* * *
Czuję ulgę w mojej starej ranie,
Po pijacku nie mówię od rzeczy.
Dziś zapachem kwiatów w Teheranie
I herbatą mocną chcę się leczyć.
Sam właściciel czajhanu ją parzy
I przed gościem w pokłonie się zgina,
Czaj podając z uśmiechem na twarzy,
Zamiast mocnej gorzałki lub wina.
Gospodarzu, gość mnie, lecz z umiarem.
W twym ogrodzie róże rozkwitają.
Jedna oczu mnie urzekła czarem,
Swą zasłonę nieco odchylając.
U nas w Rosji, jak psa nie więzimy,
Na łańcuchu dziewczęcej urody
I całować się wszyscy uczymy
Bez zapłaty, kindżałów, niezgody.
Tej, co wdziękiem postawy czaruje
I rumieńce jak zorza ma świeże,
Z Chorossanu szal może daruję
I utkany w Szirazie kobierzec.
Mocna jest ta herbata w czajhanie,
Próżne są gospodarzu twe lęki.
Ja do siebie mam dziś zaufanie,
Choć za ciebie nie dałbym poręki.
Ty na drzwi nie spoglądaj tak trwożnie,
Do ogrodu znam wejście tajemne…
Nie na darmo błysnęły ostrożnie,
Nad zasłoną dwie źrenice ciemne.
(1924)
* * *
Zapytałem dziś rano w kantorze
Gdzie za rubla dają półtumana,
Jak po persku Rosjanin rzec może,
Do prześlicznej Łały „ukochana”?
Zapytałem też, kryjąc frasunek,
Szeptem lekkim jak wietrzyka tchnienie,
Jakie słowo czułe „pocałunek”
W jej ojczystym języku ma brzmienie?
I spytałem, gdy nie bez trudności,
Mą nieśmiałość pokonać się dało,
W jakich słowach mam rzec jej w przyszłości:
„Jesteś moją, moją, piękna Łało”.
Krótko odrzekł kantoru właściciel:
O miłości nie mówią tu wcale,
O niej tylko wzdycha się tu skrycie
I błyskają oczy jak opale.
Pocałunki imienia nie mają,
Bo to nie są napisy nagrobne.
One tylko czerwienią pałają,
Do róż płatków na wargach podobne.
Nie potrzebna miłości poręka;
Jest radością, czasem biedą bywa.
„Jesteś moją” – rzec może ta ręka,
Która z twarzy jej zasłonę zrywa.
(1924)
* * *
Szagané, ty moja Szagané!
Ja z północy pochodzę – i cóż?
Tobie pole pokazać dziś chcę,
Blask księżyca nad łanami zbóż.
Szagané, ty moja Szagané.
Ja z północy pochodzę – cóż z tego,
Księżyc stokroć tam większy ma blask.
Choć urodą się pyszni Sziráz,
Nie zastąpi pola riazańskiego.
Ja z północy pochodzę – cóż z tego.
Mogę tobie już pole przedstawić:
Kolor żyta mają włosy me.
Jeśli chcesz, na palce nawiń je –
Ty z pewnością mi bólu nie sprawisz.
Mogę tobie już pole przedstawić.
Noc z księżycem, falisty łan zbóż
W moich lokach odnajdziesz, kochana.
Ty uśmiechaj się, żartuj do rana,
Tylko nie budź w pamięci mej już
Innych nocy, księżyca i zbóż.
Szagané, ty moja Szagané!
Na północy jest inna dziewczyna,
Twoja postać ją tak przypomina!
Może teraz wspomina też mnie…
Szagané , ty moja Szagané!
(1924)
* * *
Saadi – powiedziałaś do mnie –
Tylko w pierś całować miał.
Chciej zaczekać – rzekłem skromnie –
Też tę sztukę będę znał.
Zaśpiewałaś: „Za Eufratem
Róże milsze ziemskich dziew…”
Gdybym został ja bogaczem,
Inny bym ułożył śpiew
I ściął róże swym kindżałem,
By się tym pocieszyć, że
Nie ma już na świecie całym
Milszej niż ma Szagané.
Zechciej mnie nie nękać przeto
Więcej już nakazem swym.
Kto urodził się poetą,
W pocałunkach będzie nim.
(1924)
* * *
Nie pływałem nigdy po Bosforze,
Więc o niego już nie pytaj mnie.
W twoich oczach zobaczyłem morze
I błękitne ognie na ich dnie.
Do Bagdadu nie wiodłem karawan,
By handlować jedwabiem i hną,
Ale zechciej dla mnie być łaskawa,
Na kolana przyjmij głowę mą.
Jakże mam wytłumaczyć dziewczynie,
Tego nie wiem doprawdy już sam,
Że w dalekiej rosyjskiej krainie,
Wielką sławę poety dziś mam.
W mojej duszy wciąż dźwięczy talianka,
W księżycowe noce słyszę psa.
Czy nie zechce zobaczyć Persjanka,
Jaka jest ojczysta ziemia ma?
Ja nie z nudów tutaj przyjechałem,
Niewidzialnie wciąż kusiłaś mnie.
Niby dwa łabędzia skrzydła białe,
Przyzywały mnie tu dłonie twe.
Ja spokoju dziś szukam jedynie,
Choć przeszłości nie przeklinam swej.
Ty o swojej radosnej krainie,
Opowiedzieć mi cokolwiek chciej.
Zagłusz w duszy tęsknotę talianki,
Wonnej czary daj poznać mi smak,
Bym dalekiej północy mieszkanki
Nie wspominał boleśnie aż tak.
Nie pływałem nigdy po Bosforze –
Lecz dla ciebie chcę o nim wciąż śnić.
Wszystko jedno – masz oczy jak morze,
Płomień w nich nie przestaje się tlić.
(1924)
* * *
Blask wieczorny w kraju szafranowym,
Cicho róże biegną pośród pól.
Miła, zanuć jedną z pieśni owych,
W których Chajjam swój uciszał ból.
Cicho róże biegną pośród pól.
Jasny księżyc nad Szirazem płynie,
Gwiazdy krążą jak motyli rój.
Nie pochwalam, że czadrę jedynie
Za kobiecy uznają tu strój.
Jasny księżyc nad Szirazem płynie.
Czy dla kobiet swych pogardę mając,
Zakrywają ich cielesną miedź?
Czy aż tak ich urodę kochają,
Że ją tylko dla siebie chcą mieć,
Zakrywając jej cielesną miedź?
Ty za czadrą nie musisz się kryć,
Zapamiętać chciej miła me słowa;
Skoro krótko tak dane nam żyć
I tak mało się szczęściem radować,
Zapamiętać chciej miła me słowa.
To, co w losie niepięknym tak bywa,
Może w sobie wspaniały kryć skarb.
Czy jest grzechem przed światem ukrywać,
Tak rumianych policzków twych czar,
Skoro matki-przyrody to dar?
Cicho róże biegną pośród pól.
Inna mi się kraina przyśniła.
Ja wyśpiewam tobie, moja miła,
Swój nieznany Chajjamowi ból…
Cicho róże biegną pośród pól.
(1925)
Z rosyjskiego przełożył Andrzej Lewandowski