tego lata za stajnią wyroiły się ule. cztery
niebieskie i brzuchomówcze. a białe duszki
nadal migoczą i plamkami ścielą łąkę. obie
płcie zatracają się towarzysko. ja z Ewą też
– w przykrywaniu ich swetrem i niecierpliwym
odwijaniu rożka. aż jest! niezakłócona telewizja
rozwiń-zwiń trąbek, matematyka odnóży, wzór
pierwszego makijażu na opuszkach. na końcu
pijany wylot z muszelek.
rankiem stawiam stopy w kroplistość źdźbeł.
chłód łaskocze kiedy wyprzedzam siebie i
połykam wiatr. poskramiam wbitą wczoraj
pod palec rozżarzoną włócznię pszczoły.
dziadka stopy krępuje nie chińska onuca.
zapatrzyłam się. nie noszę obcasów.