Stefan Rusin dzieli się swoimi wrażeniami, głównie intelektualnymi, z peregrynacji po różnych obrazach szeroko pojętej kultury, przede wszystkim religii, filozofii, poezji. Prozy unika, chyba wydaje się mu za mało tajemnicza. Po większości zgromadzonych w zbiorze Loża barbarzyńców esejów ma charakter zapisu z wędrówki w ciemnym labiryncie niewiedzy w poszukiwaniu owego światełka w tunelu, którym jest olśnienie w momencie odkrycia prawdy. Olśnienia na chwilę, bowiem szybko pojawiają się nowe wątpliwości, nowe tajemnice.
Każdy esej nie jest wykładem wszystkowiedzącego mędrca, tylko diariuszem z narastania zdarzeń poznawczych. W zasadzie nie ma konkluzji, jednoznacznego wniosku, tylko finał znaczący, wyczerpanie się wędrówki myśli, spokój, wręcz błogość po wdrapaniu się na pewną, ale tylko pewną wysokość góry wiedzy. Czy jest to brak ambicji? Chyba nie, po prostu pokora, nawiązanie do trywialnej już raczej, po „wiekopomnych osiągnięciach nauki”, prawdy, że wiem, że nic nie wiem. Satysfakcję daje więc sama wspinaczka, a nie osiągnięcie szczytu, który i tak okazuje się tylko kolejnym, wcale nie ostatnim szczeblem drabiny. Bo ten prawdziwy, najwyższy szczyt tonie we mgle tajemnicy. I tak chyba będzie do końca świata.
Tematem tych wędrówek – ćwiczeń jest chrześcijaństwo, hinduizm, mistyka Jakuba Boehme, Pochwała głupoty Erazma z Rotterdamu, myśl i życie Fryderyka Engelsa, a potem już konkrety: Cyganie, lekomania (2 eseje), antysemityzm. Wreszcie – poeci: Józef Baran, Jolanta Baziak, Marianna Bocian, Józef Kurylak.
Z racji tego, że napisałem maszynopis Krótka historia literatury w Bydgoszczy, będącą – według mnie – modelową próbą uchwycenia w ramy rozumienia i wiedzy literatury powstającej w konkretnym regionie, dłużej zatrzymałem się na eseju Poeci regionu konińskiego.
- Rusin usiłuje opisać twórczość swoich kolegów po piórze. Usiłuje, tak jak usiłował pisać o sprawach poprzednio wymienionych. Też nie stawia kropki nad i, ale chwyta to, co najważniejsze.
Na początku określa sytuację poetów, że nie są już inżynierami dusz (określenie, którym z lubością posługiwał się J. W. Stalin), że ich status społeczny nie wyróżnia się niczym szczególnym. Zarobkują, tak jak inni ludzie, żyją tak jak inni. Eseista, a tym razem krytyk literacki, szkicuje najpierw sylwetkę życiowo-twórczą opisywanego autora. Czytując skrupulatnie tytuły książek, co jest przedsięwzięciem trochę bez sensu z uwagi na niesamowitą, od lat siedemdziesiątych minionego stulecia, gdy wyraźnie podniósł się stopień wykształcenia i rozpadły się wszelkie kryteria artystyczne. Trochę więcej sensu na informacja o nagrodach, choć i tak mamy do czynienia z inflacją konkursów. Niemniej Elżbieta Galoch „najczęściej zdobywa nagrody główne”. Wiem coś o tym, bowiem kilka razy jako juror takie nagrody – wraz z innymi jurorami – przyznawałem. Jest to bowiem poezja narracyjna, pełna nieoczekiwanych zwrotów akcji. S. Rusin stwierdza, że E. Galoch „po kilku latach sumiennej pracy nad słowem poetyckim zapragnęła w swoich wierszach pomieścić więcej zdarzeń. Rozkochała się w szerokich frazach, w długich zwrotkach. Natłok myśli i obrazów zaciemnia w niektórych utworach ich sens” (s. 311). Tak, tak, ale na tle inflacji wierszy, robi to wrażenie i rzeczywiście można w utworach autorki Miasteczka znaleźć „oryginalne poetycko i świeże metafory” (s. 312).
Właśnie – Miasteczko! Interesujący to tom, bowiem ukazuje on sytuację poety na prowincji, głębokiej prowincji.
A takiej konkluzji zabrakło w podsumowaniu tego eseju. S. Rusin nie odpowiedział na problem zawarty w tytule Poeci regionu konińskiego. Czym równią się oni od innych? W jaki sposób ten region wpływa na poezję? A może tam już jest wszystko jedno, gdzie kto się urodził, gdzie mieszka i o czym pisze?
Choć chciałoby się odpowiedzi na te i inne pytania, to jednak czyta się zbiór S. Rusina z przyjemnością i satysfakcją intelektualną, bowiem odkrywa on nowe, wciąż nadające się do dalszego odkrycia, obszary. Autor nas do nich tylko podprowadza, a nie ciągnie niczym osły pod górę.
Stefan Rusin, Loża barbarzyńców, Konin 2018, Miejska Biblioteka Publiczna, ss. 396