„Spotkanie na szczycie w sprawie odzyskania niepodległości po 123 latach niewoli" Występują:
Sarmata
Mickiewicz
Orzeszkowa
Piłsudski
Tuwim
Sarmata:
Hej! Sarmata jam ci!
Szabelką macham!
Wąs sumiasty mam,
wszystko wiem,
wszędzie bywam!
Ja do szkół iść nie muszę,
bom Sarmata,
na mą duszę!
Mickiewicz:
I coś zrobił?
Coś uczynił?
Pół Polski żeś przepił!
Pół oddał pod lichwę!
Obce mocarstwa wyrywają nam duszę
i miliony cierpią katusze!
(rozrywa koszulę)
Sarmata:
A cóż ty tu do mnie!
Na mnie nastajesz?
Na przodka swego?
Mickiewicz:
Przodek, nie przodek
Polskę przepiłeś,
szablą robić nie umiałeś,
rozumu nie miałeś.
Tylko mleć ozorem!
Sarmata:
A ty cóż czynisz innego?
Mickiewicz:
Zagrzewam do walki!
Do powstań zbrojnych
przeciw wrogim mocarstwom!
Orzeszkowa:
I co wam przyszło,
panie Mickiewicz
z tych powstań,
z tych walk i mąk.
Jeno więcej krwi i prześladowań.
Tu naród edukować trzeba,
wlać wiedzę w umysły
i miłość w serca.
Praca u podstaw!
Tu sposób na polskości życie!
Sarmata:
Z babami to tak zawsze…
Powojować nie pozwolą…
Piłsudski:
Oj, Gadacie tak i gadacie już ponad sto lat i nic z tego nie wynika. Jest okazja, trzeba korzystać: rewolucja Rosję osłabiła, inne mocarstwa się kłócą, wojna nad Europą zawisła… Trzeba chwycić za broń i wywalczyć co swoje!
Mickiewicz:
Panie marszałku,
Piłsudski kochany,
dobrze pan mówisz.
Sarmata:
Do szabli! Na koń!
Piłsudski:
Za karabin i w samochód!
Orzeszkowa:
Jak dzieci…
Tuwim:
I tak oto po stu dwudziestu trzech latach wiosna w kraju nastała jedenastego listopada roku pańskiego 1918, więc o wiośnie poezja teraz niech będzie:
(recytuje)
Wiosna
(dytyramb)
Gromadę dziś się pochwali,
Pochwali się zbiegowisko
I miasto.
Na rynkach się stosy zapali
I buchnie wielkie ognisko,
I tłum na ulicę wylegnie
Z kątów wypełznie, z nor wybiegnie
Świętować wiosnę w mieście,
Świętować jurne święto.
I Ciebie się pochwali,
Brzuchu w biodrach szerokich,
Niewiasto!
Zachybotało! -- Buchnęło - i płynie -
Szurają nóżki, kołyszą się biodra,
Gwar, gwar, gwar, chichoty,
Gwar, gwar, gwar, piski,
Wyglancowane dowcipkują pyski,
Wyległo miliard pstrokatej hołoty,
Szurają nóżki, kołyszą się biodra,
Szur, szur, szur, gwar, gwar, gwar,
Suną tysiące rozwydrzonych par,
- A dalej! A dalej! A dalej!
W ciemne zieleńce, do alej,
Na ławce, psiekrwie, na trawce,
Naróbcie Polsce bachorów,
Wijcie się, psiekrwie, wijcie,
W szynkach narożnych pijcie,
Rozrzućcie więcej "kawalerskich chorób"!
A!! będą później ze wstydu się wiły
Dziewki fabryczne, brzuchate kobyły,
Krzywych pędraków sromne nosicielki!
Gwałćcie! Poleci każda na kolację!
Na kolorowe wasze kamizelki,
Na papierowe wasze kołnierzyki!
Tłumie, bądź dziki!
Tłumie! Ty masz RACJĘ!!!
O, ty zbrodniarzu cudowny i prosty,
Elementarny, pierwotnie wspaniały!
Ty gnoju miasta tytanicznej krosty,
Tłumie, o Tłumie, Tłumie rozszalały!
Faluj, straszliwa maso, po ulicach,
Wracaj od rogu, śmiej się, wariuj, szalej!
Ciasno ci w zwartych, twardych kamienicach,
Przyj! Może pękną - i pójdziecie dalej!
Powietrza! Z swych zatęchłych i nudnych facjatek
Wyległ potwór porubczy! Hej, czternastolatki,
Będzie dziś z was korowód zasromanych matek,
Kwiatki moje niewinne! Jasne moje dziatki!
Będzie dziś święto wasze i zabrzęczą szklanki,
Ze wstydem powrócicie, rodzice was skarcą!
Wyjdziecie dziś na rogi ulic, o kochanki,
Sprzedawać się obleśnym, trzęsącym się starcom!
Hej w dryndy! Do hotelów! Na wiedeński sznycel!
Na piwko, na koniaczek, na kanapkę miękką!
Uśmiechnie się, dziewczątka, kelner wasz, jak szpicel,
Niejedna taką widział, niejedna serdeńko...
A kiedy cię obejmą śliskie, drżące łapy
I młodej piersi chciwie, szybko szukać zaczną,
Gdy rozedmą się w żądzy nozdrza, tłuste chrapy,
Gdy ci kto pocznie szeptać pokusę łajdaczną -
- Pozwól!!! Przeraź go sobą, ty grzechu, kobieto!
Rodzicielko wspaniała! Samico nabrzękła!
Olśnij go wyuzdaniem jak złotą rakietą!
"Nie w stylu" będziesz - trwożna, wstydliwa, wylękła...
Wiosna!!! Patrz, co się dzieje! Toć jeszcze za chwilę
I rzuci się tłum cały w rui na ulicę!
Zośki ze szwalni i pralni, "Ignacze", Kamile!
I poczną sobą samców częstować samice!
Wiosna!!! Hajda - pęczniejcie! Trujcie się ze sromu!
Do szpitali gromadnie, tłuszczo rozwydrzona!
Do kloak swe bastrzęta ciskaj po kryjomu,
I znowu na ulicę, w jej chwytne ramiona!!!
Jeszcze! Jeszcze! I jeszcze! Zachłannie! Bezkreśnie!
Rodźcie, a jak najwięcej! Trzeba miasto silić!
Wyrywajcie bachorom języki boleśnie,
By, gdy je w dół wrzucicie nie mogły już kwilić!
Wszystko - wasze! Biodrami śmigajcie, udami!
Niech idzie tan lubieżnych podnieceń! Nie szkodzi!
- Och, sławię ja cię, tłumie, wzniosłymi słowami
I ciebie, Wiosno, za to, że się zbrodniarz płodzi!
Kurtyna nie spada, bo stwierdziła, że wolna jest i może wybrać czy ma spadać czy nie i nikt jej zabronić nie spadać nie może.
Teatr Krótkich Form Parodystycznych ma zaszczyt przedstawić dramat obyczajowy pod tytułem „Góralu czy ci nie żal… w XXI wieku".
Występują:
Góral
Sumienie
Ojczyzna
Mickiewicz
Sumienie: (śpiewa)
Góralu czy ci nie żal…
Góral:
A nie żal, panocku… Mam komórkę i laptopa.
Ojczyzna:
I tęsknić za mną nie będziesz?
Góral:
Będę dzwonić z komóreczki i pisać esemesy i maile, przez Gadulca pogadamy i przez skejpa. Przez kamerę internetową możemy się codzienne widzieć.
Mickiewicz:
Ale powrócisz cudem na ojczyzny łono?
Do tych pagórków leśnych, do tych łąk zielonych
Szeroko nad błękitnym Niemnem rozciągnionych…
Góral:
Ale kaj… dyć ja z Podhala… A Niemen już dawno poza Polski granicami. A wrócę może jak mi się kraje dalekie znudzą.
(Góral wychodzi, Sumienie, Ojczyzna i Mickiewicz wyciągają kiełbasę, ogórki kiszone i butelkę J, zajadają i piją w skupieniu, pod smutki…)
Góral: (wraca)
Eeeeeech…
Ojczyzna: (radośnie)
Wróciłeś! Tęskniłeś!
Sumienie: (śpiewa)
Góralu, było ci żal…
Góral:
Eeeeech… panoczku… Nikaj tam ani jeść, ani pić nie umieją… Niby to wożą polskie specjały, ale taki smak mają jako onych u nas… Ni przypiął, ni przyłatał. Ani kiełbasy tam świeżej nie uświadczysz, ani ogórków kiszonych, a okowita tak droga, że pić się nie chce…
Mickiewicz:
Powrócił, więc Góral na kiełbasy łono…
Kurtyna spada biało-czerwona trzepocząc na wietrze niczym skrzydła orła.