2 maja 2011 roku Bractwo Inflanckie, obchodząc 10 jubileusz swego istnienia, osiągnęło wymarzony limes członkowstwa – kopę braci. W jego skład wchodzą mieszkańcy wielu miast Polski, no i oczywiście obywatele Estonii, Łotwy, Litwy, Białorusi. Należą doń pisarze, naukowcy, dziennikarze, księża, nauczyciele, prawnicy, urzędnicy, kierowcy, drukarze, studenci.
Spotykają się co miesiąc, ale też utrzymują ścisłą więź korespondencyjną. Pogłebiają wiedzę o Inflantach i je na każdym kroku promują. No i organizują wspólne wyjazdy na Inflanty, przez które rozumieją – bardzo panoramicznie zresztą – północno–wschodni kąt Europy: Estonię, Łotwę, a także Litwę, Nadpregole, Białoruś, Ingrię, Wotię, Karelię. Są to rejony o podobnych, szalenie splątanych dziejach, a nade wszystko – przebogatym tyglu narodowościowym i kulturowym.
Wyjątkowość szeroko pojętych Inflant wynika również z faktu, że znajdują się tam aż trzy – różnymi metodami wyznaczone– środki Europy: w Rucewie na Łotwie, Niemenczynie na Litwie i Szo na Białorusi.
Rozwinęła się, wciąż tkwiąca w polskiej podświadomości narodowej, potrzeba powro-tu do tej mitycznej krainy pól, lasów, rzek, je-zior, bagien, wzgórz i plaż; krainy białego desz-czu i prześwietlonych słońcem chmur; krainy – nie chwiejnej wcale – równowagi miedzy czło-wiekiem a przyrodą, krainy wielu narodów, ko-tła wielu ważkich wydarzeń, mniej lub bardziej bezpośrednio wpływających na dzieje Europy. No i krainy najczystszego w Europie nocnego nieba, dzięki któremu Immanuel Kant mógł wypowiedzieć nad Pregołą swoje sławne: Niebo gwiaździste nade mną, prawo moralne we mnie.
Pociągają niczym magiczny magnes, tamtejsze ziemie i ludzie. Krajo-brazy nostalgiczne, bo nie przy-głuszone ludzkimi sadybami, tą straszliwą, wyniszcza-jącą człowieka infra-strukturą zachod-niej cywilizacji, choć na pewnych obsza-rach i ona tam włazi. Relacja między przy-rodą a człowiekiem jest tam równoważna harmonijna. Nie za dużo człowieka, ale też nie za dużo pust-ki. Jedziesz sobie, a raczej żeglujesz w fa-lach złoto–zielonych, szaro – zielonych czy wręcz szarzejących lasów (tak zmieniają się odcienie zieleni w drodze z południa na północ czyli z Li-twy, przez Łotwę do Estonii) i widzisz wiaty przystankowe. Żadnych zabudo-wań, może tylko jakaś droga w le-sie,.. . A na przystanku- człowiek. Jeden, najwięcej dwóch, trzech...Czekający nie kręcą się, nie przebierają ner-wowo nogami, nie wyglądają au-tobusu. Stoją lub siedzą. Spokoj-nie, bo rytm ich życia ściśle spla-ta się z rytmem otaczającej przy-rody. Na Inflantach jest mała gęstość zaludnienia i nie ma zbyt wielkiej koncentracji ludno-ści z wyjątkiem niemal milionowej Rygi, 800–tysięcznego Wilna i 600–tysięcznego Rewla. Miej-scowość o 200 mieszkańcach potrafi być miastem (np. Subocz na Łotwie).
No i wreszcie ludzie! O ich specyfice najlepiej chyba mówi refleksja Tadeusza Konwickie-go Wiatr i pył (Gazeta Wybor-cza. Duży Format, 24.12.2008, s 25):
W tym zakątku Europy nie było nor-malnych, pospolitych, zwykłych łu-dzi. Każda tamtejsza postać to zdumiewające, ekstremalne zjawisko psy-chologiczne oraz intelektualne.
Inflanty to dla Polaków przestrzeń bardziej symboliczna niż historyczna, dotykalna. To kraina i kultura, jakby w czasie i drodze bardzo odległa, mityczna wręcz, a równocześnie wciąż obecna w naszej świadomości, choćby tylko nazwą – egzotyczną, zaciekawiającą. Inflanty – efekt polskiego safandulstwa językowego, niedbała przestawka niemieckiej nazwy Livland, czy łacińskiej Livonia, co znaczy Kraj Liwów, czyli wymarłego już dziś prawie plemienia ugrofińskiego, roztopionego wśród ludów łotewskich. Jeśli idzie o wspomniane polskie safandulstwo językowe, to najpiękniejszym jego wykwitem jest, odnotowana w polskich kronikach i na polskich mapach, nazwa twierdzy u ujścia Dźwiny do morza – Dyjament, będąca li tylko fonetycznym zniekształceniem niemieckiej nazwy Dünamünde, co po łotewsku transformuje się na Daugavgriva, a znaczy po prostu Ujście Dźwiny. Jeśli idzie z kolei o łotewską Grivę czyli Ujście, to lewobrzeżna czcić Dynenbura, zwana po łotewsku Grivą została przez naszych niedbaluchów umysłowych nazwana po prostu Grzywą i gen. Edward Rydz–Śmigły w czasie kampanii łatgalskiej (1919–1920) robił wszystko, aby właśnie Grzywę pozostawić po stronie II Rzeczpospolitej.
W każdym razie Inflanty to świat bardzo migotliwy, zarówno daleki jak i bliski nam. Tak, świat, bowiem szeroko, symbolicznie rozumiane Inflanty są nie tylko terenem współczesnej Estonii i Łotwy, ale poprzez swą mityczność i mistykę oraz tą upartą odległość, oddalającą przez wieki od potocznej polskiej świadomości, zdaje się obejmować i Litwę, i częściowo Białoruś, Karelię, Finlandię, Rosję petersburską, czyli Ingrię, Wotię, Nadpregole wreszcie...
A jeśli do tego dodać wciąż istniejące tam warstwy kultur rodzimych o znacznym zróżnicowaniu narodowościowym i regionalnym: niemieckiej, duńskiej, szwedzkiej, polskiej, rosyjskiej, żydowskiej to uzyskamy tak bogaty tort, że rzeczywiście może to być odrębny, samowystarczalny świat.
W tym kotle dziejów i kultur jedną z głównych ról odgrywają Polacy. Stąd Bractwo Inflanckie wiele starań wkłada w utrzymywanie z nimi więzi, choć nie jest też nieprzytomnie polonofilskie. Wręcz przeciwnie–docenia i promuje dorobek innych narodów, łącznie z rosyjskim, choć Rosjanie na tych terenach, z wyjątkiem emigrantów religijnych, ekonomicznych i politycznych (XIX–XX wiek) spełniają raczej rolę okupantów. Niektórzy współcześni historycy inflanccy usiłują tę rolę przypisać także Polakom, lecz to, z wyjątkiem kontrowersji wileńskich z lat 1918–1920, jest jawną nieprawdą. Polacy panowali bowiem na szeroko pojętych Inflantach, a raczej współpanowali z Litwinami, w wyniku naturalnych przeobrażeń politycznych /unie z WKL, oddanie się Konfederacji Inflanckiej pod opiekę Rzeczypospolitej/. Kolonizatorską, a więc bez wątpienia okupancką rolę odgrywali natomiast na Inflantach od XII wieku Niemcy, ale ich sprawiedliwość dziejowa wygnała z tego przepięknego zakątka Europy w formie… kierowanego przez Adolfa Hitlera zwijania kolonizatorskich żagli w latach 1940–1941. Doprawdy, ale bardziej szyderczego rozwiązania kwestii niemieckiej nie można było się spodziewać!
Jeśli idzie o agresorów i okupantów, to do inflanckiej czarnej plejady należy też wpisać Szwedów, tych rabuśników XVI–XVII – wiecznej Europy. Nie od rzeczy będzie dodać, że dzisiejsi Inflantczycy jakby nie pamiętają kolonizatorsko–okupanckich działań niemieckiej i szwedzkiej nacji, i z biedy bądź z wyrachowania robią do nich oko, z wyjątkiem oczywiście dzielnych Białorusinów, którzy mogą być dla współczesnego, uniformizującego się świata przykładem heroicznej obrony suwerenności i odrębności kulturalnej w sytuacji przyciskania do muru z obydwu stron.
Polska oczywiście, jak przez dotychczasowe wieki, nie potrafi się w tym procesie pozyskiwania do współpracy Inflant znaleźć i, zapewne podpuszczana przez szczwanych politycznych graczy, toczy wojny językowe /nazwiska i nazwy miejscowości/, podczas gdy inni gracze skutecznie walczą o Inflanty orężem ekonomicznym i manipulacją propagandowo–medialną. Bractwo Inflanckie poprzez odpowiednie petycje zachęca rząd RP do skutecznej i bardziej wiążącej polityki zagranicznej w tej dziedzinie, a samo stara się nadać swej obecności w tym regionie charakter jak najbardziej przyjazny i rzeczowy.
Bractwo Inflanckie ma charakter rycerski, a więc składa się z samych tylko mężczyzn, żyjących w celibacie w… czasie obrad. Podobnie jest w czasie licznych wyjazdów na Inflanty. Co roku ma miejsce kwietniowa wyprawa studyjna, połączona z obowiązkową kąpielą w mitycznych rzekach Inflant: Niemnie, Dźwinie, Pregole oraz w Jeziorze Pejpus, tudzież w Zatoce Fińskiej Morza Bałtyckiego lub w Zatoce Ryskiej na Półwyspie Kołka.
Od 2004 roku Bractwo wydaje regularny miesięcznik literacko–naukowy Świat Inflant.
7 lat tego czasopisma to– zgodnie ze specjalistycznym założeniem – 778 bogato i oryginalnie, a nie z Internetu, ilustrowanych publikacji kilkudziesięciu autorów. Bracia przywożą bowiem ze swych wypraw setki, unikatowych niekiedy fotografii. Po czasopismo to sięgają nie tylko polscy naukowcy i studenci, ale też ambasadorzy wspomnianych państw, zainteresowani recepcją Inflant w świecie. Nic też dziwnego, że ambasady te zapraszają Inflantczyków na polskie obchody swych świąt narodowych oraz inne uroczystości.
Bractwo Inflanckie jest organizacją towarzysko–hobbystyczną, burszowską wręcz, kultywującą dawne tradycje. Funkcje w nim obowiązujące nawiązują, zarówno do tytulatury urzędowej w I Rzeczypospolitej, jak i Zakonu Inflanckiego, będącego spadkobiercą Zakonu Kawalerów Mieczowych. Mamy więc z jednej strony wielkiego mistrza, komturów i wizytatora, a z drugiej kanclerza, komesa, stolnika, podczaszego, a nawet wajdelotę. Funkcje te mogą pełnić jedynie ci, którzy osiągnęli określone sprawności, a więc między innymi zdobyli Koronę Inflant (cztery najwyższe góry Inflant), czy przeszli przez, pozbawione barier, szerokie na jeden metr przęsło Kamiennego Mostu w estońskim Dorpacie (Tartu). Władza jest wertykalna, a więc między innymi niemal wszystko zależy od wielkiego mistrza, który jednak dla zachowania spójności Bractwa konsultuje swoje decyzje z Radą Starszych, którą z kolei tworzą wszyscy bracia funkcyjni. Wydaje dekrety zwyczajne i nadzwyczajne. Prowadzi zebrania lub upoważnia innych do ich prowadzenia. Każde spotkanie rozpoczyna się od chóralnego śpiewu hymnu rycerskiego Bogurodzica, a kończy toastem: Za stare Inflanty! Ma miejsce prasówka omawiająca bieżące wydarzenia na Inflantach oraz dzielenie się korespondencją. W celu pogłębienia wiedzy cyklicznie urządza się sprawdzany z dziejów Inflant oraz takich lektur, jak Szczenięce lata Melchiora Wańkowicza, Soból i panna Józefa Weyssenhoffa czy Dewajtis Marii Rodziewiczówny. Ten, który nie zda testu, a tacy niestety się zdarzają, musi powtarzać go aż do skutku, oczywiście przy zmianie pytań.
Patronami bractwa są: Lacplesis (legendarny łotewski dusiciel niedźwiedzi), król Kazimierz III Wielki, król Zygmunt II August, wicekról Inflant Magnus, Gustaw Manteuffel–Szoege i Edmund Woyniłłowicz. Szczegółowa wiedza o tych postaciach jest oczywiście obowiązkiem wszystkich braci, noszących przydomki zwierząt w języku łotewskim. Język łotewski należy – obok litewskiego – do najmniej zmienionych języków indoeuropejskich, do których też zalicza się polski. Słysząc tę mowę jakby słyszało się naszych wspólnych poprzedników, którzy przywędrowali do Europy z Indii.
Kopa braci… Przy tak dużej liczbie członków ruch kadrowy, nawet ten bolesny jest nieunikniony. Po odejściu z tego świata pozostali bracia wyznaczają zmarłemu miejsce pamięci na Inflantach, które przy nadarzającej się okazji odwiedzają aby pomodlić się i wspomnieć o wspólne dobre chwile.
Bibliografia
1. Bartłomiej Bocian: Inflanty w polskiej świadomości historycznej na przykładzie Bractwa Inflanckiego, Bydgoszcz 2009, Uniwersytet Kazimierza Wielkiego, maszynopis powielany
2. Andrzej Bogucki: Bractwo Inflanckie w ostaszkowskim monastyrze; Świat Inflant 2010, nr 7, s.4
3. Andrzej Bogucki: Teka pośmiertna – Sebastian Malinowski, Bydgoszcz 2008, Centrum Informatyki Naukowej Sokolstwa Polskiego, maszynopis powielany
4. Andrzej Dąbrowski, Tadeusz Zubiński: Fascynacja Bałtami; Radostowa 2010, nr 5, s. 33
5. Bogusław Dyboś: Inflanty – mit czy historyczny konkret?; Borussia 2004, nr 35, s.132–138
6. Adam Gajewski: Pamiętamy; Bydgoski Informator Kulturalny 2008, nr 3, s.8 – 9
7. Adam Gajewski: Tutaj i wiatr jest pamiątką; Przewodnik Katolicki (Diecezja Bydgoska) 2010, nr 19, s.4
8. Adam Gajewski: Wspomnienie o kapłanie – gorliwym spowiedniku; Przewodnik Katolicki (Diecezja Bydgoska) 2010, nr 49, s.5
9. Grzegorz Grabowski: Bractwo Inflanckie pod Kirchholmem; Świat Inflant 2010, nr 11 s.12
10. Paweł Bogdan Gąsiorowski: Herb Bractwa Inflanckiego; Świat Inflant 2008, nr 4, s.6
11. Paweł Bogdan Gąsiorowski: Inflanckie wędrówki z Sumbrsem; Świat Inflant 2009, nr 2, s.1 – 2
12. Paweł Bogdan Gąsiorowski: Inflanckie wędrówki z Sumbrsem; Bydgoski Informator Kulturalny 2011, nr 3, s.56–58
13. Paweł Bogdan Gąsiorowski: Wyprawa inflancka; Benedictus 2009, nr 3, s.4 – 46
14. Paweł Bogdan Gąsiorowski: Wileńskie zapusty; Akant 2002, nr 4, s.9
15. Ivans Griňçvičs, Ilgars Grosvalds: Konferencje par Polijas un Latvijas attiecîbân; "Jannals Inženiers 2008, nr 19, s.7
16. Jarosław Jakubowski: Bogurodzica dla Gulbisa; Express Bydgoski 2010, nr 228, s.8
17. Stanisław Januszkiewicz: Prawdziwy Inflantczyk i patriota polski; Świat Inflant 2009, nr 5, s.9
18. Romuald Lebedek: Pan Michał Bartuszewicz; Polak na Łotwie; 2003, nr 5 – 6, s.6– 8
19. Agnieszka Mazurowska: Wyzwolenie Rygi spod oblężenia szwedzkiego; Podwórko Z Kulturą 2010, nr 26, s.4
20. Marek Pankanin: Bractwo na Inflantach 12 – 14 kwietnia 2007; Świat Inflant 2007, nr 8, s.8
21. Marek Pankanin: Kochał ludzi; Świat Inflant 2009, nr 12, s.7
22. Marek Pankanin: Piotr Strąk – Gulbis; Świat Inflant 2009, nr 13, s.5
23. Bronisław Pastuszewski: Odszedł komtur z Wałku; Świat Inflant 2011, nr 2, s.4
24. Stefan Pastuszewski: 5 lat Bractwa Inflanckiego; Świat Inflant 2006, nr 12, s.8
25. Stefan Pastuszewski: 39 Braci Inflanckich; Świat Inflant 2008, nr 1, s.9
26. Stefan Pastuszewski: Kanclerz; Świat Inflant 2008, nr 2, s.2
27. Stefan Pastuszewski: Na przylŕdku Sőrve Säär; Świat Inflant 2008, nr 7, s.9
28. Stefan Pastuszewski: Nasz kapelan; Świat Inflant 2010, nr 13, s.3
29. Stefan Pastuszewski: Traktat o całości; Świat Inflant 2009, nr 12, s.6
30. Stefan Pastuszewski: Pożegnanie Brata; Świat Inflant 2009, nr 12, s.7
31. Hanna Sowińska: Wyprawa szlakiem Batorego; Gazeta Pomorska (Album Bydgoski) 2010, nr 112, s.3
32. Małgorzata Wąsacz: Oddali hołd kanclerzowi; Gazeta Pomorska 2008, 17.04
33. Maria Zdziarska: Pan Michał; Świat Inflant 2004, nr 11, s.3
34. Maria Zdziarska: Pan na Windawie; Świat Inflant 2004, nr 10, s.2