Akant – i ile skojarzeń: starożytna architektura, roślina śródziemnomorska, interesujący periodyk i wiele, wiele innych. Zaczniemy więc może „ab ovo" czyli od rośliny. Rzeczywiście jest śródziemnomorska czy nawet tropikalna. Jednak w naszym klimacie radzi sobie całkiem dobrze. Mam w swoim ogrodzie od wielu lat kilka roślin akantu i co roku cieszą mnie swoja urodą. Jak widać na zdjęciu duże skórzaste liście, pierzasto powcinane a między nimi łodygi kwiatowe, sztywne, z imponującymi kolcami i mało efektownymi kwiatami.
Jest to roślina zielna, czyli wychodzi z ziemi na wiosnę dorastając do kilkudziesięciu cm, w czerwcu/lipcu możemy podziwiać kwiaty, późną jesienią usycha i od następnej wiosny powtarza cykl. Jedną z roślin akantu przywiozłam sobie z Hiszpanii. Często z wojaży przywożę rośliny. Nie wszystkie utrzymują się, ale jeśli tak, to i cieszą oko i przywodzą wspomnienia, a uważam także , iż genius loci miejsca, z którego je przywiozłam sprawuje pieczę nad moim ogrodem… W Polsce można więc podziwiać tu i tam akanty w ogrodach. W krajach śródziemnomorskich jest w sumie pospolity.
Uważam osobiście, że najpiękniejszym siedliskiem akantu jest Palatyn – jedno z siedmiu wzgórz Rzymu. Tu, wśród ruin pałaców cesarskich, akant wręcz dominuje. Spacer, wspomnienia wspaniałej przeszłości, tworzą atmosferę niepowtarzalną. Zwłaszcza, że tłumów tutaj brak – większość turystów biegnie na pobliski Kapitol – w czasach rzymskich centrum polityczne miasta, obecnie z architekturą i urbanistyką Michała Anioła, potem obok Koloseum, a Palatyn pozostaje – szczęśliwie – nieco zapomniany.
Wracając do rośliny – jej nazwa pochodzi z greki. ˘ęáíčďň (ákantos)– znaczy kłujący, cierń, kręgosłup ryby. I nie chodzi tu tylko o kształt liści. Łodyga kwiatowa porośnięta jest długimi, ostrymi kolcami i także niektóre gatunki akantu mają zakończony kolcem liść. W starożytności akant ceniony był jako ziele do leczenia schorzeń takich jak zapalenie jelit, rumień, ukąszenia owadów czy gruźlica. Świeże liście służyły jako okład na zapalenia skóry . Lubi siedliska zacienione, wilgotne, po kilku latach młodości, kiedy w naszym klimacie wymaga okrywania, odporna na mróz. Pierwszy naukowy opis roślin z rodziny akantu wyszedł w XVIII wieku spod pióra światowej sławy przyrodnika, Karola Linneusza.
Symbolika akantu to śmierć i pamięć – zgodnie z legendą, iż pierwowzór kapitela korynckiego to obrośnięty akantem koszyk ofiarny na grobie zmarłej dzieweczki, córki poety greckiego Kallimachosa. Pogodniejszym symbolem jest dziewictwo. W starożytnym Rzymie i Grecji osoby wysoko postawione przyozdabiały swe szaty motywem liści akantu.
Wracając do architektury : trzy podstawowe style architektoniczne, czyli dorycki, joński i koryncki to architektura grecka. I właśnie ten ostatni styl, czyli porządek wywodzi się od akantu, jego stylizowanych liści. Napisała o nim bardzo obszernie p. Agnieszka Eckert w artykule „Akant w przyrodzie i kulturze" w jednym z numerów „Akantu" prowadząc nas przez stulecia z motywem akantu w sztuce. Warto jednak zauważyć, iż są historycy mający odmienne zdanie na temat roli akantu w architekturze. Alois Riegl, przedstawiciel ważnej w XIX w. wiedeńskiej szkoły historyków sztuki uważał, iż kapitel koryncki wywodzi się od stylizowanego liścia palmy, czyli palmety. My jednak pozostaniemy przy liściu akantu…
Rzymianie wnieśli także do kanonów architektury swój własny styl, związany także z akantem. Jest to styl, czyli porządek, kompozytowy. Kolumny tego stylu łączą elementy porządku jońskiego – woluty i korynckiego, czyli zawierają także motyw liści akantu. Kolumny w tym porządku użyto np. w łuku Tytusa w Rzymie pod koniec I w.n.e. Po upadku Cesarstwa Rzymskiego porządek ten został zapomniany i przywrócił go epoce nowożytnej Włoch, Leon Battista Alberti w XV wieku.
Podróżując po krajach śródziemnomorskich i podziwiając zabytki z kolumnami korynckimi i kompozytowymi – zarówno z czasów greckich i rzymskich , jak i późniejsze warto pamiętać o roślinie będącej inspiracją dla artystów. A może uda się roślinkę przywieźć i przez lata w ogrodzie będzie nam przypominała sztukę najwyższego lotu…