przemysłowego na ASP w Warszawie i należałam do pracowni prof. Andrzeja Bieńkowskiego. Nie miałam konkretnej osoby inspirującej mnie do wyboru malarstwa, zatem mogę mówić o samodzielnym wyborze studiowania w wieku 20 lat. Decydującym czynnikiem mojej własnej decyzji była potrzeba realizacji artystycznej i działalności niekomercyjnej. Potem pracując w zawodzie reklamowym odczuwałam wielką potrzebę, działania w szerszym kontekście i malarstwo stało się alternatywą do mojej samorealizacji.
S.S.: Jaką zdobyła Pani wiedzę na ASP, pogłębiającą Pani predyspozycje praktyczne?
K.P.: Program studiów wdrażany na ASP wymagał przećwiczenia pewnych technik malarskich i akademickiego podejścia do sztuki. Studia dały mi ugruntowaną wiedzę z historii sztuki, umiejętność analiz, przeprowadzanych z profesorami, a wiedza praktyczna brała się z omawiania obrazów i stosowania się do wskazówek rozmówcy.
S.S.: Jakich nauczycieli, jakich malarzy uważa Pani za mających wpływ na styl Pani malarstwa?
K.P.: Zadaje mi Pan trudne pytanie, choć staram się być samodzielna i cenię sobie rozmowy oraz konkretną krytykę. Miałam trochę szczęścia uczyć się u profesjonalistów, którzy umieli przekazywać wiedzę malarską w taki sposób, aby nie zniszczyć mojej indywidualności twórczej, pokazując różne drogi i wybory artystyczne. Uważam, że duży wpływ na mój warsztat artystyczny wywarło parę osób, które na różnych etapach mnie szkoliły, wprowadzały korekty i uświadamiały kierunek, w jakim mam dążyć. Dobrym doradcą był profesor Andrzej Strumiłło i mój przyjaciel filozof, Jacek Bąkowski. Bardzo wielki wpływ na moją obecną drogę artystyczną miały uwagi Jerzego Dołżyka oraz moich instruktorów malarstwa, Ryszarda Materki i Jana Dila, osób których zdanie sobie cenię, bo odnoszą się z korzyścią dla obrazu. Mam takie podejście do pracy, że nie stawiam najwyżej procesu twórczego, bo wartością nie jest tylko obraz, ale rozmowy i dyskusje podczas jego tworzenia. Tak rodzi się żywa sztuka, którą tworzy się w obecnej chwili. Stawiam więc na magię sztuki.
S.S.: Jak wyglądała Pani droga w przebiegu rozwoju Pani malarstwa?
K.P.: Pytanie jest powtórzeniem części mojej wypowiedzi, ale dodam, że rozwój mojego malarstwa następował przez każde działanie artystyczne, jak np. warsztaty, udział w plenerach i potem przez aktywną działalność w pracowni przy ul. Nowogrodzkiej w Warszawie w tzw. Galerii Piecowej a też obecnie w pracowni przy ul. Emilii Plater.
S.S.: Jak przedstawia się Pani dorobek twórczy?
K.P.: Dorobek? To cykle, które tworzę, a które stają się zamkniętą całością. Obrazy w tych cyklach współgrają ze sobą, współpracują i tworzą kontekst treściowy. Biorąc pod uwagę malowanie na studiach, rzeczywiście, dotąd stworzyłam kilkadziesiąt obrazów. Niestety, niektóre są wylaną farbą. Jakie tematy podejmuję? W pracowni malarskiej uwzględniałam tematy zadane , np. cykle „Jesień” i „Zima”. Jednocześnie realizuję własne tematy z przeżyć lub z mierzenia się z jakimś wyzwaniem. Częstym motywem wychodzącym spod mojego pędzla, są kwiaty, w tym róże. Eksperymentuję z formą i pozwalam sobie na nowe doświadczenia, aby nie popaść w rutynę i schematy. Przez rozmaite sposoby malowania (technikę malarską) odkrywam nowe możliwości, jakie daje obraz.
S.S.: Jakie wystawy krajowe przyniosły Pani uznanie?
K.P.: Brałam udział w wystawach przede wszystkim w kraju, były one dobrze przyjęte, zależło mi jednak najbardziej na uczuciach publiczności, na mojej satysfakcji z rozmów, na emocjach i nastroju, jaki wywołuje moja sztuka. Chodzi mi się o przekaz zwrotny z moich wystaw, bo dają mi one naukę. Nie będę wymieniać miast, w których wystawiałam, ale wspomnę tylko o mieście rodzinnym – Gołdapi i mieście, gdzie zamieszkałam czyli Warszawie.
S.S.: Jakie rodzaje działań podejmowała Galeria Piecowa przy ul. Nowogrodzkiej w Warszawie?
K.P.: Każde środowisko nawzajem pobudza się do wyrażania emocji. A w środowisko Grupy Piecowej weszłam kilka lat temu. To niedużo, jak na istnienie pracowni, lecz w tym czasie intensywnie rozwijałam się w niej i zżyłam się z nią. Prowadziłam tu wernisaże, współpracowałam z partnerami, kieruję grupą osób uprawiających sztukę malarską.
S.S.: Czy zainteresowała się Panią zagranica? Jakie sukcesy tu Pani odniosła?
K.P.: Jeśli kogoś nie interesuje moja sztuka, to i ja nim się nie interesuję. Owszem uczestniczyłam w plenerach na Litwie, ale większe sukcesy za granicą osiągnęła moja fotografia. Rosja to z kolei fragment kontynentu więc, bardziej obchodzi mnie Litwa. Powtarzam jednak, że bardziej cenię sobie rozmowy w pracowni, bo nie jest to kryterium wartości, ile razy i gdzie wystawiałam zagranicą. Inaczej traktuję sztukę: cenię bardziej to, co daje mi obraz, także to, co mówią moi przyjaciele, jacy przyjechali z zagranicy. Malarstwo jest tylko alternatywą i światem, gdzie nie ma ograniczeń, bo świat ograniczeń istnieje w mojej pracy zawodowej. Zajmuje się działalnością reklamową, a moja praca wymaga swobody i wolności.
S.S.: Czy pomaga Pani w pracy plastycznej rodzina, przyjaciele, nauczyciele artystyczni?
K.P.: Uwielbiam ten moment, gdy wypowiadają się o mojej sztuce różni ludzie, jej odbiorcy, nie tylko moja rodzina i przyjaciele, ale i osoby niezwiązane ze sztuką. Gdy chwalą obraz, jest to siła, która daje satysfakcję artystyczną. Równie ważny dla mnie jak obraz jest człowiek, który ten obraz stworzył, o czym mówiłam wcześniej, rzeczywiście cenię sobie wypowiedzi rodziny, przyjaciół i znawców sztuki.
S.S.: Co Pani zdaniem miało wpływa na Pani osiągnięcia, na sukces? W jakim punkcie rozwoju znajdują się Pani osiągnięcia w stosunku do własnych ambicji?
K.P.: Sukcesem jest dla mnie to, co mogę odkryć, bo przeważa, że nie spenetrowałam wszystkich obrazów malarstwa. Nie uznaję sukcesu, bo sukces to zamknięcie drogi, za którą dalej nie można się przebić. Jeden z malarzy rosyjskich wyraził zdanie, że nie należy zamknąć możliwości, należy wciąż odkrywać i poszukiwać. A ja odnoszę osobisty sukces przez to, że rozwijam się, że tworzę interakcję w grupie przyjaciół, że mnie się wspomina i wspomaga. Jestem w wieku, w którym osiągnięcia powinny nastąpić dopiero w dalszej perspektywie czasowej, a dziś stanowią tylko otwarcie możliwości.
S.S.: Czy malarstwo przynosi Pani jakieś profity? Czy jest to tylko zajęcie dające przyjemność?
K.P.: Malarstwo na pewno niesamowicie wzbogaca, choć niekoniecznie w wymiarze finansowym. Moja wolność artystyczna byłaby ograniczona, gdybym malowała według masowych gustów. Owszem, jeśli ktoś gotów byłby zapłacić za moją sztukę, to byłoby to działanie na tych samych falach jego i moich, i dałoby mi zadowolenie, że spotkałam osobę zainteresowaną moją twórczością. Ale pieniądze nie są celem mojego malowania. Szczególnie ceniony cykl obrazów z motywem kwiatów został rozdany i sprzedany. Ale mam większą satysfakcję, gdy komuś wręczam obraz, bo to radość, że sprawiam komuś satysfakcję. Mam wtedy przyjemność większą niż to jaką dają pieniądze.
S.S.: Jakie są Pani plany artystyczne?
K.P.: Teraz nie maluję jak dawniej konkretnych przedmiotów, ale przestrzenie, które wyrażają emocje i są inne niż przedstawienia figuratywne. Ekspresyjne są moje obrazy z cyklu różnobarwnych róż, pór roku szczególnie projekt realizowany wspólnie z osobami z pracowni pt: „Między szkicem a dziełem” (prace inspirowane utworami literackimi) i będące syntezą malarską i poetycką jakichś utworów. Namalowałam tez cykle prac inspirowanych naturą, wspomnieniami industrialnymi i motywami podróży (w wymiarze fizycznym, jak i duchowym), gdzie przedstawiłam proces przechodzenia w przestrzeni. Mam nadzieję, że w przyszłości cały czas będę długo poszukiwać, bo nadzieja, daje tylko ciągłe poszukiwanie.
S.S.: Dziękuję za rozmowę.