Poeta robi sobie wieniec z cierni życia
Tak pełzanie zwierzę doprowadzone do granic cierpienia
Nie stać je już nawet na luksus skowytu
Kiedyś popełniali grzech ufności do losu
i bez zastrzeżeń zawierzyli światu
Jeszcze korzystają z księżycowego odbicia
Poeta robi sobie wieniec z cierni życia
Sny
Sny starych poetów krwawią i po śmierci.
Pan Bóg wymyśla dla nich czerwone bandaże
Tylko diabeł czasem chce zamknąć mu usta
Bóg z ran ich krwi składa poematy, które dzień
omijają a budzą się w nocy
Te wiesze wzbogacają ludzkie drewniane dusze
Akty strzeliste mówią o swej pobożności, gdy Bóg
zaprasza starych poetów w gości
bo sny starych poetów krwawią i po śmierci
Szczurzy bieg
Niektórzy pozorują własną śmierć
Ja pozoruję własne życie prowadzące
przez szpitalne więzienia
To są lekcje bólu od początku do końca
Popełniasz swoje małe zbrodnie
w ósmy dzień tygodnia o śmierć
jest tylko sygnałem od natury
że to koniec drogi
Niektórzy pozorują własne życie
Ja śmierć nie pozoruję
Ktoś woła mnie z tamtego brzegu
To ten ostatni ze szczurzego biegu
Zdziwienie
Dziwię się, że Bóg na to pozwala
– mówi człowiek zażenowany śmiercią
Ból puszczony samopas szarpie stare kości
Niebo jest dziś i szare - smętne jak zapomniane wiersze
Ten zarażony życiem przegląda się w siebie jak w lustrze
Wygląda gdzie są jego bratnie dusze
Nie bierze udziału w bezrozumnym szczurzym wyścigu
Wypatruje ostatnich owoców ze zwiędłych już sadów
i kwiatów z jałowych ogrodów
Dziwne, że Bóg na to pozwala – mówią obaj
pacjenci hospicjum
Ucieczka
Dusze mych zmarłych przyjaciół suną po gwieździstym suficie
To znak ich istnienia w niebiańskiej krainie
Może są wciąż gośćmi szpitalnych czyśćcowych korytarzy
A może bawią się w piekielnych bezdrożach
I znów piszą raporty o swym cierniowym losie
W swej pełzającej ucieczce budzisz się o świcie
gdy dusze twych martwych przyjaciół suną po suficie