Stąd możesz ujrzeć stalagmit Tatr,
a trzecim okiem mistyka
szczyty i mnogie lodowce Hindukuszu.
Tam w dole wtapia się w dolomity skał
bryła Wawelu. Nie widać podpiętych do murów
kroplówek konserwatorów. Promienie czakramu
czarują naiwnych. Nad Błoniami wciąż krąży
błogosławieństwo Ojca, szuka człowieka.
Jego ramiona obejmują Kraków
i świat.
Na górskiej wycieczce
skręciłem skokowy staw nadziei
na turnie zbyt wysokie. W każdym kroku
słychać w śródstopiu chrupkie słowa o załamaniu się
światła, jego podwójnej naturze i że stygmaty tej ziemi
to tylko histeria.
Stąd możesz zobaczyć stare, wierne Tatry.
Kopiec jest po remoncie i tylko kubiki ziemi
pozostały z konstrukcji uprzedniego zrywu.
Latarenki faktów odbrązowiły Tadeusza K.
Ale mit jak to mit pozostał prawdą
użyteczną, znaczy prawda nie została uznana.
Na skróty, przez krzewy działek schodzimy pod lufy
plakatów na gotyckich murach miasta.
Hindukusz jest możliwy, szczyty
mogą być esencją życia. W dole sterylne lodowce ledwie
podnoszą osobistą higienę.
Dobrze, że są
w nas
takie kopce. Tyko ten
lęk...