Najnowszy zbiór wierszy Henryka Kozaka nosi tytuł „Nostalgia”. To zestaw 57 tekstów podzielony na dwa podrozdziały. Jeden z nich to „Udane życie”. Mam wrażenie, że taki powinien być tytuł tej książki. Czytam bowiem wiersze człowieka i artysty dojrzałego, przepełnionego pokorą i empatią, dla którego poetycka robota to żmudna codzienność, nie odświętne fajerwerki. Widać to już na poziomie języka – w jasności przekazu, unikaniu metafor, w słusznym założeniu, że wiersze nie powinny onieśmielać, ale uwodzić. Że przeciętny czytelnik nie szuka w poezji intelektualnych roszad, ale prawdy. I taką życiową prawdę w tym zbiorze znajdzie. Choćby w wierszu „O farcie”, w którym autor potyka się z losem i chociaż przegrywa z nim „najczęściej do zera”, to jednak nie dezerteruje. Przeciwnie, codziennie stawia mu czoła. Rezultatem tej walki jest długie życie, ale również samotność.
W „Zaglądając w przyszłość” czytamy:
Jest środa 15 lipca dwa tysiące piętnastego roku
Siedem po dziewiątej właśnie
Ukończyłem 70 lat
Zapowiada się pogodny dzień
[…]
Ale do wieczora
Nikt z życzeniami
Nie przyjechał
Dopiero póżną nocą
Pojąłem dlaczego
Niepotrzebnie wszyscy
Aż tak się pośpieszyli
Przecież
Mogli na mnie zaczekać
[…]
Nie tylko zmarli poszerzają obszar tej samotności. Niemniej skutecznie robi to zanurzona w przeszłości pamięć. Krajobrazy dzieciństwa ("Ucieczka"), beztroskie wspomnienia z młodości ("Byliśmy"), wreszcie obraz kurczącej się rodziny ("Saga rodzinna żałobna") – to wszystko odciska na poecie wiadome piętno. Utracone raje stają się tutaj pożywką dla poezji, akcentują tożsamość autora, jego kulturową odrębność. Jednocześnie ich bezpowrotność kształtuje tragizm tych wierszy. Ich dramaturgia ma również podłoże czysto materialne, praktyczne. Poeta, chociaż od dekad mieszkaniec Lublina, swoje serce pozostawił na rodzinnym Podlasiu. Obejście rodzinnego domu zamienił na wielkomiejskie podwórko, szeroko rozpostarty horyzont na widok z balkonu. Stał się wiec więźniem współczesności, zakładnikiem przypadkowych sąsiadów, czterech betonowych ścian. Był zmuszony wkomponować się w rzeczywistość bez korzeni, bez tradycji. W „Liście do rodziny na wsi” czytamy:
[…]
I w dzień i w nocy
Szczekają
Zamknięte w mieszkaniach
Psy
Na balkon przyfruwają gawrony i sroki
A o świcie
Bardzo hałasują wróble
Jak w naszym bzie
Brakuje mi tylko
Sitnickich przestrzeni
I słońca
[…]
Stało się zatem tak, że po stracie swojej małej ojczyzny świat poety niebezpiecznie się skurczył. Doszła do tego bolesna świadomość upływu czasu, poczucie egzystowania w przestrzeni niechcianej, na marginesie nowych, społecznych regół. Czytamy o tym choćby w utworze „Odmówiłem”. W soczystym „Blokowisku” odnajdujemy poetę w miejskim, zurbanizowanym piekle, gdzie neonowe fasady, sklepy z gaciami i garmażerią znaczą więcej niż człowiek. „Obcy tu jestem i niepotrzebny” – stwierdza poeta. Gdzie zatem może odnaleźć ukochane Podlasie? W jakiej przestrzeni przechowa dla potomnych własną przeszłość? Odpowiedz jest zadziwiająco prosta – w biurku. W pięknym wierszu „Takie biurko” odnajdujemy wszystko – ślad rodzinnej tradycji, „wojny i wojenki”, stare fotografie, alkohole, wiersze i poematy, wreszcie drogą poecie korespondencję z Tadeuszem Nowakiem. Owe biurko jest jego ojcowizną w miniaturze. We wspomnianym wierszu czytamy:
Moje biurko po przodkach
Stare jak ja i sąsiad razem wzięci
Pamiętające II Rzeczpospolitą
Wojny i wojenki
[…]
Pod gazetami na dnie
Ukrywam przed żoną
Nalewki na bimbrze z Włodawy
[…]
A w szufladach
Poematy i wiersze
Dawno już umarłego poety
Kilka nieudanych powieści
Trochę listów
Z różnych epok
[…]
W tym arsenale symboli kluczowe miejsce zajmuje literatura. Towarzyszyła autorowi w dzieciństwie, towarzyszy w dojrzałości. Wyjątkowe miejce zajmują tutaj książki. Na tym miejskim ugorze są dla poety przyjaciółmi, członkami rodziny. Adoptowanymi braćmi. Ich los utożsamia z własnym. Starzeje się z nimi, blaknie. W „Książkach z mojej biblioteki” dostrzegamy wyrażnie tą symbiozę. Książki to dla poety „dobra rodowe”, ważniejsze od rodzinnych sreber. Własną poezję przechowuje jednak w najgłębszej szufladzie. Jakby była tylko dodatkiem, mniej znaczyła. Nie zanudza więc czytelnika opisem własnych męk twórczych, oszczędza mu taniej dydaktyki, nie peroruje z katedry. Wręcz przeciwnie - oswaja szczerym wyznaniem, że obecnie pisuje wiersze w pracy, że inspiruje go błaha codzienność, splot pospolitych zdarzeń („Siedlisko uroczysko”). Jest zwyczajny i szczery. Zna też granicę między powagą a śmiesznością. Potrafi bawić się słowem. Stąd obecność w tym zbiorze tekstów ironicznych, zdystansowanych, potraktowanych z humorem („Julia”) albo („Miasto”). W tym ostatnim czytamy:
Potężne jest miasto w którym żyję
W niedostępnych urzędach
Dbają o mnie potężni urzędnicy
A najwyższych grzędach
Polerują piórka
Najważniejsi w stadzie
Patrycjusze nuworysze
[…]
Kochanie
Kochane przyjazne łaskawe
Jest nasze miasto
Jak znany
Obłaskawiony wróg
Czytając „Nostalgię” Henryka Kozaka poczułem w sobie wewnętrzą równowagę i spokój. A to nie zdarza mi się często. Moja rozhisteryzowana natura polubiła ten zbiór. Za łagodność, literacką konsekwencję, za dyscyplinę. Za rzetelny komunikat, bez śladu pretensjonalności. Życzę poecie kolejnych publikacji i sukcesów.
Książkę polecam.
Henryk Kozak, „Nostalgia”, Towarzystwo Miłośników Podlasia, Biała Podlaska 2015, ss. 91.