Chociaż od wprowadzenia stanu wojennego w Polsce minęło już ponad trzydzieści lat, to nadal wzbudza on wiele emocji, dyskusji i nieukrywanego żalu z powodu braku sprawiedliwości wobec oprawców i pokrzywdzonych. Czy rzeczywiście nasza Ojczyzna stała wówczas na progu nieuniknionej wojny i interwencji sowieckich wojsk? Czy komunistyczny reżim aż tak bardzo bał się utracić swojej władzy, że zaczął strzelać do strajkujących górników i robotników, którzy domagali się jedynie chleba i uczciwej zapłaty, wolności słowa i poszanowania własnej godności? Jak długo można było znosić publiczne kłamstwo o próbie zamachu na ukochane socjalistyczne państwo? Do dziś bolą te pytania i nierozliczona do końca prawda.
Teresa Kaczorowska w swojej książce „Dwunastu na trzynastego. Emigranci stanu wojennego" , w reporterski wręcz sposób pokazuje losy wybranych osób, którym stan wojenny odebrał albo możliwość powrotu do kraju, albo ucieczkę w nieznany świat. Komentując wprowadzenie stanu wojennego, Autorka tak pisze: „Solidarność nie była przygotowana na takie uderzenie… Opór Polaków został szybko załamany. Zawiodło wówczas wielu przywódców «Solidarności», którzy zlekceważyli wcześniejsze ostrzeżenia o zbliżającym się ataku reżimu. Zawiodła większość spośród ponad dziewięciu milionów jej członków. Tysiące zakładów nie zdobyło się nawet na symboliczny strajk, wielu spanikowało, dało się zastraszyć i podpisało «lojalki». Liczni byli zdrajcy. Reżim odniósł więc zwycięstwo szybciej i łatwiej niż się spodziewał. Ale poniósł też duże koszty. Przeciwko strajkującym użyto 80 tysięcy żołnierzy, około 100 tysięcy funkcjonariuszy milicji i bezpieki, wspieranych przez 46 tysięcy rezerwistów, ponadto dziesiątki tysięcy członków ORMO (Ochotniczej Rezerwy Milicji Obywatelskiej) oraz tzw. Samoobrony formowanej z aktywistów partyjnych (wielu rozdano broń). Do wsparcia tej armii użyto 1 600 czołgów, 1 200 opancerzonych transporterów, 660 bojowych wozów piechoty, prawie 10 tysięcy samochodów, a także samoloty i helikoptery. I nie była to armia sowieckich okupantów najeżdżających Polskę, tak jak wcześniej Węgry czy Czechosłowację. Byli to Polacy, w polskich mundurach, słuchający po polsku rozkazów…" (s. 19).
Wobec tragicznej rzeczywistości dla tysięcy rodaków, którzy wierzyli w wolność, załamał się nagle świat. Obozy dla internowanych, niepewność najbliższych, przesłuchania, cenzura, brak połączeń telefonicznych, godzina milicyjna, wszechobecne donosicielstwo, szpiegostwo… – tak się rozpoczęła nowa okupacja, bratnia okupacja.
Emigracja jest zawsze bolesna, zwłaszcza ta niekoniecznie z własnego wyboru, ale z braku wyboru… O losach niektórych bohaterów opowiada właśnie książka Teresy Kaczorowskiej. Swoich bohaterów spotkała na różnych kontynentach i krajach, takich jak Ameryka (dr Tadeusz Witkowski, prof. Kazimierz Braun, Stan Bernacki, Bożena Pawłowska-Kilanowski, Piotr Jakubiak, Jan Węgrzyn, Grzegorz Staszewski), Francja (prof. Jadwiga Dąbrowska), Włochy (Jolanta Śmieszek-Magni), Belgia (Karol Gołębiewski), Szwajcaria (Jacek Sygnarski), czy Węgry (Krzysztof Ducki). To tylko malutka grupa, zaledwie dwanaście osób, ale jakże symboliczna wobec daty trzynastego grudnia, spośród tysięcy innych, którzy również czekają na zainteresowanie ich emigracyjnym losem, tułaczką, często będąc na początku bez dachu nad głową, pieniędzy, braku znajomości języka… Bohaterami Kaczorowskiej są więc ludzie nauki, artyści, biznesmeni i zwyczajni robotnicy, którzy – jak podkreśla Autorka – „zapłacili najwyższą cenę za walkę o Niepodległą".
Wszyscy zdecydowali się pozostać poza Ojczyzną, ukochaną ziemią i jej bolesnymi dziejami smutnych wydarzeń. Nigdy jednak nie wyrzekli się polskości, ojczystego języka, miejsca swojego urodzenia, wspomnień czasów dzieciństwa i młodości. Bo jak wspomina Tadeusz Witkowski: „Nie należy wstydzić się swego pochodzenia. To w nim tkwią korzenie, z niego wyrastają skrzydła. Czy bez moich polskich, małomiasteczkowych korzeni byłbym dziś tym kim jestem?" (s. 43). Powracają więc co jakiś czas już do wolnej Polski, ale nie potrafią przejść obojętnie wobec tych, którzy z prześladowców stali się w wolnym kraju prominentami, biznesmenami, politykami „całą gębą", tak jakby wszystko, co się wydarzyło sprzed trzydziestu lat, było jedynie jakąś chorą farsą, chichotem historii, amnezją pamięci…
Dziś próbuje się zminimalizować rozmiary tamtejszego bratniego okrucieństwa. O emigrantach nikt już prawie nie pamięta. Młodzi ludzie niewiele się tym również przejmują, albo na ten temat nic nie wiedzą. Dlatego warto przypominać tę trudną kartę nowych dziejów okupacyjnej Polski. Nic nie może usprawiedliwić doznanych niewinnych krzywd, upokorzeń, skrytych zabójstw niewygodnych opozycjonistów. Tę lekcję historii przyjdzie nam jeszcze długo przerabiać, omawiać, upominać się o jej Prawdę. Dobrze, że są osoby, takie jak Teresa Kaczorowska, która śledząc bolesne losy naszych Rodaków, pokazuje innym, że nie wszystko można zamieść pod dywan, zapełniając chociażby życiową wyrwę lub pustkę supermarketami z dostępnym dla każdego tanim towarem. Tu potrzeba czegoś więcej: ludzkiej odwagi, bowiem każde niewygodne świadectwo musi ponieść najwyższą cenę, za którą płaci się czasem własnym życiem lub po prostu zwyczajnym ludzkim szczęściem.
Eligiusz Dymowski OFM
Teresa Kaczorowska, Dwunastu na trzynastego. Emigranci stanu wojennego, Biblioteka Związku Literatów na Mazowszu, t. 12, Ciechanów 2011, ss. 195.