1 sierpnia
Śmieszny, ospały leń. Sybaryta, który nie chce się ożenić, aby ponosić trudy bycia z kobietą. Przykleił się do władzy i teraz pilnuje, żeby nie straciła władzy. Uwierzył albo udaje, że uwierzył w jej narrację i eliminuje tych, którzy nie wierzą. Donosi. Gdyby taka była młodzież 1 sierpnia 1944 roku, to Powstanie Warszawskie nigdy by nie wybuchło.
2 sierpnia
W Krainie Wygasłych Wulkanów, czyli w Sudetach. Inny świat, inna historia oparta aż o pamięć z wojny prusko-austriackiej w latach 1740-1742. Splot natury i kultury. Symptomy krachu, opuszczenia, szczególnie w Wałbrzychu, który po 500 latach pozbył się brudnego górnictwa, a któremu przy Alei Wyzwolenia poświęcono nawet pomnik. Bogata spuścizna budowlana czesko-niemiecka, mieszczańska, nie do końca jeszcze zagospodarowana przez Polaków. Obok wypieszczonych perełek architektonicznych podupadłe domy. Nawet paradne podcienia w Lądku Zdroju w jednym miejscu się sypią.
3 sierpnia
Worek Turoszowski – jeśli nie koniec świata, to koniec Polski. Od czasu do czasu po krętych, nierównych drogach zatopionych w bogatej zieleni przemykają czeskie samochody. Czy to coś znaczy? Na myśl przychodzi konflikt czesko-polski o znikającą wodę.
4 sierpnia
W Henrykowie. Imponujący klasztor pocysterski. Największe wrażenie robią barokowe stalle w kościele pw. Wniebowstąpienia NMP i św. Jana Chrzciciela, a wstręt budzi – odnotowana w prospekcie turystycznym – Brama Parkowa – obecnie (sic!) Pustelnia księdza Kardynała, czyli niesławnej pamięci Henryka Gubinowicza. W budynkach klasztoru mieści się Wyższe Seminarium Duchowe Archidiecezji Wrocławskiej, do którego często przyjeżdżał ów niesławnej pamięci hierarcha rzymskokatolicki, aby spotykać się z klerykami. Po co? Co on w tej „Pustelni” wyrabiał? Jakże ten obleśny hipokryta zawładnął świadomością Dolnego Śląska, skoro ów kompromitujący dziś prospekt reklamowy wydała nie diecezja, tylko gmina Ziębice.
5 sierpnia
Moje życie, twoje młode życie, Sebastianie – ot i wszystko…
Po obserwacji gołębi na dachu hotelu „Pod Platanami” w Trzebnicy.
6 sierpnia
Spóźniona wiadomość, że 4 maja 2021 roku odszedł Ireneusz Krzysztof Szmidt (1932-2021) – poeta, aktor, reżyser, animator kultury. Światło Gorzowa Wielkopolskiego. Takich świateł, entuzjastów i robotników zarazem, nie ma ani Warszawa, ani Kraków, ani Wrocław. Bo na głębokiej prowincji, żeby coś zrobić, to trzeba płonąć. I robić za innych rzeczy żmudne, elementarne. Gdy nie ma instytucji, to samemu trzeba być instytucją. I wciąż innych – ospałych i ślepych – oświecać. Taki był redaktor naczelny „Pegaza Lubuskiego”, które to czasopismo lubiłem czytać wcześnie rano, aby też nabrać błysku w swoich oczach. I lubiłem do Gorzowa Wielkopolskiego zajeżdżać, aby z Ireneuszem Krzysztofem pogawędzić trochę.
7 sierpnia
Zauważam, że upał uruchamia osoby niepełnosprawne umysłowo. Telefon za telefonem z absurdalnymi pomysłami – roszczeniami.
8 sierpnia
W naturze wszystko ma swą moc. Koniec jest silniejszy niż początek, bo koniec musi być, a początek – niekoniecznie.
9 sierpnia
Sebastiana nie ma w domu. Cieszę się. Nie może przecież dziczeć i kobiecieć.
10 sierpnia
Wydaje się, że niechęć młodzieży do szczepień antycovidowych jest formą buntu pokoleniowego, bo przecież każde pokolenie musi mieć swój bunt. Przyklejenie się do histerycznych manifestacji neo-sufrażystek na przełomie lat 2020/2021 nic nie dało, więc trzeba inaczej zamanifestować swą niechęć do starego świata. Dzisiejsza młodzież ma kłopoty z buntem, bo nie ma konkretnego przeciwnika i konkretnej idei. Wszystko w tej globalistycznej mazi zostało rozmazane. Mamy więc często do czynienia z buntami indywidualnymi, nieuzasadnionymi atakami na rodziców, kolegów, partnera. Bo bunt musi być!
11 sierpnia
Porządkując papiery, znajduję swoje artykuły z „Ilustrowanego Kuriera Polskiego”. Zaskakuje mnie mądrość tamtego młodzieńca, publicystyczna dojrzałość i powaga. Pamiętam, że któryś z czytelników, który mnie wtedy spotkał, powiedział:
- Nie wiedziałem, że pan jest taki młody!
Wówczas to mądrość wiązała się z wiekiem, dzisiaj raczej nie.
12 sierpnia
Lubię rano, z nogami na biurku, sączyć kawę rozruchową. Zastanawiam się, czy ta klasyczna scena z westernów kręcona była z użyciem tego samego – za każdym razem – biurka czy stołu. Wtedy, a było to ponad pół wieku temu, gdy uwielbiałem westerny, nie zwracałem na to uwagi. Dziś problem ten wymaga badań historycznych, tylko po co? Zresztą pytanie takie można zadać autorom wielu opracowań historycznych, które wpadają w moje ręce lub są omawiane na łamach tygodników. Zauważam duże zainteresowanie historią, nawet tą banalną, a może przede wszystkim banalną. Przecież nasze życie, które chcemy porównać z życiem poprzedników, nie jest wcale w swej istocie bardziej doniosłe.
13 sierpnia
Lato chyli się ku jesieni. Słońce bardzo gorące, ale już nie takie żywe, uderzające jak na początku. Inny jest piec, gdy się rozgrzewa, a inny, gdy trwa rozpalony. Nuży. Rzeczywiście, początek jest najżywszy z wszystkich faz bytu. Niech nie marudzą ci, którzy narzekają, że ktoś tam coś zaczął i nie skończył. Nie bez powodu Pan Bóg stworzył dzień i noc, poranek i wieczór.
14 sierpnia
Około godziny 9.00 organizm upomina się lekkim otępieniem mózgu o kawę. Mocniejszą, rozpuszczalną. Dać mam czy nie dać? W tym momencie nie dziwię się narkotyczno-alkoholowym seansom niektórych twórców. Co to będzie, gdy otępienie powiększy się?
15 sierpnia
Znów zobaczyłem Sebastiana w sylwetce innego chłopca. Szedł grzecznie z mamą, niósł torbę z zakupami i nawet rozmawiał. Ludzie na określonych etapach rozwoju są bardzo podobni do siebie.
16 sierpnia
Już tydzień po olimpiadzie, a niesmak pozostał. Zderzenie europejskiej, mimo wszystko spontaniczności z azjatyckim wyrachowaniem nie wyszło idei olimpijskiej na dobre. Poza tym pandemia wyeliminowała z gry wielu dobrych sportowców.
17 sierpnia
Studentki odbywające praktykę w redakcji „Akantu” w swoich wspomnieniach z minionego roku najbardziej narzekały na sztuczne, on-line studia, podczas których zabrakło wzajemnych kontaktów, owej magicznej „atmosfery uniwersytetu”. Według mnie jest to wielki, historyczny grzech polskiego szkolnictwa wyższego, które poszło na łatwiznę i zdradziło zarówno swoje posłannictwo jak i ufającą mu młodzież. Przecież w tych wielkich, gmaszystych uczelniach, przy stosunkowo małej liczbie studentów, można było choćby zorganizować, tak jak miało to miejsce w szkołach zawodowych i technikach, różne warsztaty i ćwiczenia. Wydaje mi się, że można było nawet zorganizować na przemian, w dystansie, wykłady. Tym razem dystans między mistrzem a uczniem stał się kosmiczny i to głównie z winy nieetycznego i leniwego mistrza. „Mistrz” bez mrugnięcia okiem poddał się histerycznym ministerialnym obostrzeniom.
18 sierpnia
Od Joanny Gładykowskiej otrzymuję on-line zawiadomienie o jej ślubie. A może ten ślub jest także on-line? Pójść czy włączyć kompa?
19 sierpnia
Sierpień to taki miesiąc, w którym – obok stycznia, kiedy wszyscy odpoczywają po świętach i nie ma jeszcze pewnego budżetu – niewiele się dzieje. W sierpniu wzorem włoskim Polacy odpoczywają, choć w zasadzie nie mają po czym, bowiem społeczeństwo jest już bardzo stare i przerażająco wielki jego procent cały czas znajduje się na „zasłużonym odpoczynku”. Niemniej laba jest widoczna na każdym kroku. Kobiety chodzą w przewiewnych sukienkach, gorzej, gdy – a przecież są coraz bardziej tłuste – w szortach. Mężczyźni noszą słomkowe kapelusze; jeden z moich przyjaciół, który był swego czasu na wycieczce w Wietnamie, kapelusz z moskitierą na karku. Mamy więc do czynienia ze wspólnotą zachowań, gorzej niestety jest ze wspólnotą sensu i celu.
20 sierpnia
Zbigniew Radosław Szymański pisze, że Covid-19 pozostawił w nim niewiarę w cokolwiek w tym literaturę. Została jakaś pustka.
Czy rzeczywiście uczynił to Covid-19, w końcu jakiś martwy, choć fenomenalnie żywotny przedmiot? Chyba nie. Raczej otarcie się o śmierć, przedwczesne, przed słusznym wiekiem. Nagle uświadomiliśmy sobie, że to wszystko, całe to nasze budowanie własnych światów i ciągłe naprawianie tego wspólnego świata, w każdej chwili może się nieodwracalnie skończyć. Więc po co cokolwiek czynić, skoro nic z tego, oprócz śmierci, po której ktoś będzie musiał po nas posprzątać, nie będzie?
Takich „samobójców pandemicznych” jest wiele, bardzo wiele. Widzę ich wśród najbliższych, widzę także w…
21 sierpnia
Gdy głośno narzekałem na trud wypisywania aż 10 opinii aż 10 studentkom, tylko studentkom, Michał Pasternak wyjaśnił jedną z głównych przyczyn szalejącej feminizacji studiów wyższych po 2009 roku. To brak obowiązkowej służby wojskowej, przed którą do tego czasu młodzi mężczyźni uciekali na uczelnie. Dotąd każdy student musiał co roku jesienią stawiać się w wojskowych komendach uzupełnień z dokumentem świadczącym o kontynuacji studiów. Gdy młodzieniec na czas takiego kwitu nie dostarczył, to szedł w kamasze. Nic też dziwnego, że w tamtych – niezbyt odległych przecież – czasach w komisjach uzupełnień „potencjalni” poborowi czekali nieraz w długich kolejkach, aby wbito im do książeczki wojskowej upragnione odroczenie.
Niestety, ale stwierdzam, całkiem nie-mizoginicznie zresztą, że feminizacja studiów wyższych jest jedną z przyczyn obniżenia ich poziomu, chociaż nie główną.
22 sierpnia
Jarosław Kapsa z Częstochowy nie może pojąć, dlaczego, my z Kujaw pasjonujemy się Inflantami. Wspólny krajobraz polodowcowy, a tam jeszcze wyraźniejszy, bo później ukształtowany i w związku z tym mniej zerodowany. Tego nikt z Częstochowy, w Krakowa i Sanoka nie jest w stanie zrozumieć, bo tam lodowca przecież nie było.
23 sierpnia
Zauważyłem, że źle się czuję, gdy nie jestem zajęty. Obojętnie czym, nawet wypisywaniem adresów na kopertach i wkładaniem do tych kopert kolejnego numeru „Akantu”. Podczas tego lata kilka razy nie dałem się sobie zająć. I co? Napisałem dwa opowiadania i kilka wierszy.
24 sierpnia
W tym mieście nie ma energii, jest tylko masa (por. nota z 7 lipca 2021 roku). Coraz więcej takich tłustych, zdeformowanych miast.
25 sierpnia
Zastanawiałem się, co dziś będzie na przekór. Bo zawsze jest coś na przekór. Nie wszystko, co się zaplanuje, udaje się. W końcu nie jesteśmy panami tego świata.
Od rana wszystko szło zgodnie z planem, a więc trochę niepokoiło. Słońce, dużo spokoju, niezakłócony rytm pracy. Wracając do domu wpadłem na pielgrzymkę. Otoczona policyjnymi radiowozami szła środkiem ulicy, choć obok biegł całkiem szeroki chodnik, a pielgrzymujących nie były tłumy. Stare twarze, smutne, zacięte; młodych jak na lekarstwo, tylko nieliczne dzieci prowadzone przez babcie.
Pielgrzymka szła szeroko, wolno i dumnie, hamując ruch na ulicy przelotowej co najmniej na półtora godziny. Niektórzy kierowcy, widząc co się święci, zawracali, aby dłuższym, ale krótszym czasowo objazdem dotrzeć do domu. Czy to jest sól tej ziemi?
Opustoszałym chodnikiem, w przeciwną stronę jechała na rowerach sześcioosobowa rodzina. Dwoje rodziców i czwórka dzieci, choć być może nie wszystkie należały do tej rodziny, może to dzieci znajomych. Jechali w miarę szybkim tempie. Dzieci, śmiejąc się, zmieniały się na prowadzeniu niczym kolarze wyścigowi. A może to jest właśnie ta sól?
26 sierpnia
Coraz więcej wypowiedzi o szkodach czynionych w psychice przez pracę on-line, a także nauczanie, prezentacje kulturalne. Pamiętam, że jeszcze rok temu nazywano to triumfem nowoczesności. Pisano, że polska szkoła, która wypędzając dzieci do domu, w rzeczywistości zdradziła je, wreszcie będzie nowoczesna. Na pewno z jednej strony była to naiwność, ale z drugiej wyrachowanie mające przykryć zwierzęcy strach, lenistwo i bezmyślność naszych zachowań w pierwszej fazie pandemii. Zamiast próbować – przy zachowaniu ostrożności sanitarnej – ułatwiać kontakty międzyludzkie, brutalnie je rozrywano. W tym demontażu celowali politycy i media. A przecież dzięki wspólnotowym strukturom społecznym zachowujemy a nawet zyskujemy własną podmiotowość poprzez ustosunkowanie się do tych struktur, czy pozytywnie czy to negatywnie, najczęściej z boku. Potrzebujemy norm, zwyczajów, rytuałów, symboliki, tradycji, powtarzalności zdarzeń. Widziałem to po swoich studentkach, które gdy przyszły tylko po odbiór zaświadczeń, to zamiast odebrać je w sekretariacie wkroczyły do mojego pokoju i rozsiadły się przy stole jak podczas zajęć. Wzruszyły mnie tym bardzo. Powiedziałem im wprost o tym, a to je także wzruszyło. I tak, wzruszeni, przez chwilę siedzieliśmy razem.
27 sierpnia
Rozmowa telefoniczna z Eugeniuszem Koźmińskim na temat przebijania się w literaturze. Mówię, że obecnie, po zawaleniu się w ostatnim dziesięcioleciu XX wieku i zabagnieniu rynku literackiego za sprawą łatwości druku, braku selekcji i braku syntetycznej krytyki, a po przełomie wieków poprzez „internetowanie i społecznościowanie literatury”, jest to niemożliwe. Bo jak wydźwignąć się z gęstej mazi, tym bardziej, że przy upadku czytelnictwa, nikt tego wychylania się już nie obserwuje. Nawet jeśli firmy promocyjne dokonywują sztucznej promocji jakiegoś autora czy dzieła, to po stosunkowo krótkim czasie, muszą, bo wszyscy cierpimy na patologię nowości, dokonać kolejnej promocji.
- Cieszmy się, że od czasu do czasu ktoś nas czyta – mówię
- Cieszmy się… – powtarza jak echo świetny poeta z Kołobrzegu, choć czuję, że jako twórca starej daty wciąż ma w głowie przebijanie się i sławę. Ja natomiast uważam, że misją literatury jest sianie dobra, prawdy i piękna.
28 sierpnia
Spoglądam przez redakcyjne okno na falującą na wietrze biało-niebieską flagę wywieszoną w święto Wniebowzięcia NMP i jest mi smutno. Kiedyś takie flagi, a także flagi biało-żółte były manifestacją przeciwko złu. Zło uważało wtedy, że jest dobrem i karało – a były to lata siedemdziesiąte minionego wieku – grzywnami za wywieszanie flag „obcego państwa”. Kiedyś katolicyzm łączył Polaków, dziś tylko jest jedną z wielu proponowanych narracji o świecie, w tym zagęszczonym od przeróżnych narracji świecie.
29 sierpnia
Mówię do widzenia, a w odpowiedzi słyszę: Do widzenia, miłego dnia. Jest mi głupio, że to nie ja wyszedłem z tym miłym. Odnoszę wrażenie, że wyszedłem na chama.
30 sierpnia
Redakcja „Akantu” otrzymała plik zbiorów wierszy, ładnie, subtelnie nawet wydanych przez Warszawski Oddział Stowarzyszenie Pisarzy Polskich, a sfinansowanych przez możny i koteryjny Instytut Literatury w Krakowie w ramach ministerialnej Tarczy dla literatów. Przeglądam – czytam i nie mogę wyzbyć się wrażenia, że ta koteryjność udzieliła się także wydawcy.
31 sierpnia
Znów ścigam się ze śmiercią. Przygotowuję w oparciu o relacje uczestników i świadków monografię historyczną o opozycji i konspiracji lat 1980-1989. Moje „źródła” ochodzą w niebyt. Może, choć jest to praca zakrojona na lata, uda mi się jeszcze te „źródła” przepytać, tak jak udało mi się w ostatniej chwili przepytać „źródła” do monografii: Bydgoski okres (1923-1927) w życiu błogosławionego Michała Kozala (1893-1993) (1995), Bydgoski Listopad 1956 (1996), Rewolucja, odnowa i ożywienie w bydgoskiej kulturze od sierpnia 1980 do grudnia 1981 (2018).