od dzieciństwa marzyłem
chciałem latać
oglądać ziemię znad chmur
przeniknąć błękit
na wskroś
unosić się i wzbijać ponownie
mawiali, że miałem polot
umiałem z ojcem zrobić latawiec
puszczać go na polach, wśród zbóż
dzikich i przerośniętych ponad miarę
(raz nawet znalazłem płaszcz
stary, przeciwdeszczowy
noszony zapewne przez jakiegoś szpiega)
doklejałem mu zawsze ogon
długi i kolorowy
w barwach jaskrawie wojowniczych
i ciemnych niczym przepaść
upadłem jednak kiedyś
niespodziewanie
pewnego dżdżystego dnia
zahaczyłem o kamień
i leżąc na wznak wkroczyłem
… w Niebo
i to bez machania
wiotkim rękami