Od lat słyszy się utyskiwanie, że za mało prozy mamy we współczesnej literaturze. Ostatnio chyba jednak coś ruszyło w tej sprawie, bo zaczynają się pojawiać opowiadania i fragmenty powieści w pismach literackich, ale i wydane książki z tekstami prozy.
Ukazał się niedawno zbiorek opowiadań pt. Portrety ze słów kielczanina Sergiusza Torwana, emerytowanego przedsiębiorcy, z wykształcenia ekonomisty, i jak widać z tekstów, człowieka z bogatym doświadczeniem życiowym oraz imponującą wiedzą o świecie i ludziach. Niektóre z tych opowiadań słyszeliśmy w audycjach „Przed zachodem słońca" w Polskim Radiu Kielce.
Zaskoczył mnie ogromnie ten prawie nieznany prozaik swoim literackim wyrobieniem, sprawnością i bogactwem języka, pewnością pióra – niczym pisarz z dużym dorobkiem twórczym. Jego tomik, zawierający zaledwie sześć utworów, słusznie w tytule nazwanych portretami ze słów, zadziwia talentem i dużym wyczuciem w ukazywaniu prawdy o ludziach, dużej wiedzy o nich, zwłaszcza o wewnętrznym ich stanie, wiedzy o ludzkiej naturze, tej wiedzy najgłębszej. Pisarz wprost zabłysnął perfekcyjnością w odsłanianiu ich stanów ducha – ich przeżyć, napięć, lęków, ale i czepiania się nadziei czy złudzeń. Autor wnikliwie podpatruje i z biegłością doświadczonego psychologa ukazuje ich determinację oraz próby dźwigania się na nogi nawet wtedy, kiedy życie ich powala.
Przyjrzyjmy się paru przykładom jego tekstów. Np. z opowiadania Zenek „Trzy Tysiące": „Dotąd łaził po różnych kanałach, aż znalazł całkiem dobry. Trzech ich już tam było. Na czwar-tego się został. Ciepło mieli i wygodnie, niedaleko tory kolejowe i wysypisko. [...] Tak przed świętami przyjęli na piątego Magistra. Magister chudy był i już pół szklanki byle czego z nóg go waliło, ale bardzo porządny był i grzeczny. Honorem się uniósł i z domu wyniósł, bo żona godności jego uszanować nie umiała. A że całe życie w książkach siedział, to tylko tyle na swoją obronę miał, co wyczytał. I opowiadał o tym koniku polnym, co całe lato tak pięknie grał, że ludziom serca rosły i łzy płynęły [...]" (s. 3-4).
Jak widać, autor dobrze poznał warunki życia ludzi bezdomnych, a także relacje między nimi, bo wnika w różnorodne przyczyny bezdomności. Podpatruje i odsłania różne cechy i przypadłości tych biedaków, np. w opowiadaniu Aniela opisuje manię gromadzenia przez bohaterkę wszelkich „dóbr", obsesję wynikłą z lęku przed głodem i nędzą: „Miała świadomość własnej biedy. Oszczędzała od zawsze. Zbierała też różne rzeczy, wierząc, że mogą przydać się w przyszłości. [...] Małe mieszkanie stało się wkrótce jeszcze mniejsze, zaroiło się w nim bowiem od niechcianych lokatorów. Co prawda koty wyłapywały myszy, ale już na insekty nie było rady i zaczęły się rozłazić po całej kamienicy. Na skutki nie trzeba było długo czekać. [...] Dlatego tak ciężko przeżyła najazd służb sanitarnych, które obrabowały ją z posiadanych dóbr. [...] Nie mogła jednak żyć bez swo-ich skarbów. Na szczęście wiedziała, gdzie i jak je zdobyć" (s. 9).
Widzimy, że ci bohaterowie uparcie do końca szukają szansy życiowej, a nawet szczęścia, mimo licznych klęsk bytowych i upadków moralnych. Taka filozofia życiowa narratora (autora) wydaje się jakaś niedzisiejsza, niemodna, bo bohaterowie twórczości naszych czasów przeważnie wpadają w marazm, w nijakość, w depresję lub w zgubne nałogi, łącznie z seksizmem, i poddają się bez walki, przegrywając życie. Prozę Torwana powinno się uznawać za oryginalną i wiecznie aktualną, bo ukazuje najprawdziwszą ludzką nieprzemijającą postawę egzystencjalną: właśnie niepoddawanie się, nieustające podnoszenie się z upadków tak moralnych, jak i bytowych, sytuacyjnych, koniunkturalnych czy wynikających z warunków historycznych.
Jednym z takich typów moralnie zdegenerowanych, będących tragiczną ofiarą sytuacji historycznej (rewolucja, dzieciństwo bez rodziny itp.), jest w prozie Torwana dowódca okrętu podwodnego, komandor lejtnant Aleksandr Marinesko, który bez skrupułów zatapiał podczas II wojny światowej okręty z bezbronną ludnością cywilną wroga:
„Na komandora lejtnanta Aleksandra Marinesko na nabrzeżu w Turku czekała wojskowa orkiestra i kompania honorowa z garnizonu. Kiedy schodził z okrętu po wąskiej kładce trapu, wiedział już, że został bohaterem narodu ra-dzieckiego. Przecież on, którego miesiąc wcześniej czekał pluton egzekucyjny, praktycznie sam zabił szesnaście tysięcy Niemców. Był pewny, że wkrótce otrzyma najwyższe od-znaczenie, czyli Gwiazdę Bohatera Związku Radzieckiego, marzenie milionów żołnierzy i oficerów. Przez myśl mu nawet nie przeszło, że został jednym z największych zbrod-niarzy świata" (Psy, s. 19).
Autor umiejętnie dobiera sytuacje z życia bohaterów, które celnie ich charakteryzują. Są to postacie w jakimś sensie nieprzeciętne, o silnie uwydatnionych cechach charakteru, choć najczęściej są wykolejone, bytują na skrajnym marginesie społecznym. Pisarz ukazuje różne przyczyny deprawacji, nie zawsze one wynikają z historycznych okoliczności. Czasem skłonność do zła tkwi w charakterze człowieka, wpływ ma również zdemoralizowane otoczenie. Takim przykładem jest jeden z bohaterów tej prozy, Maks:
„Pochodził z porządnej rodziny. Rodzice dokładali sta-rań, by niczego mu nie brakowało. Uczęszczał do dobrych szkół i nawet skończył politechnikę, gdyż miał zacięcie do elektroniki. No, prawie skończył, bo pierwsze aresztowanie uniemożliwiło mu obronę przygotowanej już pracy. Otwo-rzył po prostu kasę w uczelnianej kwesturze, chociaż nikt go o to nie prosił. W więzieniu zaliczył do końca inną edukację, która uczyniła go z biegiem czasu wyjątkowo skutecznym włamywaczem i kasiarzem. Kiedy odsiadywał drugi wyrok, wyrzekli się go rodzice. Nie miał także swojej rodziny, mimo że dobiegał już pięćdziesiątki" (Maks – ostatnie włamanie, s. 23).
Niekiedy deprawacji młodych ludzi dopuszczają się dorośli, działający w imię jakiejś wykrzywionej ideologii i urojonych celów, rzekomo wyższych. Ofiarą takiego fanatycznego, zbrodniczego nastawienia był chłopiec z natury uczciwy, Oleg Mitrynga. Uległ w młodości presji, a właściwie fałszywemu urokowi popa, o dużym autorytecie, skrajnego szowinisty, i złamał sobie życie, bo choć zrobił później karierę, został naukowcem, to musiał żyć z obciążonym sumieniem. W starości w sytuacji krytycznej, w momencie konieczności wyboru, zdobył się na odwagę, by stanąć po stronie prawdy i na publiczną spowiedź:
„– Szanowne panie! Szanowni panowie! Ja, rezun, Oleg Mitrynga, jestem winien zbrodni ludobójstwa, gdyż uczest-niczyłem przez kilka lat w planowym unicestwianiu Pola-ków i Żydów na terenie Ukrainy i Polski. Własnymi rękami zamordowałem kilkunastu bezbronnych ludzi oraz skryto-bójczo strzelałem do oficerów polskich, zabijając kilkuna-stu z nich. Popełniłem także zwykłą zbrodnię, zabijając ze strachu młodego człowieka" (Profesor Mitrynga, s. 42).
Tematyka zbioru Portrety ze słów jest bardzo bogata. Autor nie tylko świetnie maluje sylwetki ludzi, nader prawdziwe psychologicznie i podbijające naszą wyobraźnię, ale wprowadza przy tym całą obfitość problemów historycznych, społeczno-politycznych, narodowych itp. Prezentuje, jak rasowy historyk, wiedzę o naszym świecie XX i XXI wieku, i wcześniejszą, przefiltrowaną przez swój umysł.
Świat przedstawiony w tej prozie nie jest obojętny moralnie. Bohaterowie niby nie są osądzani i raczej nie są potępiani przez narratora, a jednak wyraźnie wyczuwa się tu jakąś aurę świata wyższych wartości, rozeznawanie dobra i zła, jeśli nie ze strony samych głównych bohaterów, to ze strony innych postaci, więc i czytelnika. Opis cechuje dystans emocjonalny narratora wobec bohatera i zdarzeń, jednak nie obojętność wobec ludzkich przeżyć i cierpienia; nie ma tu także obojętności wobec zbrodni i wszelkiego zła.
Proza ta nie epatuje nowoczesnością stylistyki, wręcz można ją nazwać tradycyjną, a jednak nie nudzi, a nawet jest w niej coś, co wciąga i przykuwa uwagę. Wprawdzie chwilami ocieramy się w opisie zdarzeń niemal o sensację, jednak nie można tych opowiadań zaliczyć do konwencji przygodowej. Jest tam żywo odtworzony prawdziwy świat ludzkich perypetii życiowych, ludzkich dramatów, nieszczęść, ale i prób pogodzenia się z losem. Ludzie tam pokazani walczą z większą lub mniejszą godnością, czy ze zwykłym instynktownym uporem, o swoją piędź na zagonie życia. Oni wszyscy są jacyś przetrąceni życiowo, odrzuceni przez los, czasem i przez siebie samych zepchnięci za tory ludzkiej tzw. normalnej społeczności, a jednak do końca próbujący się utrzymać na powierzchni. Tylko jeden z nich – Szpicel – przyspiesza swój koniec, ale zadecydowała o tym nieuleczalna choroba.
Książkę warto przeczytać nie tylko dla satysfakcji samej lektury, ale i dla wzbogacenia się intelektualnego i moralnego. Budzi głęboką refleksję, poszerza horyzonty myślowe i wiedzę o świecie, o historii ojczystej – o człowieku.
Sergiusz Torwan: Portrety ze słów, Warszawska Firma Wydawnicza s.c., Warszawa 2012, ss. 48