* * *
To, co przez ciebie było czczone,
Gdzie modły zanosiłaś swe,
Zostało teraz splugawione
Przez ludzkich obmów słowa złe.
Oto tłum wszedł, przemocą wtargnął,
Do chramu czystej duszy twej,
A ciebie lęk i wstyd ogarnął,
Że twe sekrety pozna w niej.
Obyś na duszy skrzydłach żywych,
Mogła się ponad ciżbę wznieść,
Nie słyszeć szeptów niegodziwych
I tę trywialność ludzką znieść!
(1850-1851)
* * *
Jak niszczycielsko my często kochamy
I namiętności zaślepieni siłą,
Z jaką łatwością nieraz uśmiercamy
To, co naszemu sercu drogie było!
Jakże niedawno – ona jest już moją! –
Mówiłeś z dumą ze zwycięstwa w oku.
Chciej spojrzeć teraz na tę zdobycz twoją:
Cóż z niej zostało po niecałym roku?
Gdzież się rumieńce podziały różane,
Uśmiech uroczy i jasne spojrzenie?
Wszystko to starte zostało, spłukane
Przez dwa gorące łez gorzkich strumienie.
Czy ty pamiętasz fatalne spotkanie,
Gdy ona ciebie pierwszy raz ujrzała?
Jej wzrok łagodny, miłe powitanie,
Śmiech, w którym młodość beztroska dźwięczała?
I cóż do dzisiaj pozostało z tego?
Niestety, krótki był sen o miłości;
Jak dzień słoneczny lata północnego,
W życiu on tylko przelotnie zagościł!
Jedynie losu okrutnym wyrokiem
Twoja namiętna miłość dla niej była;
Niezasłużonym potępienia mrokiem,
Ponurym cieniem jej życie okryła!
Gorycz wyrzeczeń, bolesne cierpienia
Smutkiem nieszczęsne serce napełniły.
Kiedyś pociechą jej były wspomnienia,
Ale i one w końcu ją zdradziły…
Samotna, obca dla świata się stała,
Oczarowanie dawne uleciało –
I w błoto zgraja nikczemna wdeptała
To, co tak pięknie w duszy rozkwitało.
Jaką pamiątkę ona ocaliła
Ze swego jakże długiego cierpienia?
Jedynie boleść się nie spopieliła,
Boleść okrutna i bez pocieszenia!
Jak niszczycielsko my często kochamy
I namiętności zaślepieni siłą,
Z jaką łatwością nieraz uśmiercamy
To, co naszemu sercu drogie było!...
(1851)
* * *
Nieraz wyznanie to składałem:
Nie jestem wart miłości twej!
A choć jest ona mym udziałem,
Jak jestem nędzny wobec niej…
I przed miłości twej wcieleniem,
Jak bym o sobie myśleć mógł –
Więc patrzę z niemym uwielbieniem,
Do twoich schylając się nóg,
Gdy z wiarą ufną i gorącą,
W niebo modlitwy słowa ślesz
I przed kołyską wzruszającą,
Bezwiednie swe kolana gniesz;
Bo w niej twój nowo narodzony
Maleńki cherubinek śpi.
Nie dziw się, czemu rozczulony,
Ten niemy hołd oddaję ci.
(1851)
* * *
Bez świadomości leżała dzień cały
I już ją zmierzchu spowijały cienie.
Ciepły deszcz padał. Wesoło szumiały
Strużki spływając przez gęste zielenie.
Z wolna przytomność wracać jej zaczęła
I odgłos deszczu usłyszała ona.
Potem z zachwytem jego szum chłonęła,
W świadomych myślach odtąd pogrążona…
Wreszcie jej wargi cicho wyszeptały,
Jak gdyby sama z sobą rozmawiała
( Ja byłem przy niej – żywy, choć zmartwiały):
„ O jak ja bardzo wszystko to kochałam!”
…………………………………………………………………..
Jak ty kochałaś! Z twą miłością zmierzyć,
Chyba nikomu by się nie udało!
O Panie! Jakże ja to mogłem przeżyć –
I serce moje się nie rozerwało…
(1864)
* * *
Bywają chwile smutku nieznośnego,
W jakże bolesnym otępieniu mym,
Że nie udźwignie brzemienia takiego,
Najżałośniejszy nawet wiersza rym.
Zamarło wszystko. Dla łez i wzruszenia
Brak miejsca, wszystko ginie w mrocznej ćmie.
Przeszłość lekkiego nie ma kształtu cienia,
Tylko w mogile w proch obraca się.
A ponad nią, w jasnej rzeczywistości,
Lecz bez miłości i bez blasku zórz,
Ten świat, bez duszy i bez namiętności,
Który jej nie znał, lub zapomniał już.
Ja w nim samotny, z boleścią i żalem,
Błąkam się, miejsce swe odnaleźć chcąc –
Niby łódź krucha, rozbita przez fale
I na nieznany wyrzucona ląd.
O Panie, daj mi palące cierpienia,
Dla ożywienia martwej duszy mej
I choć torturą teraz są wspomnienia,
Niechaj zachowam zawsze pamięć tej,
Która ofiarę swoją dopełniła,
Do końca tocząc bój ze światem tym;
Tej, która wierną tak miłości była,
Wbrew swoim losom i językom złym.
A chociaż walki z losem nie wygrała,
On jej zwycięzcą też nie zdołał być,
I aż do kresu swoich dni umiała
Wiarą, cierpieniem, i miłością żyć.
(1865)
* * *
Dzisiaj piętnasta rocznica minęła
Dnia, który szczęście przyniósł i cierpienie,
Gdy ona we mnie swoją duszę tchnęła
I całe swoje przelała istnienie.
Niemal od roku, bez skarg i narzekań,
Straciwszy wszystko, uświadamiam sobie,
Że w życiu tylko samotność mnie czeka,
Tak samo straszna, jak po śmierci w grobie.
(15 czerwca 1865)
Z rosyjskiego przełożył Andrzej Lewandowski