Na łamach ogólnopolskiego Miesięcznika Literackiego „Akant"( nr 8/190) ukazał się artykuł Prezesa Oddziału Związku Szlachty Polskiej w Bydgoszczy Andrzeja Boguckiego – „Bogucki nie boi się króla Wierzchowskiego". Królem – co prawda – nie jestem, a jedynie Regentem Polski i Polskiego Ruchu Monarchistycznego, ale za uznanie dziękuję ! Traktuję to jako dobry omen… Wszakże należy do dobrego tonu , by dyplomatycznie tytułować regentów „Jego Królewska Wysokość…". Tak jak do magistra uczącego w szkole średniej mówi się „panie profesorze", a do zwykłego lekarza – „panie doktorze".
Dziwi mnie stwierdzenie A. Boguckiego, że przeczytał naukową publikację pt. „Polski Ruch Monarchistyczny. Krótki kurs" profesora Uniwersytetu Jagiellońskiego Jacka Majchrowskiego. Być może zbyt pobieżnie. Bowiem J. Majchrowski,, który bardzo rzetelnie i wnikliwie zebrał materiały do swej publikacji, nie miał żadnych negatywnych uwag dotyczących działalności Polskiego Ruchu Monarchistycznego i mojej osoby. Natomiast przed wydrukowaniem swej pracy przesłał ją nam do zapoznania się, czy nie popełnił jakiegoś rzeczowego błędu. Błędów nie było, a jedynie zamieniliśmy tylko trzy wyrazy na inne, trafniej oddające tą samą treść. To nazywa się uczciwością i odpowiedzialnością. W tej sytuacji zadziwiającym jest fakt tendencyjnego stawiania nam zarzutów przez mojego adwersarza z powoływaniem się przez niego na kłamliwe artykuły dziennikarskich pismaków, jako autorytety.
Bogucki z satysfakcją pisze , że „czasy cenzury już minęły", dlatego przed opublikowaniem swego artykułu pt. „Samozwaniec jakiego znamy" w „Akancie"(nr 6/188), dotyczącego Polskiego Ruchu Monarchistycznego i mojej osoby, nie dał go nam do skonsultowania. Gdyby chciał postawić sprawę – tak, jak J. Majchrowski – nie musiałby się niczego obawiać. Nie chodzi tu o cenzurę, lecz o rzetelność i uczciwość dziennikarską. I nie jest to poniżające dla piszącego, chyba że z góry ma się niecne zamiary… Ja również jestem zadowolony z faktu, że czasy cenzury minęły. Niejednokrotnie bowiem boleśnie ucierpiałem z jej powodu cenzury… Lecz rzetelne wykonywanie dziennikarskiego zawodu nie minęło, przynajmniej dla mnie i – podobnie jak szlachectwo – zobowiązuje! Tym bardziej powinien wiedzieć o tym szlachcic Andrzej Bogucki herbu Awdaniec.
W latach „gierkowskich", jako młody żurnalista, byłem uczony przez starych przedwojennych „repów" dziennikarskich podstawowej zasady, że zanim wydrukuje się jakiś tekst , kilkakrotnie i wszechstronnie należy go sprawdzić, aby nie uczynić komuś krzywdy! I tej zasadzie hołduję. Właśnie w tamtych dawnych latach byłem świadkiem, kiedy jeden z młodych dziennikarzy w gazecie branży budowlanej złośliwie obsmarował brygadzistę. Był to w życiu tegoż brygadzisty jedyny artykuł, w którym o nim napisano. I to źle !... Budowlaniec przejął się tym tak mocno, że w pakamerze powiesił się …
Ale zmieniały się czasy… Nastąpiła m.in. prywatyzacja gazet. I tu również byłem świadkiem pewnego zdarzenia po przemianach ustrojowych w Polsce. Otóż pani sekretarz redakcji jednego z wojewódzkich dzienników na Śląsku, nadana przez ówczesną władzę na to stanowisko , osoba zarozumiała i bez jakiegokolwiek dziennikarskiego doświadczenia, opublikowała krytyczny artykuł o jednej z firm. W odpowiedzi firma zarzuciła jej aż piętnaście błędów rzeczowych! Akurat byłem w pokoju szefa, gdy toczyła się rozmowa na ten temat. Wtedy naczelny redaktor powiedział jej :
– Niech pani się nie przejmuje ! Żadnego sprostowania w gazecie nie będzie, a że pani obsmarowała firmę, to dobrze , bo sprzedaż dziennika wzrosła ! A jeśli przegramy proces w sądzie, to redakcja zapłaci. Najważniejsze jest to, że pani zrobiła sensację. A jeśli firma nadal będzie żądała sprostowania, to dorzucimy jej jeszcze więcej pieniędzy !... Tu otworzył szufladę biurka, w której leżała sterta grubych banknotów… Widząc, jak bardzo czasy się zmieniły i uczciwość dziennikarska przestała być ważna, wkrótce potem – po 25 latach mojej pracy publicystycznej – zwolniłem się… Nie takiego dziennikarstwa mnie uczono!
Andrzej Bogucki pisze ,że nie podaję sygnatury akt grodzkich i ziemskich krakowskich dotyczących mojego rodu, które znajdują się w Archiwum Państwowym na Wawelu. Ale jest ich tak bardzo dużo, że musiałbym przytoczyć „litanię" – potrzebną może tylko jemu, a zbędną dla PT Czytelników „Akantu’. Szlachcicowi Andrzejowi Boguckiemu powinno wystarczyć moje szlacheckie słowo honoru. Poza tym prezes A. Bogucki stwierdza, że „genealogia Wierzchowskiego nie istnieje w Wielkiej Genealogii Marka Minakowskiego", współczesnego polskiego genealoga. Otóż muszę tu mojemu polemiście uświadomić, że Marek Minakowski posiada w swoich zbiorach również „Genealogię rodu Wierzchowskich herbu Pobóg" pod redakcją Lucjana Wierzchowskiego, Koszalin 2010. Lecz – podobnie jak genealogie wielu rodów – tak i ta czeka w kolejce na włączenie jej do „Wielkiej Genealogii". Co się odwlecze, to nie uciecze !
Faktem jest, że Andrzej Bogucki to konsekwentny konserwatysta. I traktuje Polski Ruch Monarchistyczny ze swojego punktu widzenia. Ma prawo. Lecz PRM jest organizacją nowoczesną, absolutnie nie konserwatywną! Dla nas nie jest ważne , skąd kto przychodzi, w jakiej był partii itp. Najważniejsze jest to, aby osoba należąca do PRM cieszyła się autorytetem, szacunkiem w społeczeństwie, nie miała rąk splamionych krwią czy krzywdą ludzką ! Nie patrzymy na to, jakie ktoś ma pochodzenie, lecz ważne jest, aby swym postępowaniem przybliżał wprowadzenie w przyszłości w Polsce dziedzicznej monarchii konstytucyjnej. Szlachcic XXI wieku to przede wszystkim człowiek szlachetny! Dlatego nie będę polemizował z prezesem A. Boguckim, gdyż taki dialog przypominałby przysłowiową rozmowę gęsi z prosięciem. Każdy swoje. I każdy – ze swojego punktu widzenia – miałby rację !
Jako postępowi monarchiści odrzucamy legitymizm odwołujący się do monarchii z czasów I Rzeczypospolitej. Dla nas obowiązującym prawem jest Konstytucja RP i Statut Polskiego Ruchu Monarchistycznego zarejestrowany w Sądzie Okręgowym w Warszawie. To podstawowe dokumenty, na których bazujemy, dążąc do „łagodnej transformacji ustrojowej" /nie rewolucyjnie, nie ze szturmówkami na Belweder czy Pałac Prezydencki !/ i dowodząc wyższości dziedzicznej monarchii konstytucyjnej nad systemem prezydenckim. Te dokumenty upoważniają nas m.in. do nadawania odznaczeń , jak również do potwierdzania starego szlachectwa i nobilitacji za zasługi…To wieloletnia, a może nawet wielopokoleniowa, praca uświadamiająca społeczeństwu walory nowoczesnej monarchii / wzorem Hiszpania /, praca u podstaw .
Wobec braku legitymistycznego pretendenta do tronu Polski, stworzyłem w 1991 roku Polski Ruch Monarchistyczny i naszą drogę uznajemy za słuszną, nie negując innych rozwiązań, w tym konserwatywnych. Warto tu przytoczyć kilka faktów z innych krajów europejskich – zarówno z przeszłości , jak i współczesnych. Gdyby nie radykalna rewolucyjna postawa Napoleona Bonaparte, Francja nie stałaby się cesarstwem, mimo że legitymistycznym rozwiązaniem wówczas było osadzenie na francuskim tronie któregoś z potomków Karolingów czy Burbonów. A współcześnie Juan Carlos nie byłby królem Hiszpanii, lecz inny potomek Burbonów, który miał po temu mocniejsze prawne podstawy. Lecz gen. Franco zadecydował inaczej. Podobne fakty, gdzie historyczny legitymizm przegrał z aktualną w danej chwili rzeczywistością można by mnożyć…
Dlatego Andrzej Bogucki nie musi bać się Leszka Wierzchowskiego ! Niech prezes Oddziału Związku Szlachty Polskiej w Bydgoszczy robi, co do niego należy, byle uczciwie, a Regent Polski i Polskiego Ruchu Monarchistycznego nie ma zamiaru wchodzić mu w drogę. Wszakże – jak mówi przysłowie – wszystkie drogi prowadzą do Rzymu! I do monarchii…