Siedziałem przy kontuarze baru, sącząc powoli pieniące się jeszcze, dopiero co nalane piwo
i rozmyślając nad wydarzeniami kilku ostatnich dni. W barze było cicho i pusto. Znajomy barman spoglądał na półki z alkoholem, mrucząc coś pod nosem, po czym niektóre z wcześniej wymruczanych słów zapisywał na małej karteczce z dużym napisem ZAMÓWIENIE. W tle słychać było cichą, spokojną i nastrojową muzykę.
Wszystko przez ten mój cholerny altruizm – pomyślałem w duchu – człowiek nie wiedzieć czemu stara się pomóc innym, a sam nie ma się do kogo zwrócić gdy potrzebuje pomocy lub rady chociażby. Gdy natomiast postanowi już z kimś szczerze porozmawiać, to koniec końców wychodzi na kompletnego idiotę – czego właśnie stałem się typowym przykładem.
– Co tak nagle zaniemówiłeś Tomaszu – powiedział Włodek odwracając na chwilę głowę w moim kierunku.
– Nie chcę ci po prostu przeszkadzać – skłamałem.
– Spoko, nie ma takiej obawy, mam podzielną uwagę – powiedział, znów zapisując coś na kartce – a ten twój kolega Rysiek prosił jeszcze przekazać podziękowania. Mówił, że bardzo mu pomogłeś.
– Wyobrażam sobie – mruknąłem niewyraźnie.
Wziąłem kolejny, spory tym razem łyk piwa, zamawiając równocześnie pięćdziesiątkę wódki i wróciłem myślami do poprzedniego piątku…
*****
Siedziałem właśnie w biurze, kończąc pisać ofertę nad którą pracowałem przez cały dzisiejszy dzień, gdy zadzwonił telefon. Spojrzałem na wyświetlacz telefonu i odebrałem mówiąc:
– No cześć Adamie, słucham ciebie.
– Cześć Tomku – w słuchawce odezwał się znajomy głos Adama – słuchaj, zapytam wprost: czy ty nadal poszukujesz pracy?
– Tak, chociaż… – zastanowiłem się, przez chwilę zbierając myśli – od ostatniej naszej rozmowy trochę się zmieniło tzn. podjąłem pewne kroki, a właściwie rozmowy, no i teraz czekam na odpowiedź.
– Znowuż coś kręcisz, dostałeś już tą umowę?
– Jeszcze nie, ale ostatnio pracuję nad tym intensywnie.
– Czyli bez zmian, tak? – Adam mówił nieco podekscytowanym głosem – ty się starasz, prowadzisz rozmowy, a oni mają ciebie w nosie, czy tak to mniej więcej wygląda?
– Mniej więcej, ale mów lepiej z czym do mnie dzwonisz.
– Widzisz ty prowadzisz te swoje rozmowy, a ja mam dla ciebie konkretną propozycję. W firmie w której obecnie pracuję...
– No wiem, w Budzyniu u Zaodry – wszedłem mu w słowo.
– Tak u Zaodry; poszykujemy właśnie pracownika, który zajął by się magazynem. Chodzi właściwie o stworzenie koncepcji organizacyjnej magazynu i kierowanie nim. Poleciłem ciebie jako osobę z doświadczeniem zarówno pod względem prowadzenia gospodarki magazynowo – materiałowej, jak i pod względem znajomości branży oświetleniowej. Z moją rekomendacją możesz być pewien otrzymania tej pracy.
– Brzmi wspaniale, ale…
– Żadne ale, człowieku proponuję ci pewną pracę, a nie jakieś tam obiecanki – cacanki. Na chwilę obecną jeszcze oficjalnie nikogo nie poszukujemy. Szef dał mi wolną rękę w wyborze kandydata. Musisz tylko z nim porozmawiać, ale ta rozmowa to zwykła formalność.
– No dobra, rozumiem że praca jest oficjalna tzn. z umową itd., a na jakich warunkach płacowych?
– Na pewno na lepszych, niż masz w tej chwili. O szczegółach dowiesz się podczas rozmowy z Zaodrą. Musimy jeszcze ustalić termin rozmowy. Czy pasuje ci jutro? Godzina powiedzmy…
Nie słyszałem tego co mówił Adam, gdyż do biura wszedł właśnie Mariusz – oficjalnie mój obecny przełożony.
– Dobra Adam, muszę niestety kończyć – powiedziałem w słuchawkę telefonu – spotkajmy się dzisiaj o szesnastej i wtedy ustalimy szczegóły, dobra?
– Dobra, to do szesnastej, narka.
Mariusz jak zawsze był zakręcony i okazało się, że wpadł tylko na chwilę do biura, by zabrać jakieś tam dokumenty, których wcześniej zapomniał zabrać. Po krótkiej chwili włożył szukane papiery do teczki i szykował się do wyjścia.
– Mariusz, czy wizyta naszego szefa w sprawie mojej umowy jest aktualna? – zapytałem.
– Przecież już ci mówiłem, że Marcin przyjedzie w przyszłym tygodniu. Nie martw się wszystko będzie dobrze – wysapał zniecierpliwiony stojąc już przy wyjściu.
– No tak, oczywiście – powiedziałem w kierunku zamkniętych już za nim drzwi.
Ta sama odpowiedź co zwykle – pomyślałem – szef Marcin obiecywał podpisanie ze mną umowy już od dłuższego czasu. Tymczasem pojawiały się inne, poważniejsze dla niego sprawy, z powodu których nasza rozmowa ciągle odsuwała się w czasie. Siedziba firmy mieściła się w Szczecinie, nasze biuro handlowe w Chodzieży. Byliśmy jedynie filią firmy, biurem handlowym na region centralnej i południowej Polski. Pół roku temu byłem niezwykle zadowolony z otrzymanej propozycji pracy – któż by nie był, po rocznym niemal okresie bezrobocia? Podjąłem pracę z pełną świadomością tego, iż w początkowym okresie dwóch, może trzech miesięcy będę pracował bez umowy; świadomy byłem również tego, że wynagrodzenie moje będzie na początek w wysokości 1317 zł. brutto czyli tyle, ile obecnie wynosi tzw. najniższa płaca krajowa. Po upływie kilku miesięcy przyszła zima – okres praktycznie martwy w branży budowlanej – a do takowej należy zaliczyć nasze przedsiębiorstwo. Nastąpiły silne mrozy, a cały krajobraz pokryty został grubą warstwą śniegu. Ta śnieżna pokrywa zniweczyła plany inwestycyjne firmy, jak również moje nadzieje na otrzymanie umowy o pracę, przesuwając termin jednych i drugich do wiosny.
Tydzień temu napisałem długą wiadomość mailową do szefa Marcina, traktującą o moim zaangażowaniu, planach związanych z pracą w firmie, nowymi pomysłami itd. Wszystko zostało poparte odpowiednimi argumentami w postaci liczb, kwot oraz innymi danymi odnoszącymi się do inwestycji, które do te tej pory przeprowadziłem oraz tymi, które miałem zamiar przeprowadzić w niedalekiej przyszłości. Przyniosło to skutek w postaci obietnicy umowy oraz związanej z tym podwyżki; sfinalizowanie całej sprawy miało nastąpić w przyszłym tygodniu wraz z przybyciem szefa do biura w Chodzieży.
Pomyślałem o propozycji Adama, spojrzałem na zegarek; była godzina 15:30. Nie zastanawiając się długo wsiadłem w samochód i pojechałem do Budzynia.
W firmie pana Zaodry skierowano mnie do drzwi z napisem: Adam Maciąg – dyrektor generalny.
– No jesteś – powiedział wstając zza biurka zawalonego jakimiś papierami.
– Sorry, że musiałem w taki sposób przerwać naszą rozmowę – powiedziałem – ale dzięki temu możemy porozmawiać osobiście, a taka rozmowa w cztery oczy moim zdaniem, przyniesie lepsze efekty niż jakieś tam gadki przez telefon.
– Siadaj i słuchaj – powiedział wskazując fotel naprzeciwko biurka – Na początek pogadamy w cztery oczy, powiem ci na czym konkretnie miałaby polegać twoja praca, a potem pójdziemy do szefa. Mówiłem mu, że się do mnie wybierasz i postanowił jeszcze dziś z tobą porozmawiać.
– Nie spodziewałem się tak szybkiego obrotu sprawy; powiedziałeś mu – mam nadzieję, że nie jestem jeszcze zdecydowany?
– Jest to na razie rozmowa wstępna. Zapoznam cię z sytuacją, a Andrzej tzn. szef przedstawi ci warunki umowy – odpowiedział i przystąpił do sprawy.
Po upływie mniej więcej godziny, wracałem do domu. Przedstawiona mi oferta pracy była dość atrakcyjna, jak dla osoby będącej w mojej obecnej sytuacji, ale nie na tyle dobra by decydować się nań od razu. Decyzję miałem podjąć do wtorku przyszłego tygodnia.
Odstawiłem samochód do garażu i postanowiłem wypić małe piwko w pobliskim barze. Po drodze przedzwoniłem do Mariusza, informując go o właśnie otrzymanej propozycji pracy, podając również warunki zatrudnienia. Poprosiłem również o zreferowanie sprawy szefowi Marcinowi. Zadowolony z takiego obrotu sprawy, ale równocześnie pełen wątpliwości usiadłem przy barze, czując nieodpartą chęć podzielenia się z kimś wydarzeniami dzisiejszego dnia. W głębi lokalu, samotnie przy małym stoliku siedział Rysiek – kolega z poprzedniej pracy. Kupiłem drugie piwo i poszedłem w jego kierunku.
– No cześć Ryśku – powiedziałem stanąwszy przed nim i postawiłem oba piwa na stoliku – można się przysiąść?
– Oczywiście siadaj, jeżeli masz ochotę napić się z bezrobotnym – odpowiedział ponuro.
– Co ty mówisz, czyżby stało się coś, o czym bym nie wiedział?
– Ano stało się. Właśnie dziś wywalono mnie z roboty – powiedział ponuro – właśnie oblewam tą niecodzienną sytuację. Jeżeli chcesz mi towarzyszyć, to proszę bardzo – siadaj.
Z Ryśkiem znaliśmy się od kilku dobrych lat. Jeszcze jako kierownik magazynu w firmie LAMPWORLD, osobiście zatrudniałem go do pracy. Był zdolny i szybko się uczył; wkrótce stał się moim pomocnikiem, a niedługo później szefostwo firmy postanowiło przekazać mu etat logistyka.
– To niedobrze – odparłem zdziwiony – ale dlaczego, jak w ogóle do tego doszło?
– Pamiętasz swoją sytuację sprzed półtora roku? Ze mną postąpili tak samo. – odpowiedział z posępną miną – Na wypowiedzeniu napisali: redukcja etatu; powiedziano mi o złej sytuacji firmy, oszczędnościach i takich tam dyrdymałach.
– Powiedzieli, że za dużo zarabiasz i że firmy nie stać na dalsze zatrudnianie osoby z twoimi kwalifikacjami i twoją pensją. Poza tym życzyli ci szybkiego odnalezienia się w nowej sytuacji oraz zapewnili, że służą wszelką pomocą, o ile pomoc takowa będzie leżała w ich gestii.
– Nic dziwnego, że tak zgrabnie to ująłeś, przecież znasz to z autopsji – przerwał na chwilę, po czym zapytał – pamiętasz Roberta?
– Jakże mógłbym zapomnieć największego wazeliniarza w firmie?
– No właśnie chodził ciągle do szefa, cały czas kręcił się wokół niego, no i wychodził. To on ma przejąć obowiązki kierownika magazynu po moim odejściu. Oficjalnie pozostaje na etacie magazyniera, bez żadnych aneksów do umowy. Nieoficjalnie natomiast…
– Nieoficjalnie – przerwałem Ryśkowi – w zamian otrzymywał będzie co miesiąc zgrabną małą kopertę, z zawartością adekwatną do wykonywanej pracy. Jak widzisz Ryśku: historia kołem się toczy.
– No co ty, wtedy było zupełnie inaczej. Myślałem, że dawno już to sobie wyjaśniliśmy. Mówiłeś, że nie masz do mnie żadnej urazy.
Nie miałem wyrzutów w stosunki do Ryśka wtedy, gdy to mnie zwalniano z Lampworldu, a właściwie starałem się nie mieć. Sytuacja była trochę inna, a może tylko wydawała się inna. Po moim odejściu, etat kierownika przez dłuższy czas był nie obsadzony, choć powoli ale konsekwentnie, to właśnie Rysiek przejmował moje dotychczasowe obowiązki. Wtedy decyzja szefostwa miała jakieś logiczne uzasadnienie: prowadzeniem magazynu zajął się logistyk
– A co z organizowaniem produkcji, transportem i w ogóle – zapytałem podczas gdy kolega zamawiał kolejne piwo i dwie pięćdziesiątki wódki.
– Logistyką zajmie się osobiście szifo. Nie pozostaje mi nic innego, jak życzyć mu sukcesów – stuknęliśmy się kieliszkami, a on mówił dalej – A co tam u ciebie? – zapytał – Wiem, że pracujesz w biurze nad jakimiś inwestycjami budowlanymi, ale doszły mnie słuchy, że nie jesteś zbyt zadowolony.
– Jestem i nie jestem – odpowiedziałem przełykając równocześnie kieliszek nad wyraz zimnej wódki.
Pokrótce zreferowałem Ryśkowi moją obecną sytuację, ze szczególnym uwzględnieniem dzisiejszych wydarzeń, skupiając się głównie na propozycji otrzymanej od Adama.
– Bynajmniej ktoś z nas pnie się w górę, mam na myśli Adasia oczywiście – powiedział, a na jego twarzy pojawiło się coś w rodzaju uśmiechu – Słuchaj stary, przecież ty teraz masz wszystkie asy w ręku, to ty teraz rozdajesz karty. Teraz kochany możesz negocjować.
– Niby tak, ale mam masę wątpliwości – powiedziałem wychylając drugi kieliszek, które nie wiadomo kiedy pojawił się na stoliku – Jest to sytuacja dla mnie zupełnie nowa; zwłaszcza po moich doświadczeniach jako bezrobotny, jakoś nie mogę w to uwierzyć. Początkowo chciałem olać obecną pracę, gdyż firma – zapewne przyznasz mi rację – zachowuje się w stosunku do mnie po prostu niepoważnie, ciągle odwlekając decyzję o podpisaniu umowy.
Później jednak, gdy już dowiedziałem się na czym konkretnie ma polegać moja praca w Budzyniu, zacząłem mieć wątpliwości.
– A niby czemu? Wróciłbyś do starej profesji jako kierownik magazynu w branży, którą znasz od podszewki. Poza tym organizowałbyś ten magazyn od podstaw. O ile pamiętam, zawsze lubiłeś tego typu wyzwania.
– Niby tak, ale musiałbym zacząć jako magazynier, opracowując równocześnie koncepcję pracy magazynu, którym docelowo miałbym kierować. Zbytnio przypomina mi to początek pracy w Lampworldzie, gdzie koniec końców po siedmiu latach poświęceń – podziękowano mi. Wiesz po prostu już mi się nie chce angażować w coś takiego.
– A co przemawia za pozostaniem w obecnej firmie?
– Czysta praca w biurze; przy telefonie, komputerze i faksie; rozmowy z ludźmi, negocjacje… – chwilę pomyślałem i mówiłem dalej – Do tej pracy przyszedłem zupełnie zielony, teraz gdy wypracowałem sobie pewne metody działania i jakoś to wszystko poukładałem, mam z tego rezygnować? Puścić w niepamięć ostatnie pół roku i wszystko zaczynać od nowa w innej firmie?
– Nie pozostaje ci nic innego, jak dać szansę losowi, oczywiście obserwując rozwój wypadków i trzymając równocześnie rękę na pulsie.
– Tak, przecież jestem w idealnej sytuacji, tak czy siak jestem na wygranej pozycji.
Wypiliśmy następną kolejkę, którą tym razem ja postawiłem. Przed dłuższy czas trwała przerwa w naszej rozmowie. Wsłuchiwaliśmy się w gwar lokalu, w którym tymczasem zrobiło się rojno i głośno. W końcu się odezwałem, poruszony myślą, która właśnie przyszła mi do głowy.
– Słuchaj Rysiek przecież z tej całej sytuacji obaj możemy wyjść zwycięsko. Niezależnie od tego, jaką decyzję bym nie podjął.
– A to ciekawe w jaki sposób?
– Jak to jaki? Pomyśl tylko przez chwilę. – powiedziałem –Załóżmy sytuację, że podpisuję umowę w aktualnej firmie na dogodnych dla mnie warunkach, wtedy dzwonię do Adama z rezygnacją, a w drodze rewanżu przedstawiam twoją kandydaturę. Znacie się przecież z Adamem i jestem pewien, że w takiej sytuacji Adam nie będzie szukał do tej pracy kogoś innego i wybierze ciebie.
– A gdy umowy nie podpiszesz, pójdziesz pracować do Adama…
– Wtedy polecam twoją osobę w mojej obecnej firmie. Na moje miejsce będą kogoś na pewno szukali, a praca nie jest trudna i na pewno dasz sobie radę.
– Bez umowy i za najniższą krajową?
– Ale będziesz miał pracę i do tego zasiłek dla bezrobotnych. A może po doświadczeniach z moją osobą, szefostwo pójdzie po rozum do głowy i przyjmą cię do pracy legalnie.
Przybiliśmy tą nieoficjalną umowę mocnym uściskiem dłoni oraz kolejnym kieliszkiem wódki. Po czym rozeszliśmy się, każdy ze swoim bagażem problemów, związani jednak wspólnym pomysłem na ich rozwiązanie.
*****
Poniedziałkowy poranek upływał wolno i spokojnie, wyznaczony rytmem codziennych służbowych obowiązków. Weekend spędzony w domu, upewnił mnie w przekonaniu o trafności podjętych decyzji i działań. Z niezmąconym niczym spokojem, oczekiwałem dalszego rozwoju wypadków. Niestety wypadki te nastąpiły wcześniej niż przepuszczałem, gdy około południa usłyszałem dzwonek telefonu.
– Cześ Tomku – usłyszałem w słuchawce głos Adama – sprawy się trochę pokomplikowały.
Słuchaj, musisz zrobić wszystko, żeby utrzymać swą dotychczasową pracę. Moja piątkowa propozycja jest niestety nieaktualna.
– Możesz mówić jaśniej Adamie? – powiedziałem, czując równocześnie jak mój dotychczasowy spokój powoli rozpada się w gruzy.
– Dziś rano pojawił się nowy kandydat i Zaodra podjął już decyzję, podpisując z nim umowę.
– Ale mówiłeś przecież, że dał ci wolną rękę w wyborze… a poza tym przecież moja z nim rozmowa wypadła pozytywnie; decyzja była jednoznaczna.
– Sorry, gdybyś zdecydował się od razu w piątek, nie dzwonił bym do ciebie teraz z taką informacją – wypowiedział te słowa trochę podenerwowanym głosem – Niestety muszę już kończyć, zdzwonimy się później, to pogadamy, cześć.
Siedziałem osłupiały. Mój misterny plan rozpadł się jak domek z kart. Zapaliłem papierosa, próbując zebrać myśli. Trudno – pomyślałem – nie mam już możliwości wyboru, ani innej drogi wyjścia jak tylko iść w zaparte. Nie mogę przecież przyznać się przed moim obecnym szefem, że praca którą miałem za pewną – ulotniła się; wtedy pomyślą że od początku blefowałem. Nie miałem czasu na dalsze rozmyślania, gdyż w otwartych drzwiach biura pojawił się nagle szef Marcin.
– Witam panie Tomaszu – powiedział podając mi rękę i sadowiąc się równocześnie w fotelu – Piątkowa rozmowa z Mariuszem, zmusiła mnie do natychmiastowego przyjazdu do Chodzieży. Przepraszam równocześnie, że wcześniej nie mogłem się z panem spotkać, żeby pana poznać, ale wie pan: mam tyle spraw na głowie, że czasami trudno jest się w tym wszystkim odnaleźć.
– Rozumiem panie prezesie, może kawy – było to jedyne zdanie, które potrafiłem z siebie wydusić.
– Nie dziękuję, może od razu przejdziemy do rzeczy – powiedział patrząc mi prosto w oczy i zapytał – ta praca, której wspominał Mariusz, kiedy musi pan podjąć ostateczną decyzję?
– Jutro tzn. do jutra do godziny 16:00 – odpowiedziałem patrząc mu prosto w oczy.
– Z maila, który ostatnio od pana otrzymałem wynika, że czyje się pan związany z naszą firmą i nie chce pan jej opuszczać.
– Tak panie prezesie, ale niestety wszystko zależy od…
– Wiem panie Tomaszu, co chce pan powiedzieć – mówił szukając ręką swojej teczki – Ostatnio przejrzałem dość wnikliwie wyniki sprzedaży chodzieskiego oddziału i muszę stwierdzić, że w okresie ostatnich kilku miesięcy, uległy one zdecydowanej poprawie. Nie wiem na ile jest to pańską zasługą, ale w jakimś stopniu na pewno. – wyciągnął z teczki plik dokumentów i położył na biurku – To jest umowa, którą dla pana przygotowałem, proszę się zapoznać z nią oraz z załącznikami i podpisać – oczywiście o ile warunki w niej zawarte panu odpowiadają.
Zapoznałem się szybko z umową i po krótkiej chwili, stwierdziwszy jej zgodność z moimi oczekiwaniami – podpisałem ją wraz z załącznikami. Rozmawialiśmy jeszcze około pól godziny czasu, na tematy związane z firmą, jej rozwojem, aktualnie przygotowywanymi inwestycjami; po czym się rozstaliśmy.
Jednak mi się udało – pomyślałem nieco ochłonąwszy – udało mi się doprowadzić tą sprawę do końca, mimo że jeszcze przed godziną byłem niemalże zdruzgotany rozmową telefoniczną z kolegą Adamem. Przez cały dzień próbowałem skontaktować się z Adamem – niestety bezskutecznie. Nie przyniosły też zamierzonego rezultatu próby skontaktowania się z Ryśkiem, któremu – jak uważałem – winien jestem wyjaśnienia. Wieczorem udałem się do pobliskiego baru, którego wspomniani moi koledzy byli stałymi bywalcami.
****
Wypiłem, podaną mi wcześniej pięćdziesiątkę wódki i zapaliłem papierosa. Siedziałem i bezmyślnie gapiłem się w telewizor, podczas gdy Włodek ciągle pisał swoje zamówienie.
Tak prawdę powiedziawszy, to wszystko dobrze się skończyło – pomyślałem – każdy z nas ma przecież pracę, tylko czemu ta druga strona osiągnęła to kosztem mojej naiwności i łatwowierności?
– Widzę Tomaszu, że humorek dziś nie dopisuje, zły dzień w pracy? – zapytał Włodek.
– Wręcz przeciwnie – odpowiedziałem – oficjalnie przestałem być bezrobotnym, dziś podpisałem umowę o pracę.
– No to gratulacje, twój kolega Rysiek był z tego faktu bardziej zadowolony.
– A pochwalił się przypadkiem, w jaki sposób tę pracę zdobył? – zapytałem.
– To ty nie wiesz? – odpowiedział pytaniem barman – Mówił, że właściciel tej firmy z Budzynia to jego dobry znajomy, kolega jeszcze ze szkoły podstawowej. Podkreślał też kilkakrotnie, że gdyby nie ty, to tej pracy nigdy by nie zdobył.
– Poprzedniej prawdopodobnie również – powiedziałem cicho.
Dopiłem piwo i pożegnawszy się ze znajomym barmanem Włodkiem, wyszedłem na ulicę; obiecawszy sobie w duchu już nigdy nie pomagać kolegom w potrzebie. Ale czy kiedykolwiek dotrzymam danej sobie obietnicy? Nie wiem…. czas pokaże….
KONIEC