Na każdym spotkaniu literackim czytelnicy zadają mi pytanie związane z kierunkiem moich studiów. Nawet kilka tytułów wywiadów prasowych informuje o tym, że matematyczka wydaje kolejną książkę. W umysłach wielu ludzi taka dwoistość nie znajduje wytłumaczenia i często drążą temat, dopytując, w jakiej roli czuję się lepiej.
Z tą dwoistością u mnie to jednak jest coś na rzeczy. Już jako maleńkie dziecko nie potrafiłam tylko spać. Wystawiałam nogę poza łóżeczko. Mama kombinowała, jak tylko umiała, żeby tę moją upartą nogę uchronić od przemarznięcia, bo pokój był ogrzewany za pomocą piecyka, który w nocy wygasał. Nic nie dało przekręcenie łóżeczka, bo tylko prawą nogę zmieniłam na lewą – i prawie równocześnie z zasypianiem, rozpoczynałam wstawanie.
Tak samo było w pociągu – jako kilkuletnie dziecko nie potrafiłam tylko jechać. Nieludzkim wrzaskiem wymogłam siedzenie przy oknie. Dobrze, że czyjaś babcia zrozumiała moją naturę, bo pan z drugiej strony mruczał tylko coś o rozpieszczeniu i krnąbrności dziecka. Mało, że patrzyłam przez szybę, to jeszcze wystawiałam rękę za okno, co zaowocowało klapsem – ku zgorszeniu starszej kobiety i ku zadowoleniu mężczyzny z naprzeciwka.
W samolocie zachowuję się podobnie. Zawsze zamawiam miejsce przy oknie – bo skoro już muszę lecieć – bo nie mam innego wyjścia – to chociaż mogę na ten świat popatrzeć. Lubię te fragmenty lotu, kiedy nasza Planeta otulona jest chmurami, niczym najdelikatniejszą w świecie pierzyną, a pod nią jest wszystko to, co sobie wyobrażam.
A wyżej? Płynę w jasności bez granic, czując się jak żeglarz w przestworzach.
Gdy nie ma chmur, wgapiam się w domy, wieżowce, ulice, stadiony, samochody, statki. Rzeki jak nieruchome wstęgi coś zaznaczają albo oddzielają. Lasy zlewają się w większe lub mniejsze plamy . Jedynie ruch punktów i punkcików na autostradach dowodzi, że świat nie zastygł, że ludzkość nadal istnieje i do czegoś śpieszy.
Matematyka, której oddałam całe życie zawodowe, była dla mnie podstawą do wychynięcia, do wystawienia wyobraźni poza okno codzienności, do prób zrozumienia danego mi czasu jej logiką, była zachętą do sięgnięcia po pióro i odpoczynkiem od mocy liczby. Nikt nie zakazywał mi czytania, słuchania muzyki, chodzenia na koncerty – a tym bardziej mówienia po polsku.
Człowiek zawsze ma rozjechane wnętrze przez konieczności i własne wybory. Nie istnieje żaden „przyrząd”, który podzieliłby go na równe części. Nie da się tego wytłumaczyć filozofią „ mniejszej i większej połowy”, a wyłącznie niezbadanym przenikaniem się wiedzy, wrażliwości, chęci i ciekawości oraz próbami zaznaczania swoich przeżyć. Ileż to razy matematyka stawała ze mną do pisania fraszki, czy sonetu i bardzo mi pomagała w realizacji zamierzonej formy.
Najpiękniejszy dla mnie aforyzm napisał matematyk Hugo Steinhaus – „Kula u nogi – Ziemia”. Nieustannie podziwiam. Tak nie potrafię, ale po lekturze tekstów tego matematyka spróbowałam i ja „poruszyć” dumne całki i nieugięte proste.
Kiedy pojawił się zbiorek Styczna do krzywej myśli, gdzie zaprosiłam poezję do mojego kącika matematycznego, niewiele osób go zauważyło. Dla polonistów był on za trudny, dla matematyków – za mało „ścisły”. Po dziesięciu latach treści tego tomiku stały się tematem pracy naukowej i licencjackiej. Pani profesor dr hab. Anna Wzorek – pracownik naukowy UJK, oraz Klaudia Skrzypczyńska – studentka UJK udowodniły, że matematyka to bardzo poetycka dziedzina.
Jeśli mierzyć wartość człowieka nagrodami i odznaczeniami, to rzeczywiście – drugie wydanie mojej aktywności jest zauważone i podkreślone wyraźniej. O wartości człowieka decydują inni, więc i ja powinnam siebie postrzegać jako Wydanie drugie poprawione.
„Na starość jest młodość potrzebniejsza niż za młodu” – H. Steinhaus. Nie byłoby wydania drugiego bez pierwszego.